Marek Walczewski: ''Codziennie się z nim żegnałam''
10.04.2014 | aktual.: 10.04.2017 13:53
- Te małe rólki czasem bywają bardziej interesujące niż olbrzymie rólska, z którymi z reguły nie ma czasu się oswoić, że nie powiem już zbratać – mówił Marek Walczewski w wywiadzie udzielonym magazynowi Film w 2000 roku. Tego samego roku we Włoszech, prowadząc samochód, omal nie zabił siebie i żony, aktorki Małgorzaty Niemirskiej. Po tym wstrząsie w końcu zdecydował poddać się badaniu. Diagnoza, ku przerażeniu najbliższych, okazała się druzgocąca…
- Te małe rólki czasem bywają bardziej interesujące niż olbrzymie rólska, z którymi z reguły nie ma czasu się oswoić, że nie powiem już zbratać – mówił Marek Walczewski w wywiadzie udzielonym magazynowi Film w 2000 roku. Tego samego roku we Włoszech, prowadząc samochód, omal nie zabił siebie i żony, aktorki MałgorzatyNiemirskiej. Po tym wstrząsie w końcu zdecydował poddać się badaniu. Diagnoza, ku przerażeniu najbliższych, okazała się druzgocąca…
Walczewski uchodził za artystę wybitnego. Wystarczy wspomnieć jego kreacje w „Pasażerce”, „Weselu”, „Dziejach grzechu” czy filmach Szulkina. Po roli zdrajcy w „Polskich drogach” żartował, że stał się „potworem polskiego kina i teatru”.
- Spalał się w swoim aktorstwie, był aktorem totalnym, całkowicie oddanym swojej pracy i roli; ciągle się rozwijał […] – mówił Krzysztof Kumor, prezes ZASP.
9 kwietnia Marek Walczewski świętowałby swoje 77. urodziny. Niestety, w 2009 roku, po pięciu latach spędzonych w domu opieki i walce z wyniszczającą chorobą, aktor zmarł.
Uratował go sport
Przyszedł na świat w 1937 roku. W czasie wojny wraz z rodzicami musiał uciekać z Krakowa na wieś. Tam nabawił się gruźlicy i został wysłany na leczenie do sanatorium. Dla kilkuletniego dziecka rozłąka z matką była ciężką traumą.
Zawsze powtarzał, że uratował go sport. Jako nastolatek kiepsko się uczył,* został nawet relegowany z liceum.* Na dobrą drogę sprowadziła go pasja do szermierki. Walczewski zdobył nawet wicemistrzostwo Polski juniorów.
Zanim dostał się na krakowską PWST, próbował swoich sił jako wolny słuchacz na architekturze. W 1960 roku, zaraz po ukończeniu szkoły teatralnej, zadebiutował na scenie w „Sławnej historii o Troilusie".
''Ślub wzięliśmy w 10 minut''
Pierwszą żoną Walczewskiego była uznana aktorka Anna Polony, podobnie jak on związana ze Starym Teatrem w Krakowie. Ich małżeństwo trwało 13 lat, jednak jak mówiła sama aktorka, nie znosiła jego trybu życia. Podobno ślub wzięli pod wpływem jego matki.
Ich związek zakończył się w atmosferze skandalu. Wczesną wiosną 1974 roku Walczewski poznał młodziutką Małgorzatę Niemirską (na zdjęciu). Aktor miał 37 lat i właśnie kręcili zdjęcia na planie popularnego serialu kryminalnego „Kobra”.
Początki znajomości były bardzo niewinne. Aktorzy bardzo się zaprzyjaźnili, on ją rozśmieszał, ona uważała go za dobrego, miłego człowieka. Do prawdziwej eksplozji uczuć doszło podczas zdjęć do trzeciego odcinka. Postanowili być razem.
- Ślub wzięliśmy w 10 minut, między próbą a spektaklem, poza świadkami nikt o tym nie wiedział. Nikogo nie było - mamy, taty. Nie chcieliśmy rozgłosu. Do urzędu na Pradze-Południe pojechaliśmy wartburgiem, który Marek kupił za kabaretowe występy w krakowskiej Jamie Michalikowej. Po ślubie przyszliśmy do domu moich rodziców, Marek uklęknął przed mamą z bukietem bzu, a mama mówi: "O Boże, chyba wzięliście ślub!" - zdradziła Niemirska w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
''Jak się przelała czara goryczy, to mógł pozabijać''
Związek Walczewskiego z dziesięć lat młodszą aktorką wywołał w krakowskim światku artystycznym niemały skandal. Niemirska spotkała się z ostracyzmem i oskarżeniami o zniszczenie małżeństwa Anny Polony. Jak wiele lat później miało się okazać, koledzy aktora byli pamiętliwi. Cześć z nich nie pojawiła się na jego pogrzebie.
Jednak mimo tych przeciwności nie zamierzali się poddawać. Tworzyli dobraną parę, wzajemnie się uzupełniali, choć różnił ich charakter.
- Fajnie było. Życie z Markiem było łatwe, pogodne. Mimo że on był choleryk - długo łagodny, a jak się przelała czara goryczy, to mógł pozabijać. A potem zaraz mu przechodziło, nie tak jak mnie - wspominała aktorka.
Najpierw gnieździli się w 14-metrowej klitce, później przenieśli się do bloku, gdzie spędzili 25 lat. Dopiero pod koniec lat 90. zamieszkali w domu z ogrodem, gdzie Walczewski miał malować.
Bezlitosna diagnoza
Los wystawiał ich małżeństwo na próby. Najpierw było potępienie ze strony środowiska, potem, mimo starań, para nie mogła doczekać się potomstwa. Jednak najcięższą okazała się nieuleczalna choroba, na którą zapadł Walczewski. Zaczęło się niewinnie. Aktor zaczął zapominać o zakręceniu wody czy zamykaniu szuflad.
- Myślę, że pierwsze objawy pojawiły się w 1994-95 roku. Ludzie mnie uspokajali, mówili: "To ty Marka nie znasz? On taki jest, taki ma sposób bycia" - wspominała tuż po jego śmierci Niemirska.
W 1996 roku na planie „Szkarłatnej litery” reżyserowanej przez Macieja Dejczera Walczewski zapomniał tekstu wygłaszanego monologu. To go kompletnie załamało. Cztery lata później, kiedy poddał się badaniu, usłyszał diagnozę, która brzmiała jak wyrok: Alzheimer.
Walczył do końca
Mimo że zmiany w mózgu postępowały szybko, Walczewski nie poddawał się i walczył do końca. Występował w teatrze, a leki, podawane przez żonę, spowalniały postępującą i wyniszczającą chorobę.
Ostatnią sztuką, w jakiej zagrał, było „Wymazywanie” Krystiana Lupy, gdzie wcielił się w kardynała Spadoliniego. Spektakl trwał sześć godzin, a Walczewski grał ze słuchawkami, aby mógł słyszeć suflera, który czytał mu jego kwestie…
Kiedy aktor nie mógł już pojawiać się na deskach Teatru Dramatycznego, zastąpił go Władysław Kowalski. Na szarfie, którą był przepasany wieniec pogrzebowy, jego znajomi z teatru polecili napisać: „Markowi, Wielkiemu Spadoliniemu, koledzy".
Po raz ostatni na dużym ekranie Walczewski pojawił się w filmie „Ono”. Reżyserka Małgorzata Szumowska rolę w produkcji napisała specjalnie dla niego, ponieważ bohater, w którego wcielał się aktor, również cierpiał na Alzheimera.
To były jego ostatnie słowa
Początkowo chorym mężem, wymagającym całodobowej opieki,* zajmowały się żona i dwie pielęgniarki.* Jednak choroba, mimo terapii i leków, nie zwalniała. Jak pisze Na żywo Walczewski z czasem przestał kojarzyć domowe sprzęty. Zalał kuchnię, podpalił piwnicę, a nawet spadł ze schodów…Niemirska podjęła bolesną, ale słuszną decyzję – aktora przeniesiono do prywatnego domu opieki.
Tam, pod specjalistyczną opieką, spędził ostatnie pięć lat życia. Ukochana żona odwiedzała go niemal każdego dnia, czuwając przy jego łóżku.
- Codziennie się z nim żegnałam. To było straszne patrzeć, jak najukochańsza osoba traci rozum - mówiła aktorka. - Przyszłam do niego, stanęłam przy drzwiach, a jemu oczy się powiększyły i mówi: „Małgolku, jakaś ty piękna”. Pielęgniarki zdębiały, ja się spłakałam, bo on już przecież nie mówił od dawna - tak Niemirska wspomina ostatnie słowa męża.
Marek Walczewski odszedł 26 maja 2009 roku. Wbrew propozycji ZASP-u ciało artysty nie spoczęło na Powązkach, ale w podwarszawskich Pyrach. (gk/mf)