Mateusz Banasiuk: Na razie los jest dla mnie tak łaskawy

Mateusz Banasiuk: Na razie los jest dla mnie tak łaskawy
Źródło zdjęć: © ONS.pl
Aleksandra Pajewska

09.09.2016 | aktual.: 10.09.2016 20:10

Mateusz Banasiuk, znany widzom jako Radek z "Pierwszej miłości", czy doskonały tancerz z "Tańca z gwiazdami", tej jesieni stanął przed nowym, trudnym wyzwaniem - jak sprawdzi się na scenie "Twoja twarz brzmi znajomo"? Aktor opowiada w rozmowie z WP o pracy na planie, ciężkich treningach, a także o swojej popularności w związku z uwielbianym przez widzów serialem i o tym, w jaki sposób ludzie zaczepiają go na ulicy.

Rozumiem, że przygotowania do „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” idą już pełną parą. Wnioskując po zawartości torby rozumiem, że zobaczymy cię w damskich butach. Jak ci pasują?

Buty to oczywiście jeden z elementów garderoby mojej postaci w programie, której niestety nie mogę zdradzić. Mam wrażenie, że z damskimi i męskimi jest w gruncie rzeczy podobnie – jeśli nie wyróżnia ich obcas, to są po prostu albo wygodne, albo niewygodne. Dostałem okropne, które mnie obcierają i w których nienawidzę chodzić! Mają śliski obcas i boję się, że kiedy będę przedstawiał moją kobiecą postać, wywinę orła na scenie.

W wysokich obcasach też cię zobaczymy?

Nie wiem co wylosuję. Ale pewnie producenci nie odpuszczą sobie ubrania mnie w szpile (śmiech).

Przebieranie się za kobietę bywa kontrowersyjną opcją. Niektórzy mężczyźni nie są zachwyceni tym pomysłem. Jak ty do tego podchodzisz?

Myślę że to nie będzie najgorsze, ani najtrudniejsze zadanie aktorskie jakie stanie przede mną. Przebieranie się za kobiety bawiło ludzi od czasów Szekspira, a nawet wcześniej. Przecież w starożytnym teatrze w ogóle nie było kobiet, ich role zawsze odgrywali mężczyźni. Potem praktycznie we wszystkich komediach Szekspira pojawia się ten motyw zamiany płci, przebierania się.

Znany polski artysta Bodo także zrobił przebój, przebierając się za kobietę. Ludzi to bawiło od zawsze. Myślę, że i tym razem, przy okazji „Twojej twarzy…”, publiczność też będzie zadowolona. Nawet patrząc na reakcje na próbach, to wypadam raczej komicznie w roli kobiety (śmiech). Ale nawet nie staram się nią stać, absolutnie, bo przecież nigdy nią nie będę, trochę się jednak różnimy. Ale to nawet o to chodzi – nie uciekam od tego humoru, bo myślę że to jest wielki atut tego programu. Jest tam dużo poczucia humoru, luzu, dystansu do siebie. Trzeba go mieć sporo, by wskoczyć w rajstopy, ogolić nogi, półtorej godziny malować sobie oczy, potem robić różne inne dziwne rzeczy z twarzą…

Teraz wiesz co kobiety mają, przynajmniej częściowo, na co dzień.

Tak. Cieszę się, że jest tak, że mężczyźni się nie malują. Kiedyś się malowali – jeśli już mówimy o tym co było kiedyś i co jest teraz.

Niektórzy i dziś się malują.

Tak, ale to nie jest aż tak powszechne. Cieszę się, że tak jest! Nam uchodzi płazem więcej, niż kobietom.

Jak kobiety się przebierają za facetów, co widać po tym programie, to jednak wzbudza mniejsze kontrowersje, niż w drugą stronę. Nie obawiasz się nieprzychylnych komentarzy z tym związanych?

Nie, w ogóle. To jest żart, to jest postać. Nie chodzę tak na co dzień na ulicy. Ale myślę że jakby paparazzi mnie przyłapali gdzieś na ulicy w szpilach i miniówie, to mógłbym się spotkać z falą hejtu (śmiech). Ale ludzie rozumieją, że to jest wygłup, że takie zadanie musi mnie spotkać. _
_A co do tych różnić - może też jest tak, że kobiety przebrane za facetów nie wypadają aż tak komicznie? Nie wiem do końca na czym to polega, ale rzeczywiście tak jest.

W tym programie musicie też, oprócz śmiechu, wzbudzać inne emocje. Podchodzić nie tylko prześmiewczo, ale też na poważnie do zadań.

Pierwsza zasada grania komedii jest taka, że nie można próbować być zabawnym. Trzeba być bardzo serio i wtedy wychodzi śmiesznie, natomiast jak bardzo próbujemy być śmieszni, to zazwyczaj wychodzi odwrotnie… Ja absolutnie nie staram się być śmieszny, ale tak wychodzi. _
_Szczególnie ludzie którzy znają mnie, znają moje dokonania, różne role, kiedy zobaczą mnie w tych wcieleniach, to będą zaskoczeni, zdziwieni, rozbawieni. I fajnie! Ale to co ja próbuje uzyskać, to bardzo poważnie podejść do każdego tematu. Nawet, jeżeli to jest infantylny artysta, który jest zabawny, to ja staram się go odzwierciedlić, a ten komizm czasami wychodzi mimochodem.

W programie często nie brakuje wzruszeń. Udało ci się już kogoś doprowadzić do łez? Np. Kasia Skrzynecka w jury często płacze…

Muzyka działa na emocje. Czasami bardzo pozytywne. Kiedy indziej sprawia, że jestem wzruszony. Bardzo dużo pracujemy nad tym żeby to dobrze wykonać i możliwie jak najlepiej zaśpiewać. Często to oddziałuje na odbiorcę. Kasia jest artystką, jest bardzo wrażliwą osobą, więc nie dziwne, że często te utwory, które też w swojej treści opowiadają o różnych pięknych zdarzeniach, miłości, rozstaniach, bólu, cierpieniu, ona bierze do siebie i tak to odbiera. Dlatego jest tam gdzie jest, dlatego też wygrała jedną z edycji. Ona też rozumie nasz trud, wie jak to jest. Śpiewa się tylko raz, nie ma dubli, nie ma powtórzeń, wykonuje się utwór i trzyma kciuki żeby wyszło. Mi się jeszcze nie udało wzruszyć, póki co raczej wywołuję śmiech. Ale to też kwestia tego, jaki się wylosuje repertuar. To tez jest fajne w tym programie, że jest on bardzo zróżnicowany – na jednej scenie mogą stanąć artyści żywi, nie żywi, współcześni, klasyczni, popowi, ambitni… Wszystko jest w jednym momencie. Jest to właściwie festiwal muzyki, który nigdzie indziej nie jest spotykany, bo zazwyczaj festiwale są ukierunkowane – rock czy elektronika. Tutaj jest wszystko, ale to nie znaczy, że wszystko i tanio. Sztab ludzi pracuje nad tym, żeby te wykonania były perfekcyjne.

Rozumiem, że oglądałeś poprzednie edycje.

Pierwsza edycja programu była fantastyczna, potem każda kolejna w ogóle nie obniżała pułapu. W pierwszej był Bilguun, którego zauważyłem wtedy i od razu stwierdziłem, że ma fantastyczny głos, świetną, głęboką barwę. Jakoś się zgadaliśmy i założyliśmy zespół. Gramy razem i całkiem nieźle nam to wychodzi. Właśnie niedawno byliśmy w studiu, nagraliśmy kilka utworów, taką epkę i mam nadzieję, że wkrótce pojawi się teledysk.

Kiedy znajdujesz czas na to wszystko?!

Akurat niedawno był tak zwany „długi weekend”, akurat miałem wolne dwa dni i nagraliśmy. Muzyka jest dla mnie bardzo ważną odskocznią. Ciekaw jestem, jak to będzie odebrane.

Nie będziecie walczyć z Bilguunem o mikrofon?

Nie, ja się świetnie czuję w roli perkusisty. Ale na tych nagraniach trochę pokrzyczałem, to będzie i mnie słychać (śmiech). Ale u nas jest podział taki, że ja gram na perkusji, Bilguun śpiewa, jeszcze jest gitara i bas. Mam nadzieję, że niedługo będzie można to usłyszeć – w końcu po to to zrobiliśmy.

1 / 4

Mateusz Banasiuk i Magdalena Boczarska

Obraz
© Instagram.com

Kolega Bilguun doradza Ci jakoś?

Tak, jasne. Wchodząc w nowy projekt nie bardzo wiemy, z czym to się je. On mi sporo rzeczy wyjaśnił, uspokoił mnie. Tak samo Maja Bohosiewicz, z którą gram w Teatrze WARSawy, powiedziała mi, żebym szedł w to odważnie i że będę się dobrze bawił. Wszyscy, którzy byli w tym programie, polecają to doświadczenie.

Wiele osób mówi, że treningi do „Twoja twarz brzmi znajomo” są bardzo ciężkie. Z punktu widzenia osoby która niedawno przeszła „Taniec z gwiazdami” – które przygotowania są trudniejsze?

_Moim zdaniem bardziej "hardkorowo" było w „Tańcu z gwiazdami”. Tam był tryb tygodniowy – kręciliśmy live, w nocy kończyłem odcinek, a od rana musiałem się uczyć innego tańca, który bardzo często się wiązał z odwróceniem wszystkiego, co poznałem i opanowałem wcześniej. Ale w „Tańcu z gwiazdami” był partner, na którym zawsze mogłem się oprzeć, który był ze mną. _

_Moja partnerka, Hania Żudziewicz, dawała mi takie wrażenie, że idzie się przez to wszystko razem, że jesteśmy drużyną, na scenie jest raźniej. Tutaj w „Twojej twarzy…” stoję sam, ze swoim głosem, tym co chce pokazać, ze swoimi emocjami – czuję się trochę bardziej goły na tej scenie. Z tego względu to jest trudne, ale jeśli chodzi o treningi, to bardziej dostałem w kość w „Tańcu…”. Tutaj idziemy trochę na żywioł, to jest trudne zadanie aktorskie, ale taniec towarzyski to było coś tak odległego dla mnie… Tam są ścisłe restrykcje, czego tutaj właściwie nie ma. Do tego programu podchodzę trochę bardziej na luzie – może właśnie dlatego, że byłem w „Tańcu…”? Nabrałem doświadczenia, przeszedłem tę szkołę „show”. _

Choć te programy bardzo się od siebie różnią. Mam wrażenie, że w „Twojej twarzy…” są tylko pozytywne emocje, a w „Tańcu…” były też te negatywne. Oczywiście nie ze strony produkcji czy moich konkurentów, ale tu się np. nie odpada. Nagrodę przeznacza się na cele charytatywne, to jest super. A po „Tańcu z gwiazdami” do tej pory jak słyszę tę melodyjkę z końca odcinka zwiastującą, kto ma odpaść, nawet kiedy już w tym nie biorę udziału, to już zaczynam się pocić. To jest poza mną, działam jak pies Pawłowa (śmiech). To są ogromne nerwy.

Widzowie Polsatu kojarzą Cię z „Tańca z gwiazdami”, ale też, a może przede wszystkim, z „Pierwszej miłości”.

Tak, od tego się właściwie zaczęła moja popularność. Widziałem wyraźnie, jak to się tak nagle zmienia. Bardzo dużo pracowałem przed serialem, robiłem ciekawe rzeczy: filmy, teatr telewizji, ale „Pierwsza miłość” to serial, który ma bardzo wielu fanów. Ludzie naprawdę podążają za losami bohaterów. Moja postać budzi sympatię, więc od razu zaobserwowałem, jak ludzie pozytywnie zaczęli się do mnie zwracać.

Nie zamierzam z tego rezygnować. Lubię jeździć do ATM we Wrocławiu. To jest produkcja, która robi wspaniałe rzeczy, seriale, filmy, między innymi też „Strażaków” w których brałem udział. Tak na marginesie, to niedawno wziąłem udział w interesującej sesji zdjęciowej do kalendarza, będę w nim jednym z miesięcy… (śmiech). I to drugi raz, bo kiedyś już byłem miesiącem w duecie z Arturem Barcisiem. Chyba listopadem, to był charytatywny projekt. Przez to, że teraz mam „Twoją twarz…” oraz właśnie zaczynam próby w Teatrze Komedia do spektaklu „Hotel Westminster”, musiałem trochę ograniczyć swoja obecność w „Pierwszej miłości”, ale niech widzowie się nie martwią - moja postać nie znika, będzie dalej miała różne przygody. Myślę że widzowie będą zachwyceni.

Wielu aktorów, którzy długo grają w serialach, boi się zaszufladkowania jako aktor „serialowy”, czy w Twoim wypadku nawet można powiedzieć, że „serialowy amant”…

Tak, zdarza się takie określenie (śmiech).

Nie, dlatego, że oprócz serialu robię mnóstwo innych rzeczy. Mam teatr, dubbing, „Twoją twarz…”, niedawno robiłem fajny teatr telewizji, jest zespół w którym gram na perkusji. Mam bardzo szerokie spektrum działania. Zaszufladkowanie może spotkać aktora, który koncentruje się tylko i wyłącznie na graniu w telenoweli, robi tylko to. Mnie to nie dotyczy, to jest tylko jedna z moich aktywności. Oczywiście bardzo ważna, bo ja ogromnie cenię ludzi, z którymi tam pracuje, nie tylko aktorów, ale też całą ekipę, to ile oni serca w to wkładają, reżysera, producentów. My naprawdę bardzo się staramy, żeby ten serial fajnie wychodził, żeby był atrakcyjny dla młodych ludzi, żeby opowiadał o ekstremalnych sytuacjach, ale wiarygodnych. Chcemy, żeby widz się z nami utożsamiał i to się spotyka z bardzo dobrym odbiorem, bo dostaje dużo sygnałów, że ludzie lubią ten serial, czekają na kolejne odcinki.

2 / 4

Mateusz Banasiuk i Joanna Opozda

Obraz
© AKPA

Zaczepiają Cię na ulicy?

Nie tylko, choć i to się zdarza.

Np. „co ty tam z tą Opozdą wyprawiasz?”

Z Jowitą! Z Opozdą, to nic (śmiech). Ale z Jowitą, graną przez Asię, moją serdeczną przyjaciółkę, którą pozdrawiam, bardzo lubię z nią pracować, to rzeczywiście sporo. W ogóle tam gra bardzo dużo świetnych osób, Misiek Koterski, Błażej Michalski, którego luz i poczucie humoru bardzo cenię… Jakoś się tam odnalazłem i to jest taki mój alternatywny dom. „Dobry Wrocław”, jak mówi piosenka tytułowa.

Poza programem i serialem, dużo osób kojarzy też twoją głośną rolę w „Płynących wieżowcach”. To chyba najbardziej kontrowersyjny wątek z tobą, póki co.

Takie filmy zdarzają się dosyć rzadko w karierze aktorskiej. Bardzo cieszę się, że miałem szansę tam zagrać.

Rzadko, zwłaszcza w Polsce.

To prawda, na szczęście takich filmów robi się w Polsce coraz więcej. Kolejne bariery są przełamywane i odważniej mówi się o tematach, o których jeszcze niedawno bano się mówić. Jest szansa, że będzie takich filmów więcej – polskie kino idzie w dobrym kierunku.

Jako aktor nie boisz się przyjmować tak kontrowersyjnych ról? Nie miałeś obaw przed zagraniem geja?

Boję się jedynie przyjmować głupie role. Puste, które są źle napisane. A takie role jak moja postać w tym filmie… to było świetnie napisane, z sensem, postać była przemyślana przez reżysera i przeze mnie. Takich mądrych ról się nie boję. Boję się płytkich, tego nie chcę grać. _
_Choć wiadomo, że w życiu aktora różnie bywa, czasami są lepsze propozycje, czasami gorsze. Mogę tylko rozważać w ramach tego co dostaję – czasami się zgodzę, czasami nie. Często to się sprowadza do tego, że albo będę pracował, albo nie. Robiłem w swoim życiu różne rzeczy, ale nie robię fuszerki. Staram się wszystko co robię, robić dobrze.

Jest w Polsce kilka aktorek i kilku aktorów, którzy twierdzą, że w serialu czy w reklamie nigdy nie zagrają, nigdy nie wystąpią w „Tańcu z gwiazdami”…

Nigdy nie mów nigdy, to przede wszystkim. Aktorom, którzy tak mówią, często się zmienia punkt widzenia, kiedy zmienia się punkt siedzenia. Znam wielu kolegów, którzy byli na topie, potem z niego spadli i czekają teraz na jakieś pojedyncze dni zdjęciowe w serialu i to ich ratuje przed frustracją. To się zdarza. Pamiętajmy o tym, że szkoły aktorskie co roku kończy określona liczba osób i ci ludzie muszą znaleźć gdzieś zatrudnienie. Trzeba wiedzieć, że na każdego jest kilkadziesiąt osób na zastępstwo. Ten rynek nie śpi.

Czyli kiedy pojawia się tzw. „5 minut’, to trzeba chwytać okazję?

Nie wiem, czy 5 minut. Moje już trwa kilka lat, bo cały czas pracuję. Nawet moja perspektywa dłuższego urlopu znowu się przesuwa w czasie. Ale trzeba się cieszyć, łapać wiatr w żagle, bo to jest tak, że jak idzie, to wszystko idzie, dobrze wychodzi. Ja nie chce odpuszczać, bo teraz mam dużo siły, dużo pomysłów, jestem kreatywny. Jak się zmęczę, to sobie odpocznę, ale póki co mam dużo siły i dużo pracy.

Często pyta się kobiety – aktorki, jak podchodzą do scen rozbieranych, pokazywania ciała na ekranie. Mężczyzn rzadziej. Ty w „Płynących wieżowcach” pokazałeś wszystko. Nie bałeś się?

Zawsze jest jakiś wstyd, ale to nie jest jakiś duży problem.

Ja się czasami nie zgadzam, jeżeli to jest bez sensu. Jeżeli rozbieranie jest dla samego rozbierania. Ale jeśli jest uzasadnione, jak wszystkie uwagi reżysera, to co innego. Kiedy nie jest uzasadnione – zwyczajnie się nie zgadzam, i to nie tylko na pokazywanie ciała. Jeżeli rola idzie w głupim kierunku… Nigdy nie robię czegoś tylko dlatego, że ktoś każe mi coś zrobić „bo tak”. Zawsze muszę w tym widzieć sens, rozbieranie jest dla mnie jak każdy inny środek wyrazu – jak krzyk, czy uderzenie kogoś pięścią. Nie biję ludzi bez sensu, moja postać nie krzyczy bez sensu, tak samo nie rozbiera się bez sensu – tylko o to chodzi.

3 / 4

Mateusz Banasiuk i Magdalena Boczarska

Obraz
© ONS.pl

Po „Płynących wieżowcach” dostałeś jakieś propozycje matrymonialne? Od którejkolwiek płci?

Nie, nie dostaję żadnych propozycji, a przynajmniej nie wprost. Myślę, że ludzie wiedzą, że jestem z kimś związany.

Kiedy film powstawał, nie byłeś z Magdą.

Ale wtedy też miałem dziewczynę. Więc nie (śmiech).

A uwagi które dostajesz od fanów „Pierwszej miłości”, są miłe?

Ludzie bardzo się sugerują tym, co dzieje się akurat w danym wątku z moją postacią, co słychać w życiu bohatera, którego gram. Utożsamiają się z postacią, bo jest fajna, pozytywna, jest to bohater szarmancki…

… Romantyk?

Trochę romantyk, trochę wariat. Człowiek który czasami szybciej działa, niż myśli, ale jest przyjacielski, emocjonalny. Ludzie to lubią, więc kiedy zaczepiają mnie np. na ulicy, to zwykle są to pozytywne słowa.

Wiem, że wiele osób oglądających seriale uważa, że aktorzy grający w nich role są tacy sami, jak bohaterowie. Przypisują im ich cechy.

Ludzie nie widzą mnie na co dzień, jak się budzę, jak zasypiam. Nie widzą jak ktoś mnie wyprowadza z równowagi, kiedy mam zły dzień. Widzą tylko postać, coś fikcyjnego, na tej podstawie układają sobie mój obraz. Plus czasem na podstawie wywiadów, ale przecież ja też nie mówię w nich wszystkiego, co mi ślina na język przyniesie, zastanawiam się, co chce powiedzieć. To też jest jakiś mój obraz. Też do końca nie mam wpływu na to postrzeganie, czasem pojawiają się plotki, historie, które nie mają nic wspólnego z prawdą.

Czytasz plotki na swój temat?

No czytam, czytam…

Podobno to nie zdrowo.

To zależy chyba jak na kogo działają. Mnie one tylko czasami trochę denerwują. Ale na ogół mam luz. Nie spotkałem się z żadną ogromną falą hejtu, no bo i dlaczego? Nic takiego nie zrobiłem, żeby ją wywołać.

To prawda. Czytałem, że u nas jest najwięcej hejterów internetowych. To trochę smutne. Ale mam dystans. Cieszę się, jak ludzie mnie chwalą. Trochę mnie boli, jak po mnie jadą – szczególnie, że często coś komentują, nie mając wiedzy na dany temat. Nic o mnie nie wiedzą. Czasem sobie kopiuję takie wpisy i zachowuję na pamiątkę, bo często ludzie na podstawie jakiś strzępów informacji, plotek, wyrażają swoją opinię. A nieraz wystarczy trzy razy kliknąć myszką w komputerze, żeby się o kimś dowiedzieć więcej, zweryfikować. Ale ludzie często wyrażają swoją opinie na podstawie pogłosek, plotek. Ale czemu mam się tym przejmować? To ludzka głupota i tyle.

4 / 4

Mateusz Banasiuk i Karolina Szostak

Obraz
© ONS.pl

Gdzie Mateusz Banasiuk widzi się za 5, 10, 15 lat?

_Nie mam pojęcia! _

Mówi się, że w Polsce powstaje mało filmów…

No co ty! W Polsce powstaje właśnie bardzo dużo filmów, kino się rozwija, teatry także. Ludzie chcą chodzić do teatru, mieć coraz więcej i coraz lepiej. Są troszeczkę rozpieszczeni, mają dostęp do sztuki i kultury z całego świata, więc i tego od nas oczekują. Liczą, że będą dostawać projekty na najwyższym poziomie. Staramy się im to dawać.

Nie wiem, co będę robił w przyszłości. Wiem, co będę robił do Świąt Bożego Narodzenia. To jest mój bardzo intensywny czas pracy na planie, a potem zobaczymy. Fajnie by było zrobić taki serial jak „Strażacy”, to były dla mnie 3 miesiące takiego męskiego spotkania z dobrą załoga, mega energią i zaangażowaniem. Ale kiedy mówisz 5, 10, 15 lat, to jest dla mnie kompletnie absurdalne. Ja nie mam zielonego pojęcia, co się ze mną będzie działo. Kiedy przypomnę sobie, co działo się 15 lat temu, to przecież byłem zupełnie innym człowiekiem.
Zdaje się, że to Różewicz powiedział, że co godzinę jest kimś innym. To co dopiero za tyle lat?

Trzymam kciuki, żeby to „5 minut” nadal trwało.

Na razie los jest dla mnie tak łaskawy, że nawet jeśli zdarzy mi się „luźniejsza chwila’, to też nie będę się tym martwił.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)