Małgorzata Potocka: Zawsze odradzam się jak Feniks
Aktorka, reżyser, fotograf, bizneswomen i dyrektor telewizji w jednym, słowem - Małgorzata Potocka. W serialu "Barwy szczęścia" możemy ją oglądać w roli matki, która próbuje odzyskać zaufanie dziecka. Prywatnie wychowała dwie wspaniałe córki, które zawsze mogą na nią liczyć. Aktorka przyznaje, że choć w życiu różnie bywa, to po każdym upadku odradza się jak Feniks z popiołów.
07.08.2008 19:09
**
W "Barwach szczęścia" gra Pani dość kontrowersyjną postać. Jola to kobieta, która porzuciła męża i nie uwierzyła córce...**
Myślę, że trudno jest grać postać, która nie jest do końca pozytywna. Jola dość ostro postępuje walcząc o swoje, ale wydaje mi się, że działa w słusznej sprawie. Nawet jeżeli jest to manipulacja, idzie w pozytywnym kierunku. Do tej pory wszystko, co zrobiła było złe - odeszła od męża, nie uwierzyła córce, która zwierzyła się jej, że była molestowana, przymykała oczy na rzeczy, które się działy pod jej dachem.
Teraz w sposób bezwzględny walczy o to, żeby posklejać swoje małżeństwo i odzyskać rodzinę. Znowu chce być dobrą żoną i matką.
**
Czy fakt, że Jola nie uwierzyła córce, kiedy ta się jej zwierzyła, nie będzie przeszkodą w nawiązaniu pozytywnych relacji?**
Każdy psycholog potwierdzi, że w takiej sytuacji matka na początku nie wierzy córce, kiedy ta mówi, że tatuś się do niej dobierał. Kobiety, które doświadczyły molestowania i poniżania, w ten sposób wypierają ze świadomości bolesne fakty. Nie przyznawanie się do prawdy to rodzaj obrony psychiki. Jola jest tego przykładem. Kiedy grałam tę scenę też się buntowałam - jak można nie uwierzyć własnej córce?
Okazuje się, że jest wiele przypadków, kiedy dzieci zmyślają podobne sytuacje, aby rozbić niechciany związek matki. Justyna mówi prawdę. Matka jej nie uwierzyła, ale chce to nadrobić. Staje na głowie, żeby przekreślić to, co było. Zdrada, odejście, kłamstwo zawsze zostaje, ale jest jeszcze przebaczenie. Winy można odkupić.
**
Jest Pani matką dwóch córek. Jak je Pani wychowała?**
Mam niesamowite córki. Dwie samodzielne, przebojowe, nie pogubione dziewczyny, bardzo mocno stąpające po ziemi. Mało tego, wiedzące, kim chcą być i co robić. Matylda jest już dorosłą osobą, pełną sukcesów i zwycięstw. Weronika jest studentką. Największą satysfakcję czuje rodzic, kiedy patrzy na swoje dziecko, które wie do czego dąży.
Mam niesamowite córki. Dwie samodzielne, przebojowe, nie pogubione dziewczyny, bardzo mocno stąpające po ziemi. Mało tego, wiedzące, kim chcą być i co robić. Matylda jest już dorosłą osobą, pełną sukcesów i zwycięstw. Weronika jest studentką. Największą satysfakcję czuje rodzic, kiedy patrzy na swoje dziecko, które wie do czego dąży.
**
Jakim jest Pani typem matki - kumpelki, przyjaciółki?**
Sadzę, że rozwiązanie pod tytułem matka-kumpelka jest najgorsze z możliwych. Matka-przyjaciel i matka-oparcie plus duży respekt to bardzo dobre rozwiązanie. My mamy taką relację. Nawet jak chodzimy razem na przyjęcia, czy do dyskoteki, zawsze zaznaczone są granice. Cały czas jestem matką, a nie koleżanką.
**
Córki zwierzają się Pani?**
Dużo rozmawiamy. Pewnie nie mówią mi wszystkiego. Chyba nie ma takich dzieci na świecie, które powiedziałyby wszystko. Daję im prawo do własnego życia, prywatności, przestrzeni - nie wkraczam, nie kontroluję, nie staram się inwigilować. Nie jestem biurem SB. Taka relacja jest najzdrowsza. Córki mają do mnie zawsze dostęp i mogą o wszystkim porozmawiać. Nie stwarzam problemów komunikacyjnych, a przede wszystkim nie komentuję. Jestem od wszystkich spraw, które trzeba załatwić.
**
Córki przychodzą do Pani mówiąc - Mamo zakochałam się!**
Jasne, że tak. Staram się wówczas ani nie doradzać, ani nie odradzać. Chyba, że wyraźnie o to proszą. Nie pytana nie komentuję, nie kręcę nosem. Nie ma matki na świecie, która jest zachwycona chłopakiem swojej córki. Zawsze znajdziemy dziurę w całym. Wydaje mi się, że moje córki trafiły całkiem nieźle. Różne miały po drodze koleje losu. Nie komentuję ich wyborów. Matce wydaje się, że wie lepiej, a to nieprawda.
**
Co studiuje Weronika?**
Ochronę środowiska. Kiedy jej zwracam uwagę, dlaczego jeszcze nie przypięła się do drzewa w Rospudzie, odpowiada, że ma sesję. Żadna z nich nie jest artystą, chociaż mają fantastyczne talenty. Matylda mogłaby być najlepszym scenografem, czy architektem wnętrz. Weronika fantastycznie tańczy, obłędnie śpiewa. Poczucie muzyki ma po ojcu. No, może trochę po mamie (śmiech). Natomiast obie wybrały bardzo konkretne zawody, wiarygodne, w których widać, że sprawy posuwają się do przodu.
**
Należy Pani do optymistów?**
Bycie optymistą pomaga w życiu. Interpretacja każdego zdarzenia może być pozytywna i negatywna. O wiele łatwiej jest żyć ludziom, którzy nawet w sytuacjach nie do końca szczęśliwych, są w stanie widzieć pozytywną stronę. Łatwiej wtedy żyć - mniej goryczy, zawiści, pretensji do świata. Nie ma się wrzodów żołądka, stresów.
Oczywiście to idealistyczna postawa, która nie zawsze wychodzi. Jestem kobietą, która nieustannie żyje w lekkim stresie i strachu. Niepokoję się - co będzie jutro, czy dam radę z tym i tamtym - ponieważ nie jest łatwo samej być na świecie. Z drugiej strony, mam w sobie całą masę wiary, optymizmu, pogody. To pomaga mi żyć i przetrwać niepowodzenia. Zawsze odradzam się jak Feniks. Na wszystko trzeba czasu - buddyjskie podejście: poczekaj, los się odwróci.
**
Pani bohaterka przez wiele lat mieszkała w Italii. Prywatnie lubi Pani ten region świata?**
We Włoszech byłam kilka razy. Zawsze było mi tam przeuroczo. Uwielbiam włoską kuchnię. Poza tym Włosi mają fantastyczny styl, cudowną sztukę, miasta, architekturę, wspaniałe filmy. Nie spędziłam tam tyle czasu, żeby nauczyć się języka, mimo tego, że mam tam wielu znajomych. To piękny kawałek świata.
Czy włoski styl, szpilki i elegancki kostium od rana, jest Pani również bliski?
To mój styl. Nawet w domu nie mam kapci tylko pantofelki na obcasie.
**
Jak się Pani czuje jako kobieta sukcesu?**
Kobieta sukcesu - miło jest myśleć o sobie w tych kategoriach. Mam w sobie jednak dużo pokory. Wiem, że sukces jest ulotny, nie zachłystuję się nim - ani pozycją, ani pieniędzmi. Parę razy w życiu byłam już w sytuacji przegranej, bez sukcesu, i pamiętam ten smak do dziś.
Pamiętam, że nie było wtedy wokół mnie ani wielu przyjaciół, ani pomocnych rąk, ani oparcia. Świadomość tego daje mi otrzeźwienie. Myślę, że spełniam się w różnych sytuacjach. Ciągle dokądś zmierzam, jestem niecierpliwa, lubię zmieniać miejsca. Jestem typem podróżnika, więc jak trzy tygodnie siedzę w jednym miejscu zaczynam się denerwować.
**
W którym miejscu podobało się Pani najbardziej?**
Na Kubie i w Nowym Jorku. Kubę odkryłam ostatnio. Wydaje mi się, że to kolejne miejsce na ziemi, w którym mogłabym żyć. To świat niesamowicie pogodnych ludzi, którzy żyją w ciężkich warunkach. Być może cudowne owoce, słońce i temperatura powodują, że mają w sobie taką pogodę, której nam Polakom brakuje.
**
Kieruje Pani Łódzkim Oddziałem Telewizji. Jaką jest Pani szefową?**
Pogodną. To bardzo trudne zajęcie. W zasadzie, jako zodiakalny Lew, szefową byłam od zawsze. Jestem typem kierownika, zarządzającego i decydującego. Od dzieciństwa taka byłam. Nazywali mnie generał. Dla mnie to nic nowego. Tyle, że jest to telewizja publiczna, która ma jeszcze swojego szefa. Przez 15 lat byłam po prostu szefem własnej firmy produkcyjnej. Odpowiedzialność wygląda inaczej, relacje między ludźmi też.
**
Na czym polegają różnice?**
Kiedy się ma firmę prywatną, pracuje się wyłącznie z ludźmi, którzy chcą z tobą pracować. Kiedy się jest dyrektorem telewizji publicznej, gdzie połowa ludzi cię kocha a druga połowa nienawidzi, część chce z tobą pracować a część nie, i trzeba tym wszystkim zarządzać - nie jest łatwo. Tu nie ma miejsca na własne upodobania i pomysły.
Trzeba patrzeć szerzej, bardziej społecznie. Współpracować z dziennikarzami i rzeczywistością, która się dzieje na bieżąco, w życiu, które nieustannie pulsuje i zmienia się. Jako dyrektor siedzę w tyglu wrzącej wody. Stale się uczę. Zupełnie inaczej oglądam telewizję. Każdą informację odbieram inaczej, bo znam jej kulisy. Z jednej strony trudne, z drugiej pasjonujące.
**
Czy dochodzi Pani do wniosku, że telewizja kłamie?**
Z założenia każde media kłamią, bo pokazują - w swoim obłędzie i pędzie - informacje wyjęte z kontekstu. A każda informacja pozbawiona kontekstu ma wadę. Każdy ma inną percepcję, inną wrażliwość, inaczej odbiera rzeczywistość i inaczej ją komentuje. Nie ma na świecie kogoś takiego, kto spełniłby oczekiwania wszystkich. Wniosek - gdzie są ludzie nie ma faktów, lecz interpretacje.
**
Jak regeneruje Pani siły?**
Najchętniej śpię, albo idę na jogę. Najszczęśliwsza jestem wtedy, kiedy mam bilet na samolot i odrywam się od ziemskich problemów. Być w innej rzeczywistości to wspaniałe uczucie.
**
Pani dom jest przyjazny dla każdego?**
Prowadzę dom otwarty. Każdy może mnie odwiedzić i zawsze znajdzie się miejsce, żeby przenocować. Jestem osobą bardzo towarzyską, rodzinną, nie lubię być sama, dlatego jestem szczęśliwa, kiedy przychodzą do mnie ludzie. Uwielbiam dla nich gotować. Powinnam mieć restaurację, gdzie mogłabym zajmować się gotowaniem i wymyślaniem różnych przepisów. Serwowałabym na przykład zupę serową i tysiące odmian ryb, przyrządzanych w różnego rodzaju ziołach i cytrynach. Improwizacje kuchenne też są dla mnie odpoczynkiem.
**
Jakie ma Pani plany na najbliższą przyszłość?**
Wyruszam w podróż do Nowego Jorku, a potem na Kubę. Przede mną przekształcenia w Telewizji Łódź. Piszę scenariusz do filmu fabularnego. Jak przestanę być dyrektorem, wrócę do swojego reżyserskiego rzemiosła i aktorskiego życia. We wrześniu mam dużą wystawę fotografii w Łodzi. Będę ją przygotowywać przez całe lato - collage, zapisane emocje, ludzie, spotkania, sytuacje z wielu lat w formie dużych czarno-białych obrazów.