Kellan Lutz: Fani ''Zmierzchu'' dziś mogą go nie poznać
29.06.2016 | aktual.: 22.03.2017 16:53
Od premiery „Władców Wszechświata” z Dolphem Lundgrenem w roli He-Mana minęło prawie trzydzieści lat. Nic dziwnego, że Hollywood postanowiło wskrzesić wojowniczego księcia; niedawno zapowiedziano, że właśnie ruszyły prace nad „Masters of The Universe”. Zaczęto, naturalnie, od znalezienia odtwórcy głównej roli. Podobno wśród faworytów jest Kellan Lutz – gwiazda „Zmierzchu”.
Od premiery „Władców Wszechświata” z Dolphem Lundgrenem w roli He-Mana minęło prawie trzydzieści lat. Nic dziwnego, że Hollywood postanowiło wskrzesić wojowniczego księcia; niedawno zapowiedziano, że właśnie ruszyły prace nad „Masters of The Universe”.
Zaczęto, naturalnie, od znalezienia odtwórcy głównej roli. Podobno wśród faworytów jest Kellan Lutz – gwiazda "Zmierzchu". Ci, którzy pamiętają go właśnie z tego przeboju, mogą być zaskoczeni widząc jak bardzo się zmienił. Najwyraźniej młody aktor, nie tylko nie zaprzestał treningów fizycznych, ale wręcz je zintensyfikował.
Aktor napisał na swoim Twitterze, że spotkał się z producentami "Masters of The Universe", choć nie zdradził, o jaką rolę się ubiega. Patrząc jednak na jego muskulaturę, można chyba przypuścić, że chodzi właśnie o He-Mana.
Nie chciał sławy
- Nigdy nie chciałem być sławny – twierdził Kellan Lutz, pytany przez dziennikarzy, jak radzi sobie z popularnością.
I dodawał, że bardzo dobrze czuł się na samym początku swojej kariery, kiedy jeszcze niewiele osób o nim słyszało.
Podkreśla, że aktorstwo i modeling to nic wyjątkowego – ot, praca jak każda inna, i nie rozumie, skąd ten cały szum. Zapewnia też, że jest zwykłym chłopakiem, któremu nawet nie marzyło się, że trafi na wielkie ekrany.
Przełom w karierze
Zaczynał od występów gościnnych w serialach, dopiero po dwóch latach udało mu się dostać rolę w pełnym metrażu.
Prawdziwy przełom w jego karierze nastąpił jednak w 2008 roku, kiedy pojawił się w „Zmierzchu”, gdzie wcielił się w Emmeta Cullena.
Tak naprawdę początkowo producenci zaprosili go na przesłuchanie do roli Edwarda – jednak Lutz odmówił; był wtedy w Afryce, zajęty kręceniem miniserialu „Generation kill - Czas wojny”. I choć nie otrzymał głównej roli, nie miał powodów do narzekań – po „Zmierzchu” wręcz zasypano go propozycjami.
''Kocham to, co robię''
Lutz nigdy nie pozwolił, by sława uderzyła mu do głowy. Podkreślał też, jak niezwykle ważna jest da niego rodzina, która pomaga mu zachować zdrowy rozsądek.
- Rodzina bardzo mnie wspiera – mówił. - I cieszą się, kiedy mogą zobaczyć mnie w telewizji albo na wielkim ekranie. Są dumni. To bardzo ważne, ponieważ wiele ryzykowałem, odchodząc ze szkoły i angażując się w aktorstwo. W liceum naprawdę ciężko pracowałem, zaoferowali mi stypendium w college'u, a ja rzuciłem to wszystko, żeby grać. Nie żałuję tego wyboru, naprawdę kocham to, co robię – dodawał.
Wśród idoli z dzieciństwa
Dla Lutza niezwykle ważne jest to, że może stanąć obok swoich idoli z dzieciństwa. Dlatego, kiedy zaproponowano mu angaż w „Niezniszczalnych 3”, nie wahał się ani przez moment. - Moje marzenie się spełniło – mówił. - Mogłem pracować z tymi wszystkimi moimi bohaterami, których podziwiałem. Było to dla niego tym ważniejsze, że wcześniej przegrał casting do ostatniej części „Szklanej pułapki”, a marzył, by zagrać u boku Bruce'a Willisa.
- Chciałem zagrać jego syna, uznałem, że to będzie rewelacyjne doświadczenie. Ale nie dostałem roli – mówił. Nic straconego – kilka lat później spotkał swego idola na planie „Extraction”.
''Wielu uważa, że jestem gejem''
Lutz, choć na powodzenie u pań nie narzeka, nie wdaje się w rozliczne romanse. Podkreśla, że szuka poważnego uczucia. I śmieje się, kiedy słyszy plotki na temat swojej orientacji. - Wielu ludzi uważa, że jestem gejem – mówił. - Wiele dziewcząt tak myśli. To całkiem zabawne, kiedy dziewczyna czuje się urażona, bo do niej nie zarywam. Wtedy zaczyna się usprawiedliwiać, mówiąc: „O, to ma sens, słyszałam, że wolisz faceta i masz chłopaka”.Pytam ją wtedy: „Serio? To jest twoja taktyka, żeby zdobyć moją sympatię?”. Ech, plotki będą zawsze, ale najważniejsze, że ja sam wiem, kim jestem.
Facet bez koszulki
Lutz próbuje nie dać się zaszufladkować. Stara się wybierać różnorodne scenariusze. Zajmuje się modelingiem. Wiele ćwiczy. Udziela się charytatywnie, pomagając chorym dzieciom i walcząc o prawa zwierząt. Mimo to boi się, że wrzucono go już do pewnej szufladki.
- Nie chcę być znany jako ten koleś, który zawsze ściąga koszulkę – żalił się. - Robią mi wiele zdjęć i fotografowie nieustannie proszą, żebym pozował półnagi. Ostatnio staram się więc trzymać ciuchy na sobie – żartował.
Ale o brak zleceń obawiać się nie musi. Już niebawem będzie można go zobaczyć w „The Feud”, „The Osiris Child: Science Fiction Volume One”, „Adi Shankar's Gods and Secrets” i „Nest”.
(sm/gol.)