''Magdalena'': O jeden krok za daleko [Recenzja]
Festiwal Filmowy Młodzi i Film w Koszalinie to jedno z niewielu miejsc, gdzie można się zetknąć z autentycznie niezależną polską kulturą filmową. Obok produkcji, które miały już swoje premiery w kinach ("Baczyńskiego" czy "Zaślepionej") w konkursie pełnometrażowych fabularnych debiutów filmowych oglądamy też projekty realizowane z minimalnym budżetem i maksymalnym wkładem własnym. Jednym z nich jest "Magdalena" Mateusza Znanieckiego. Film o młodej dziewczynie z wielkiego miasta, która jedzie na "przymusowe" wakacje do parafii w Jeżowie, to niestety historia opowiedziana przez reżysera, który etap twórczego dojrzewania ma wciąż przed sobą.
"Magdalena" to historia, która ma w sobie potencjał, jakiego reżyser ewidentnie nie umiał wykorzystać. W interesujący sposób próbował tylko opowiadać o zderzeniu wielkiego świata z małym miasteczkiem, wielkich ambicji z prowincjonalnym życiem i niezwykłej urody z małym realizmem. Chciałabym móc wspominać urokliwe sekwencje "Maleny" (2000) Giuseppe Tornatore, kiedy Magdalena idzie ulicami miasta i przyciąga wzrok wszystkich mijających ją przechodniów. Niestety mimo, że debiutująca na ekranie Aleksandra Pałka ewidentnie została obsadzona w głównej roli ze względu na swoje walory fizyczne, w filmie nie ma unoszącej się w powietrzu erotycznej atmosfery. Pałka zupełnie nie poradziła sobie z zagraniem pięknej dziewczyny, która ucieka od wzroku natrętnych absztyfikantów i traumatycznych wspomnień pierwszych seksualnych doświadczeń.
27.06.2013 18:48
Co więcej, jak się wkrótce okazuje, jej problem jest wydumany, odklejony od współczesnej rzeczywistości i wywołujący na sali kinowej głównie salwy śmiechu. Sztuczność sytuacji, w jakiej znalazła się dziewczyna jest inna, ale nie mniej rzucająca się w oczy niż ta, z której drwili niedawno widzowie "Idealnych matek" (2012) Anne Fontaine. Znaniecki nie radzi sobie z prowadzeniem aktorki, która nie ma żadnego doświadczenia na ekranie i raz pozwala Pałce na rzucanie zagubionych spojrzeń, innym razem na tandetne dramatyzowanie wątpliwych dylematów. Owocuje to również poczuciem, że "Magdalena", przeładowana biblijnymi symbolami, jest próbą tandetnego moralizowania bazującego na uproszczonej psychologii. Tak, jak wspomniane powyżej "Idealne matki" były akceptacją seksualnej utopii, tak "Magdalena" przypomina (tylko niekiedy dowcipne) kazanie wygłaszane z ambony.
Dowcip jest na szczęście plusem filmu, którego dramaturgiczna konstrukcja tak znacznie kuleje. Komediowe sceny rozgrywające się w parafialnej kuchni, na zakrystii czy nawet przed samym ołtarzem, dodają fabule zgrabnej lekkości, której brakuje większości polskich komedii. Interesujący, choć już nieco ograny, był też pomysł zderzenia stereotypu na temat natury katolickiego księdza z wulgarną kulturą miejskiego hip-hopu. I tym razem Znanieckiemu wystarczyło niestety tylko kilka banalnych gestów rysujących naprzemiennie konflikt i nić porozumienia między dwiema sferami. Przeraża tylko wpisany na wszystkie poziomy, jakie można poddać analizie i interpretacji, wstyd wobec własnego ciała, które jawi się w filmie wyłącznie jako przedmiot grzechu. "Magdalena" nie jest debiutem odważnym, myślowo oryginalnym, ani niepokornym. To historia o strachu przed sobą samym, która zmusza tylko do zadania sobie pytania, czego bał się reżyser, kiedy nad nią pracował?
Ocena: 3/10 Anna Bielak