Uwielbiany przez widzów i krytykę. Nie mógł też narzekać na brak propozycji, a role, które otrzymywał – chociażby kultowe już kreacje w "Czarnych chmurach" czy "40-latku" – przyniosły mu prawdziwą popularność.
Wiodło mu się nie tylko w życiu zawodowym, ale i prywatnym. Ponad czterdzieści lat temu odnalazł szczęście u boku ukochanej kobiety, z którą stworzył trwały i niezwykle udany związek.
I tylko jedna rzecz kładzie się cieniem na pozornie idealnym życiu Leonarda Pietraszaka. Aktor przyznaje, że cierpi na myśl o tym, jak ułożyły się relacje z Mikołajem, jego synem z pierwszego małżeństwa.
Chciał być bokserem
– Miałem być dziennikarzem, ale nie dostałem się z powodu braku miejsc – opowiadał w Fakcie. - Chciałem jednak studiować, bo wszyscy koledzy dostali się na jakieś uczelnie, więc żeby nie było wstydu poszedłem na chemię. Cóż, tego lepiej w ogóle nie wspominać. Potem przez chwilę byłem w Studiu Dramatycznym w Bydgoszczy, stamtąd trafiłem do łódzkiej filmówki. No ale na samym początku to miałem zostać zawodowym bokserem.
Szybka sława
Na teatralnej scenie zadebiutował jeszcze jako student. Zaraz potem trafił na plan filmowy i jego kariera ruszyła z kopyta.
Największą popularność przyniosły mu role w serialach „40-latek”, gdzie zagrał doktora Karola Stelmacha, przyjaciela Stefana Karwowskiego, i „Czarne chmury”, w których wcielił się w Krzysztofa Dowgirda. Widzowie pokochali go również za występ w filmie „Vabank”.
- Bardzo miło wspominam pracę nad wszystkimi tymi filmami i nigdy nie mam ich dość. Najbardziej jednak cieszę się, że publiczność wciąż chce je oglądać – mówił w „Fakcie”.
Bożyszcze kobiet
Przystojny, utalentowany i charyzmatyczny – nic dziwnego, że Pietraszak nie mógł opędzić się od wielbicielek.
- Większość listów, jakie wówczas otrzymywałem, pisana była przez młodziutkie dziewczyny, często niepełnoletnie, to było bardzo miłe i nie powiem łechtało moją męską próżność – śmiał w „Fakcie”, bagatelizując całą sprawę.
I zapewniał, że jego serce było już zajęte.
– Moja żona doskonale wie, że jest dla mnie jedyną kobietą – mówił, dodając, że nigdy nie zdradziłby swojej ukochanej Wandy.
Rodzinne problemy
Ale jego życie uczuciowe nie zawsze było tak udane. Pierwsze małżeństwo Pietraszaka zakończyło się rozwodem.
- Popełniliśmy z Hanką błąd, zakładając rodzinę tak niedojrzale, na wariata, a pojawienie się dziecka tylko skomplikowało sytuację – opowiadał w książce „Ucho od śledzia”.
Rozstali się wkrótce po narodzinach syna Mikołaja. Aktor żałował, że jego relacje z dzieckiem praktycznie przestały istnieć.
– Niestety w życiu Mikołaja zabrakło ojca i tego nie da się odwrócić. Byłem przekonany, że kiedy dorośnie, zrozumie pewne rzeczy i nasze relacje będą wyglądały inaczej. Myślałem, że będzie odwiedzał nas, a może i my będziemy czasem gośćmi w jego domu – mówił. - To jest sprawa, która nigdy nie da mi spokoju. A czas ucieka...
Nierozwiązany problem
Niestety, wygląda na to, że Pietraszak nie doczeka się poprawy nadwątlonych przed laty relacji. Jak wspominał, Mikołaj Pietraszak-Dmowski rozważał nawet usunięcie pierwszego członu swojego nazwiska.
- Denerwowały go częste pytania: Czy jest synem tego aktora? Nie ukrywam, zrobiło mi się przykro, zabolało... - opowiadał Pietraszak w „Uchu od śledzia”.
Kiedy Mikołaj brał ślub, zaprosił tylko ojca, zaznaczając, że ma się pojawić bez swojej żony.
- W jego świadomości Wanda funkcjonuje jako ta, która zabrała mu tatę, choć wcale tak nie było – mówił z żalem aktor.
''Nie warto jest żałować niczego''
Choć obecnie Pietraszak coraz rzadziej pojawia się na ekranie, nie zrezygnował z aktorstwa. W 2012 roku zagrał w „Dniu kobiet”. Pytany przez „Fakt”, czy jest artystą spełnionym, odpowiadał skromnie:
– To ocenią ci, którzy nastaną po nas. Ja mogę jedynie powiedzieć, że czuję się całkowicie spełnionym człowiekiem, który wiódł i wiedzie uczciwe życie.
I zapewniał, że choć nie zawsze wszystko układało się po jego myśli, niczego nie żałuje.
– W moim wieku nie warto jest żałować niczego – mówił. - Lepiej uśmiechać się do wspomnień.