Mam w sobie coś z Moniki

Izabela Trojanowska dzieli swój czas miedzy Berlinem i Warszawą. Tam mieszka, a tu pracuje. Kilka razy w tygodniu miliony widzów z zapartym tchem śledzą jej losy i perypetie rodziny Lubiczów. Twierdzi, że ma w sobie coś z filmowej Moniki.

Mam w sobie coś z Moniki

27.04.2005 | aktual.: 22.09.2017 09:25

Na stałe mieszka pani w Berlinie, a pracuje w Warszawie. Jak pani udaje się to połączyć?
Jestem urodzoną podróżniczką i lubię zwiedzać nowe zakątki. To moje hobby i ta sytuacja wcale mnie nie męczy. W Warszawie oczywiście nie muszę niczego zwiedzać, choć miasto zmienia się z miesiąca na miesiąc. Lubię tu przebywać. Jedynym ciemnym punktem tych wyjazdów jest rozłąka z moją córeczką Roxaną, za którą zawsze bardzo tęsknię. Na szczęście producenci idą mi na rękę i starają się, aby zdjęcia trwały jak najkrócej.
Nie myślała pani o przeprowadzce do Polski?
Taki układ mi odpowiada. Moje dziecko chodzi do szkoły w Berlinie, dobrze się uczy i ma swoje przyjaciółki. Tam się dobrze czuje i nie chciałabym jej tego zabierać. Mimo że mieszkamy w Berlinie, córka pięknie mówi po polsku. Właśnie dla jej języka staram się wszystkie wakacje spędzać w Polsce. Latem nad morzem, a zimą w górach.
W życiu jest pani tak samo przebojowa jak filmowa Monika z "Klanu"?
Trudne pytanie, musiałby pan zapytać moich przyjaciół i znajomych. W każdej kobiecie są tysiące odcieni i w każdej z nas jest trochę Moniki - myślę, że i ja mam w sobie coś z niej. Pewnie dlatego gram tę postać. Po dwóch latach scenarzyści poznali mnie już na tyle, że piszą tę rolę dla mnie. Na początku było to z ich strony działanie bardziej intuicyjne.
Nie prowadzi pani jednak butiku?
Ale prowadzę własną restaurację w Berlinie.
A zainteresowanie modą?
Od zawsze! Było to dla mnie ważne, aby ładnie i estetycznie wyglądać, a nie pokazywać się byle jak, i w byle czym. Miałam swoich ulubionych projektantów, a kiedy jeszcze byłam nastolatką, i w domu brakowało pieniędzy, to sama szyłam i dziergałam sweterki na drutach.
A teraz, ma pani swoich ulubionych krawców?
Oczywiście, są nimi Terry Mugler oraz Jerzy Iliczna. Lubię też Versace oraz biżuterię Diora, potrafi przystroić najprostszą małą czarną.
Ubiera się pani w Polsce?
Tu i tam. Teraz można u nas kupić już wszystko, choć na Zachodzie jest jednak trochę taniej.
Na początku grała pani w "Klanie" typowy czarny charakter, polską Alexis. Podobno spotkała się pani z Joan Collins, czyli prawdziwą Alexis z "Dynastii".
Tak, udało mi się przeprowadzić z nią wywiad dla tygodnika "Hallo". Byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa, gdyż zgodziła się spotkać tylko z dziennikarzem radia "Zet" i ze mną.
Jak wrażenia?
Jest bardzo kobieca. Ucieszyło mnie, że w wieku sześćdziesięciu lat można jeszcze wyglądać tak powabnie i być sexi.
Alexis była znienawidzona przez wszystkich widzów "Dynastii". Czy pani miała jakieś przykrości z powodu roli Moniki?
Nie, wręcz przeciwnie. Widzowie szybko zrozumieli dlaczego Monika była taka, a nie inna. W dzieciństwie została skrzywdzona i częściowo straciła pamięć. Rodzice oddali ją potem do internatu w innym mieście i nie zaznała domowego ciepła. W dorosłym życiu robiła wszystko, aby odnaleźć przyczynę swojej nienawiści. Myślę, że to rozdarcie jej duszy zostało dobrze opisane przez scenarzystów. Mamy dobrych fachowców.
Odczuwa pani skutki popularności po "Klanie"?
Głównie wśród dzieci, które na ulicy głośno krzyczą do swoich mam, że idzie Monika z "Klanu". Zdarzają się jednak sytuacje mniej zabawne. Niedawno, musiałam wyprowadzić się z mieszkania, które bardzo polubiłam. Byłam tam tylko tydzień. Gdy sąsiedzi dowiedzieli się, że mieszkałam na parterze, niektórzy pod oknami "adorowali" mnie do drugiej nad ranem. To było bardzo męczące.
Plany zawodowe na przyszłość?
Pracuję na nową płytą. Na pewno będzie awangardowa, mam ochotę trochę zaszaleć. Mam też pewne plany filmowe, ale jeszcze za wcześnie o tym mówić. Nie chcę zapeszyć.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)