Kochać, czy warto...
To właśnie miłość jest motorem napędowym życia, to ona daje nam siłę, pozwala przenosić góry, bez niej człowiek jest niczym. Bez niej życie nasze jest szare, pozbawione blasku, radości, uśmiechu. Kochać i być kochanym to coś wyjątkowego, nie bać się, że mogę kogoś pokochać, nie bać się, że ktoś odwzajemni moje uczucie.
04.12.2006 18:08
Co tak naprawdę oznacza magiczne słowo „Kocham”? Słowo, które nadużywane traci swą szczególną moc, lecz gdy go brakuje, wszystko inne zaczyna tracić sens, jednak czy tylko dzięki temu, iż nie pada z naszych ust? Czy potrafimy kochać pełnią serca, duszy, każdym atomem ciała, czy też dajemy tej drugiej osobie jedynie cząstkę siebie...
Zawsze pisząc o miłości mam problem, jak się do niej odnieść, gdyż na dobrą sprawę w sposób konkretny, pełny, jedyny w swoim rodzaju nie poznałem jej jedynego pod każdym względem smaku.
Cóż z tego, że kochać potrafię, skoro nie jestem kochany, cóż z tego, że... Małe osobiste rozważanie jest dobrym punktem wyjścia do konkretnego rozważania, jakim jest podglądanie miłości okiem kamery, wizją scenarzysty, reżysera.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to nic prostszego, nakręcić dobry film romantyczny. Nie podoba mi się to określenie, ale wszyscy wiedzą o co chodzi, więc przy nim pozostanę. A to wbrew pozorom... nie jest takie proste. Oddać myśli, uczucia, stworzyć ciekawą, interesującą historię, która tchnie miłością, uczuciem, ale nie jest kiczowata, nadęta, bezmyślna. Pozwala dotknąć serce, ująć duszę w obie dłonie i choć przez chwilę sycić się tą chwilą.
Filmy i komedie romantyczne pojawiają się co jakiś czas, mniej lub bardziej udane, takie, do których powracamy, które zapisują się w naszej pamięci konkretnymi obrazami.
Dla mnie takim dziełem, doskonałym pod każdym względem jest film „To właśnie miłość”, a także równie ujmująca, równie piękna i wzruszająca „Szkoła uczuć”. Zastanawiam się, czy ktoś dostrzeże pewien podstęp, który pojawił się w tym tekście, świadomie popełniony.
Oba wspomniane filmy były i są dla mnie czymś doskonałym, w tym konkretnym gatunku, w sztuce filmowej, w opowiadaniu o uczuciach prostymi słowami, czasem w dosyć zaskakujący sposób. „Naga prawda o miłości” ma w sobie tego samego ducha, choć nie chcę porównywać tych filmów, gdyż nie oto tu chodzi.
Jak to jest, że żyjąc z kimś szukamy zupełnie nowych wrażeń, doznań, zapominając o tym, co pragnie ofiarować nam ta druga osoba. Co dzieje się w przypadku, gdy jestem zadurzony w żonie swojego najlepszego... przyjaciela i wspólnika. Co począć? Jak odnaleźć się w tej sytuacji, wiedząc też, bądź się domyślając, iż on zupełnie ją zaniedbuje i o niej nie myśli?
Co czuje wtedy kobieta? Co zrobi, by uratować swój związek? Do czego jest zdolna?
Historia pokazana w filmie jest taka samo normalna, jak każda inna, dlatego może dotknąć każdego z was. Być może oglądając odnajdziecie się w tej lub innej roli, być może właśnie wtedy pomyślicie: Jakim on jest złamasem. Być może pomyślicie coś znacznie gorszego, tego nie wiem...
I choć byśmy o tym nie wiedzieli, z marszu odnajdziemy w tym filmie szczególny, angielski humor, szczególnie na sali sądowej. Angielski, jak najbardziej angielski, jakże wyraźny, artykułowany, z tym szczególnym akcentem, pewne zachowania, gesty.
Wszystko to dodatkowo pozytywnie wpływa na oglądany film, a że miłość zawsze wygrywa, to przecież wszyscy wiemy, dlatego szczęśliwe zakończenie, to podstawa. Choć nie jest to regułą, co warto podkreślić, gdyż wtedy nie byłoby tej przyjemności, jaką jest dobry, interesujący film.
Odpowiedni na randkę we dwoje, na pierwszą randkę, na spotkanie po latach, choć na takie spotkanie kino to chyba nie najlepsze miejsce. Cokolwiek by mówić, myślę, iż będzie to jedna z ciekawszych premier tego tygodnia.