Kina wstają z kolan. Spektakularne wyniki, jakich dawno nikt nie widział
Tak spektakularnego powrotu widzów do polskich kin nikt się chyba nie spodziewał. Podczas walentynkowego weekendu frekwencja wyniosła blisko 100 tys. osób. Znakomity wynik osiągnięty w reżimie sanitarnym, bez hollywoodzkich hitów i polskich przebojowych produkcji, bez udziału multipleksów.
17.02.2021 16:01
Otwarcie sal kinowych, które przez ponad trzy miesiące (od 7 listopada 2020 roku) były zamknięte, można uznać za początek nowego rozdziału w branży kinowej w Polsce. Rozdziału, który niczym filmy Alfreda Hitchcocka zaczął się do trzęsienia ziemi. Na dodatek zupełnie niespodziewanego. "Jesteśmy niezwykle poruszeni tym, co zobaczyliśmy w ten weekend w naszych kinach. Nie tylko samą frekwencją, ale reakcjami widzów ewidentnie stęsknionych za kinami, dla których wizyta w kinie była pełnym radości i wzruszeń świętem. Mamy świadomość tego, że pomógł nam ten wyjątkowy walentynkowy czas, jak również pogoda i brak innych dostępnych rozrywek. Niemniej mamy nadzieję, że taka frekwencja utrzyma się, a my pozostaniemy otwarci po tych dwóch warunkowych tygodniach" – komentuje prezes Stowarzyszenia Kin Studyjnych Marlena Gabryszewska.
Jeśli spojrzymy na historyczne dane dotyczące frekwencji w kinach w wakacje ubiegłego roku, tuż po lockdownie, to rzeczywiście trudno było o optymizm.
Przez pierwszy miesiąc (czerwiec) średnia liczba widzów w czasie weekendów nie przekroczyła 10 tys. osób. W drugim miesiącu (lipiec) wynosiła około 30 tys. osób.
Stutysięczny pułap udało się przekroczyć dopiero w ósmym tygodniu od momentu wznowienia działalności kin po lockdownie, gdy funkcjonowały już niemal wszystkie multipleksy (do otwarcia całego rynku brakowało jedynie kilku obiektów Multikina).
Teraz wszystkie wielosalowe obiekty Multikina, Heliosa oraz Cinema City były zamknięte, a mimo to, frekwencja również oscylowała w granicach 100 tys. osób (dane szacunkowe).
Multipleksy nie otworzyły się z powodu zbyt krótkiego czasu otrzymanego na wznowienia działalności (zaledwie 7 dni), faktu, że decyzja o takiej możliwości została wydana warunkowo na dwa tygodnie (co mogłoby się wiązać np. z czasochłonnym procesem zatrudnienia pracowników, a następnie ich szybkim zwolnieniem), wysokimi kosztami oraz brakiem możliwości przygotowania odpowiedniego repertuaru.
Z tymi przeszkodami (w pewnych obszarach na pewno znacząco mniejszymi) właściciele kin studyjnych poradzili sobie jednak bardzo dobrze.
Na wysokości zadania stanęły także firmy, które zajmują się dystrybucją filmów, na co zwraca uwagę Marlena Gabryszewska. - Bardzo też dziękujemy dystrybutorom, którzy w tak szybkim tempie przygotowali dla nas fantastyczny katalog premier. Niewątpliwymi hitami weekendu były filmy "Zabij to i wyjedź z tego miasta", "Na rauszu", "Palm Springs", "Sound of Metal" czy "Czarownica miłości".
Warto zwrócić uwagę, że aż cztery spośród wymienionych tytułów to produkcje, które podczas minionego weekendu wyświetlane były jako filmy przedpremierowe. Można stwierdzić, że trafiły do repertuaru kin w trybie awaryjnym, ale to właśnie one cieszyły się największą popularnością.
Hity, nie kity
Największym przebojem pierwszego weekendu po zniesieniu lockdownu okazała się komedia "Palm Springs", której oficjalna premiera planowana jest na 26 lutego.
Niezależna amerykańska produkcja wyświetlana była w 163 kinach i zgromadziła ponad 27 tys. widzów. Jest to jeden z najlepszych przedpremierowych wyników w całej historii firmy Gutek Film. Dystrybutor informuje z dumą, że warszawskie Kino Muranów wyprzedało wszystkie 18 pokazów filmu od piątku do niedzieli. Oczywiście, kina funkcjonują pod rygorem sanitarnym i mogą sprzedawać tylko połowę miejsc na sali.
Dodajmy, że "Palm Springs" nie jest jedną z tych błahych komedyjek (na ogół romantycznych), które często stawały się przebojami w czasie walentynek. Świadczą o tym m.in. dwie nominacje do Złotego Globu dla najlepszego filmu (w kategorii komedia lub musical) oraz aktora.
Bardzo duże problemy ze znalezieniem wolnego miejsca na sali mieli także widzowie, którzy chcieli zobaczyć komediodramat "Na rauszu" wyświetlany w 94 kinach (zdjęcie opublikowane na początku tekstu pochodzi właśnie z tego filmu - główną rolę zagrał w nim Mads Mikkelsen). Obraz zdobył ostatnio cztery najważniejsze wyróżnienia podczas Europejskich Nagród Filmowych, nominację do Złotego Globu w kategorii film zagraniczny i jest duńskim kandydatem do Oscara (nominacja niemal pewna).
Przedpremierowo kina pokazywały również zwycięzcę Festiwalu w Gdyni, czyli "Zabij to i wyjedź z tego miasta". Animacja Mariusza Wilczyńskiego zgromadziła ponad 5,5 tysiąca widzów na pokazach w blisko 70 kinach.
Czas pandemii
Spośród starszych tytułów, które miały premierę jeszcze przed wprowadzeniem drugiego lockdownu, największą popularnością podczas minionego weekendu cieszył się "Tajemniczy ogród" (niespełna 5 tysięcy sprzedanych biletów).
Najnowsza ekranizacja słynnej powieści Frances Hodgson Burnett zadebiutowała w polskich kinach 16 października ubiegłego roku, wyświetlana była przez trzy tygodnie, a teraz powróciła na duży ekran.
W dystrybucji kinowej wciąż znajduje się także dramat "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy", który miał premierę 18 września. Polską produkcję można uznać za największy kinowy przebój "czasu pandemii". W tym niezwykle trudnym okresie zgromadził aż 714 tys. widzów.
Na koniec warto odnotować, że kina studyjne, po raz kolejny, bardzo sumiennie wywiązują się z obostrzeń reżimu sanitarnego.
Większość biletów sprzedawana jest on-line, między seansami robione są długie przerwy, by publiczność nie gromadziła się w foyer, a obsługa miała czas na dezynfekcję foteli. Zdyscyplinowani wydają się także widzowie, którzy muszą wytrzymać cały seans w maseczkach na twarzach. Wszystkim zależy, aby kina były otwarte dłużej niż tylko przez dwa tygodnie.