Kazimierz Kaczor: Ta afera niemal zrujnowała mu karierę
26.08.2013 | aktual.: 11.04.2017 10:23
Kim był Kazimierz Kaczor, zanim zaczął się wplątywać w sytuacje nie stawiające go w jasnym świetle? Jak zaczynała się kariera dźwigowego Zygmunta Kotka, który wyłącznie zachwyty wzbudzał w gronie fanów serialu „Alternatywy 4“?
Jeszcze w 1995 roku Kazimierz Kaczor „Awanturował się o Basię“, ale tuż potem na długo zamilkł. Czy usta zamknęła mu afera, w którą został wplątany jako prezes Związku Artystów Scen Polskich? Aktora oskarżono o niemałe finansowe malwersacje i postawiono przed sądem. Odrobinę na ironię zakrawa fakt, że po czternastoletniej przerwie Kaczor pojawił się na ekranach kin w filmie zatytułowanym „Popiełuszko. Wolność jest w nas“ (2009).
W ciągu ostatnich lat jego kariera zdaje się znów nabierać tempa. Aktor wystąpił w jednym z najbardziej kontrowersyjnych polskich filmów ostatniej dekady – w „Układzie zamkniętym“ (2013) Ryszarda Bugajskiego. Kaczor wciela się w nim w postać Mirosława Kamińskiego – skorumpowanego naczelnika skarbówki,który wraz ze znajomym prokuratorem doprowadzają do upadłości świetnie prosperującą firmę.
Kim był Kazimierz Kaczor, zanim zaczął się wplątywać w sytuacje nie stawiające go w jasnym świetle? Jak zaczynała się kariera dźwigowego Zygmunta Kotka, który wyłącznie zachwyty wzbudzał w gronie fanów serialu „Alternatywy 4“?
Złe charaktery, ciężarówki i magazynierzy
Po latach pracy Kazimierz Kaczor przyznawał, że moralność bohatera jest mu obojętna, najważniejszy jest dobrze napisany scenariusz.
- Schwarzcharaktery są na ogół napisane lepiej* – mówił w jednym z wywiadów. *– […] o wiele głębiej można spenetrować ich wnętrza, a więc i zbudować pełnokrwistą postać. Człowiek pozytywny jest zazwyczaj bardziej jednowymiarowy, pozbawiony złamania, rysy.
W roli aktora Kazimierz Kaczor zadebiutował w 1959 roku. Wcześniej studiował w Krakowskiej Wyższej Szkole Rolniczej, był też kierowcą ciężarówki (z myślą o ojcu, któremu zależało, żeby syn miał odpowiedzialny zawód), magazynierem i dyspozytorem w Krakowskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego oraz maszynistą w Teatrze Lalki, Maski i Aktora „Groteska“ w Krakowie.
Doświadczenia z młodości zawsze pozostawiają za sobą ślady, nic więc dziwnego, że mimo ukończenia Wydziału Lalkarskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, publiczność pokochała go właśnie za rolę dźwigowego...
Chłopak z milionami
Popularność przyniosła Kaczorowi też rola człowieka, który znakomicie operuje pieniędzmi (czyż to nie ironia, jeśli spojrzymy na jego dramatyczny proces z ZASP-em?). W serialu Janusza Morgensterna „Polskie drogi“ (1976-77) aktor wcielił się w postać Leona Kurasia – drobnego cwaniaczka, ale honorowego człowieka.
Serial zrobił z niego polską gwiazdę. W wywiadach Kaczor mówi, że miał świadomość rosnącej popularności i dokładnie pamięta, kiedy zaczęła ona kształtować jego życie.
Niedługo potem wszyscy zobaczyli w nim też kanalarza z Woli – szlachetnego Jana Serce, który nieustannie zmagał się z miłosnymi problemami.
Młody człowiek i ocean
W życiu osobistym Kazimierz Kaczor miał znacznie więcej szczęścia, niż kreowani przez niego bohaterowie. Na swojej drodze spotkał Bożenę Michalską – kobietę równie jak on zafascynowaną żeglarstwem – i w 1994 roku wziął z nią ślub. Aktor jest zapalonym żeglarzem, ma stopień kapitana i wspólnie z żoną oraz córką opłynął już niemal pół świata.
Poza morzem kocha czytanie książek i jest fanem strategicznych gier komputerowych.
- Miłością do komputerów i zarazem gier zaraziłem się na początku lat 80. w Stanach Zjednoczonych – opowiada i dodaje, że swojego czasu miał nawet własne okienko recenzujące gry w telewizyjnym programie Joystick.
W kręgu szerokich zainteresowań aktora znajduje się też muzyka. Kazimierz Kaczor ma dyplom szkoły muzycznej w klasie skrzypiec; nie ma też żadnych problemów ze śpiewaniem. Prywatnie uwielbia słuchać Beatlesów, muzyki klasycznej i country, którą pokochał w trakcie swojej podróży po Ameryce.
Od pucybuta do milionera?
W podróż do Stanów Zjednoczonych Kaczor wybrał się wraz z żoną na początku lat 80. Wspomina, że w ciągu dziewięciu miesięcy przejechali w poprzek cały kraj. Czyżby zaczytany w powieściach aktor był pod wpływem beatników i ich opisanego w książkach życia „W drodze“? Twierdzi, że poczuł się tam wolnym człowiekiem.
Lata 90. były dużym zwrotem w jego karierze, ale smaku wolności chyba ze sobą nie przyniosły. W 1996 roku Kaczor został prowadzącym w teleturnieju „Va Banque” nadawanym w telewizyjnej Dwójce. Na antenie pojawiał się niezmiennie przez siedem kolejnych lat.
Później mówił, że to nie była jego podstawowa praca, ale dodatkowe zajęcie związane z prezesurą ZASP-u.Kaczor objął stanowisko prezesa w 1996 roku i twierdzi, że im bardziej poświęcał się pracy w Związku Aktorów, tym bardziej był zdany na życie z teleturnieju.
Rzeczywiści był to moment, w którym aktor zrezygnował z gry w filmach pełnometrażowych i pojawiał się już tylko w serialach (m.in. „Złotopolskich“)
.
Afera na szczycie
Praca społeczna na rzecz środowiska aktorów scen polskich nie przyniosła szanowanemu aktorowi wiele szczęścia. Wspólnie ze skarbnikiem związku Cezarym Morawskim i głównym księgowym organizacji Piotrem Kuriatą, Kaczor został postawiony przed sądem za narażenie ZASP-u na 9,2 mln zł strat.
Powodem finansowej kraksy był niefortunny zakup obligacji Stoczni Szczecińskiej Porta Holding między styczniem a kwietniem 2002 roku. Wkrótce potem przedsiębiorstwo ogłosiło bowiem upadłość. Kaczor od początku zaprzeczał, że ma coś wspólnego z transakcjami i przyznał, że do wszelkich działań finansowych upoważnił księgowego ZASP-u, któremu ufał. W podobnych słowach bronił się wówczas Morawski.
Prokuratura okręgowa w Warszawie była innego zdania i całą trójkę oskarżyła o nieumyślne spowodowanie straty dużej sumy pieniędzy.Groziła im za to kara do trzech lat więzienia i grzywna uzależniona od wielkości majątku oskarżonego.
Życie po prezesurze
Kazimierz Kaczor był przekonany o swojej niewinności i twierdził, że bez wahania poddałby się nawet badaniu wykrywaczem kłamstw.
Sprawę w końcu umorzono, ale do dziś aktorowi zadawane są pytania, po co była mu ta prezesura.
- Od szkoły podstawowej byłem jak nie wójtem w klasie, to starostą na roku – odpowiada na łamach magazynu Gala. - To była ważna, satysfakcjonująca część mojego życia. Ale gdybym teraz mógł się cofnąć o te naście lat, kiedy po raz pierwszy zaproponowano mi kandydowanie do naczelnych władz ZASP-u, powiedziałbym: "Nie i jeszcze raz nie". Powinienem mieć poczucie sukcesu z załatwienia wielu spraw niezwykle ważnych dla polskich aktorów, a odczuwam gorycz - zdradził artysta.
Co dalej?
Czy Kazimierz Kaczor zawsze będzie już kojarzony z niefortunnym skandalem finansowym?
A może spełni się jego niegasnące marzenie? Aktor przyznaje, że ma tylko jedno:
Czy nie pozostaje mu tego życzyć? (ab/gk)