Maja Ostaszewska: rozwija skrzydła i nie daje się zaszufladkować
28.09.2017 | aktual.: 28.09.2017 15:14
W branży uchodzi za artystkę wszechstronną, która nie pozwala się zaszufladkować. Doskonale wie, czego chce - zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Nie obawia się zabierać głosu nawet na trudne tematy i otwarcie przyznaje, że nie jest "wzorową matką Polką".
Zahartowało ją bez wątpienia niełatwe dzieciństwo - Ostaszewska przyznawała, że choć wychowywała się w kochającej rodzinie, od najmłodszych lat musiała zmagać się z mało przyjemnymi docinkami ze strony agresywnych kolegów.
Jej rodzice byli praktykującymi buddystami i gdy Maja przyszła na świat, przeprowadzili się do ośrodka buddyjskiego w Przesiece. Znajomym Ostaszewskiej nie mieściło się to w głowach.
Maja Ostaszewska: "Jest grono aktorów, którzy ciągle grają te same role":
Oczywista droga kariery
– Jako mała dziewczynka wychowywana w rodzinie wyznającej buddyzm byłam prześladowana przez rówieśników i straszona piekłem – opowiadała w "Polityce". - Dziś mówię o tym z uśmiechem, ale wtedy wcale nie było mi wesoło.
Któregoś dnia została nawet pobita przez kolegów, którzy uznali, że zbyt się od nich różni; innym razem zrzucili ją ze schodów.
– To poczucie odmienności, wyobcowania i niedopasowania towarzyszyło mi przez sporą część życia – dodawała.
Miłość i praca
Ponieważ dorastała w środowisku artystycznym - jej babcia była aktorką, dziadek artystą, zaś ojciec jest cenionym muzykiem - Ostaszewska nie wahała się długo nad wyborem studiów. W 1997 r. odebrała dyplom na krakowskiej PWST. Miała już wtedy za sobą pierwsze aktorskie doświadczenia przed kamerą i pewnym krokiem weszła do branży filmowej.
Wkrótce potem trafiła ją strzała amora. Jej wybrankiem został Łukasz Barczyk – choć aktorka podkreślała, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia.
– Zanim zostaliśmy parą, pracowaliśmy ze sobą trzy lata. Potrafiliśmy się szybko dogadać: wystarczyło jedno spojrzenie, jedno słowo. Wspólne doświadczenia i zbliżona wrażliwość sprawiały, że na planie filmowym rozumieliśmy się lepiej; nie trzeba było przełamywać tak wielu barier – wspominała w "Dzienniku Zachodnim".
Ten związek nie przetrwał jednak próby czasu. Ostaszewska podkreślała zresztą, że nie szukała partnera na siłę, wiedziała, że miłość przyjdzie do niej wcześniej czy później. I faktycznie. Kiedy pracowała na planie filmu "Solidarność, Solidarność", poznała Michała Englerta (na zdjęciu) – syna Marty Lipińskiej i Macieja Englerta.
''Myślę, że oboje dobrze się dobraliśmy''
– Spotkaliśmy się jako osoby dorosłe, po różnych doświadczeniach. Wiedzieliśmy, czego oczekujemy. Myślę, że oboje dobrze się dobraliśmy. Mamy wolne, twórcze zawody, doskonale się rozumiemy – mówiła w "Pani". I nigdy się nie ograniczali. Wspierają się i ufają sobie. Aktorka nie ma nawet nic przeciwko temu, że Englert często współpracuje ze swoją byłą partnerką, Małgorzatą Szumowską (którą zostawił dla Ostaszewskiej).
Ich uczucie jeszcze bardziej scementowały narodziny dwójki dzieci – Franciszka i Janiny.
I choć Ostaszewska cieszyła się na myśl o powiększeniu rodziny, przyznawała, że bardzo źle znosiła ciążę.
"Nie jestem wzorową matką Polką"
- Żeby było jasne - nie jestem wzorową matką Polką. Bardzo źle znosiłam ciąże i czasem miałam dosyć. Za drugim razem leżałam plackiem, zupełnie wycofałam się z pracy. To był koszmar. Ten stan wcale nie był cudowny. Czasami słyszę, że niektóre dziewczyny w ciąży czują się najbardziej seksownie. Ja miałam poczucie silniejszej więzi z naturą, ale sexy na pewno nie byłam - opowiadała w "Twoim Stylu".
Nie kryje, że teraz prawdziwym wyzwaniem jest dla niej pogodzenie życia domowego z zawodowym; nie chce rezygnować z pracy, ale stara się też jak najwięcej czasu spędzać z dziećmi - a to niełatwe.
Aktorka o wielu twarzach
Ale idzie jej to chyba całkiem nieźle. Chociaż wiele koleżanek narzeka, że dla aktorek po czterdziestym roku życia brakuje ról, Ostaszewska nie ma takiego problemu. Przeciwnie; właśnie teraz rozwija skrzydła, grając w zróżnicowanym repertuarze i dając popis swoich umiejętności.
Krytyka zachwyciła się nią w "Body/Ciało"; rok później pojawiła się w "Pitbull. Nowe porządki" (na zdjęciu) Partyka Vegi - rolę Olki nazywała prawdziwym aktorskim wyzwaniem, ale znów poradziła sobie z nim doskonale.
Teraz można ją oglądać w serialach "Druga szansa" i "Diagnoza"; pojawi się również w thrillerze Pawła Borowskiego "Ja teraz kłamię".
"Oczywiście czuję się feministką"
Niedawno Ostaszewska otrzymała nagrodę, z której jest wyjątkowo dumna - "Okulary Równości" w kategorii: Prawa kobiet i zwalczanie dyskryminacji z powodu płci za "konsekwentne wspieranie wszystkich akcji na rzecz praw kobiet, aktywne zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem "Ratujmy kobiety", odwagę sprzeciwiania się pogardzie i nienawiści". Ostaszewska nie kryje, że te kwestie są dla niej niezwykle ważne.
- Oczywiście czuję się feministką. Nie wiem, jak jakakolwiek inteligentna kobieta może się nią nie czuć. Jest cała masa problemów: dyskryminowanie, brak wsparcia dla gospodyń domowych. Uważam, że kobiety zajmujące się domem i wychowujące dzieci powinny dostawać pensję od państwa, bo to jest ciężka praca - mówiła w "Twoim Stylu".
- Albo sprawa nierefundowanego in vitro - wyobrażam sobie, jaki to dramat dla ludzi, których na taki zabieg nie stać. Jestem za wyraźnym oddzieleniem Kościoła od państwa. A także za prawnym uregulowaniem sprawy aborcji. Wkurzył mnie szalony pomysł Romana Giertycha, że aborcja powinna być zakazana, nawet gdy zagraża życiu matki. Wtedy poszłam na manifę - a byłam w ciąży!