Lem o filmie "Solaris"

Stanisław Lem nie pojawił się na zorganizowanym specjalnie dla niego przedpremierowym pokazie Solaris - Stevena Soderbergha, nie było go także na środowej projekcji dla prasy, ale film widział i chyba docenił. - czytamy w Gazecie Wyborczej.

Lem o filmie "Solaris"

06.02.2003 14:23

Choć polski pisarz do adaptacji swoich dzieł podchodzi raczej sceptycznie, był ciekaw filmu. Śledził prace nad filmem, choć zgodnie z podpisaną z 20th Century Fox umową nie ingerował w nie. Cieszyły go doniesienia na temat efektów specjalnych, smuciły niektóre rozwiązania fabularne. Film obejrzał w domu. Z prasą postanowił się nie spotykać, ale żeby zaspokoić ciekawość widzów i czytelników, napisał oficjalne oświadczenie.

Stanisław Lem o Solaris:
Trudno porównywać książkę, kilkaset kartek papieru zapisanych prawie pół wieku temu, do zaawansowanego technologicznie obrazu, wykorzystującego szczytowe osiągnięcia techniki filmowej i komputerowej, nad którym pracował cały sztab ludzi. Wizja artystyczna Soderbergha wydaje się przemyślana i konsekwentna, pozostaje jednak w pewnym oderwaniu od pierwowzoru. Reżyser na pierwszy plan wysunął tragiczną miłość Krisa i Harey- element emocjonalny zdecydowanie dominuje nad intelektualnym. Solaryjski ocean jest wielkim nieobecnym! Film ma swój niepowtarzalny, obezwładniający widza klimat. Nasycenie światłem, kolorystyka, ujęcia, muzyka, gra aktorska, oszczędne użycie efektów specjalnych, przejrzysta narracja - wszystko to tworzy dzieło niezwykłe, zaskakujące, prawdziwie nowatorskie. Soderbergh popełnił kawałek ambitnego, artystycznego kina - trudny do zgryzienia orzech dla masowego odbiorcy karmionego hollywoodzką papką.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)