Mam sto pomysłów

W życiu Krzysztofa Ibisza wiele się zmieniło. Założył firmę producencką, prowadzi nowy program na antenie Polsatu, a co najważniejsze... wkrótce zostanie ojcem.
Edyta Karczewska-Madej: Odszedł pan z TVN, założył własną firmę producencką. Czy czuje pan większy komfort psychiczny pracując na swoim?
Krzysztof Ibisz: Lepiej pracować dla siebie i na swoim. Własna firma to z jednej strony niezależność i wolność, z drugiej - ryzyko, że wszystko idzie na własny rachunek, chociażby koszty działalności.
E.K.-M.: Z wykształcenia jest pan aktorem, jednak nie realizuje się pan w tym zawodzie. Dlaczego?
K.I.: Mam dwa zawody. Skończyłem Szkołę Filmową w Łodzi i Instytut Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Myślę, że bycie prezenterem w telewizji to jest takie połączenie dziennikarstwa i aktorstwa. Umiejętności aktorskie bardzo przydają się na estradzie. Doświadczenia dziennikarskie są mi potrzebne przy prowadzeniu rozmów, chociażby z graczami "Życiowej szansy" czy przy produkcji i realizacji własnych programów. Tak więc staram się łączyć te dwa zawody. Chociaż, jak każdy aktor, gdzieś tam w głębi duszy tęsknię za tym, aby zagrać.
E.K.-M.: A gdyby otrzymał pan propozycję zagrania w telenoweli czy serialu - co przecież może się zdarzyć - czy zgodziłby się pan?
K.I.: Czemu nie! Mój agent właśnie prowadzi rozmowy z produkcją telenoweli, ale nie wiem na jakim etapie są te negocjacje.
E.K.-M.: Nie stroni pan od polityki - był pan nawet posłem. Czy zamierza pan kontynuować swoją karierę polityczną?
K.I.: Na pewno nie. Przeżyłem i zobaczyłem swoje, poza tym wydaje mi się, że to, co robię teraz, jest ciekawsze od polityki. Aczkolwiek nadal bardzo się nią interesuję - wiem, co się dzieje w polityce, mam swoje poglądy, ale tylko jako obywatel.
E.K.-M.: Od niedawna prowadzi pan w Polsacie "Życiową szansę". Czy teleturniej ten może stać się także dla pana życiową szansą?
K.I.: Amerykanie mówią, że jesteś tak dobry jak twój ostatni program. Mam świadomość tego, że nie liczą się żadne sukcesy, które były w przeszłości. Na przykład w tej chwili nic nie znaczą te trzy Wiktory publiczności. Znaczenie ma tylko ostatni program. Za chwilę będę sprawdzał oglądalność ostatniej "Życiowej szansy" i zobaczę czy podobała się widzom czy nie. Wyniki wskazują, że ten program ma szansę na duży sukces, choć w tej branży nic nigdy nie wiadomo...
E.K.-M.: Po co ludzie zgłaszają się do "Życiowej szansy" - chcą się pokazać w telewizji, zaimponować wiedzą, czy po prostu zdobyć milion?
K.I.: Myślę, że wszystkie trzy powody na raz. Ale przede wszystkim ludzie chcą wygrać pieniądze. Potem pokazać się społeczności, a na końcu wykazać się wiedzą. Te wszystkie rzeczy idą w parze, jednak najbardziej motywującą rzeczą jest ten milion!
E.K.-M.: Który z programów prowadzonych przez pana, "Czar par", "Ibisekcja", "Zostań gwiazdą" czy "Życiowa szansa" był najtrudniejszy i wymagał najwięcej energii, a który dał najwięcej satysfakcji?
K.I.: "Czar par" to był dla mnie początek telewizji, tam się wszystkiego nauczyłem. Była to duża lekcja. Najtrudniejsze dla mnie są zawsze programy autorskie, które sam produkuję. Trzeba dbać dosłownie o wszystko: zwiastuny programu, gości, ciekawe rozmowy. Ale programy te są jednocześnie najprzyjemniejsze, bo dają największą satysfakcję.
E.K.-M.: Jak pan sobie radzi z ogromną popularnością, bo nie wątpię, że jest pan rozpoznawalny nieomal przez wszystkich?
K.I.: Często ta popularność jest miła, np. gdy ktoś nieznajomy mówi mi dzień dobry lub uśmiecha się do mnie. Lecz zdarzają się też sytuacje mniej przyjemne. Na przykład ostatnio byłem w Urzędzie Skarbowym złożyć PIT-y, stanąłem na końcu kolejki, ale i tak znalazł się ktoś, kto chciał mnie zdyscyplinować: "Panie Krzysztofie, pan to też powinien stać w kolejce, to że pracuje pan w telewizji, to nic nie znaczy. Bo pan na pewno będzie chciał wejść bez kolejki". Ja tymczasem stałem spokojnie na jej końcu. Jednak w większość spotykają mnie miłe oznaki popularności. Nie chcę powiedzieć, że ciężko z tym żyć, aczkolwiek jest to czasami niewygodne.
E.K.-M.: Czy ma pan czas wolny? A jeśli tak, to jak lubi pan go spędzać?
K.I.: Teraz mam go więcej. Kiedy pracowałem w TVN, robiłem trzy programy tygodniowo i nie miałem właściwie czasu nawet na sen. Pracowałem na okrągło. Teraz mam czas zająć się rodziną, firmą. Lubię spotkania z przyjaciółmi. Mam grono znajomych, z którymi regularnie spotykam się przynajmniej raz w tygodniu. Oprócz tego w ciągu tygodnia codziennie przez godzinę uprawiam jakiś sport.
E.K.-M.: ...jaki na przykład?
K.I.: Najczęściej chodzę na siłownie lub na rower. Zawsze łącze sport z wypoczynkiem, np. w tym roku jadę z żoną nad Zatokę Pucką pływać na desce.
E.K.-M.: Czym zaskoczy pan jeszcze telewidzów?
K.I.: Sam się nad tym zastanawiam. Na razie pracuję nad "Życiową szansą" i to wymaga dużego wysiłku. Poza tym mam sto pomysłów w głowie. Na pewno będę próbował je realizować. A siebie chciałbym zaskoczyć tym, że będę w przyszłości dobrym ojcem.
E.K.-M.: Właśnie, czy to prawda, że zostanie nim pan wkrótce?
K.I.: Mam nadzieję, że tak.

Mam sto pomysłów

02.08.2000 02:00

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)