'Miasto gniewu' uderzyło Akademię w czuły punkt
Uznany za najlepszy film obraz 'Miasto gniewu' trafia w najczulszy punkt życia Amerykanów, odkrywa prawdę o ich stosunkach społecznych - powiedział krytyk filmowy, Janusz Wróblewski, komentując tegoroczną edycję amerykańskich Oscarów.
07.03.2006 12:41
- Ten film opowiada nie tylko o rasizmie i problemach mniejszości etnicznych, opowiada też o Kalifornii i Los Angeles - zauważył Wróblewski. To miejsca, z których wywodzi się co najmniej połowa członków akademii filmowej, przyznających Oscary, to dla nich bliska tematyka - podkreślił krytyk.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z 'MIASTA GNIEWU'
- Bohaterowie dramatu Paula Haggisa to kilku mieszkańców Los Angeles, przedstawicieli różnych ras o różnych pozycjach społecznych i przekonaniach religijnych. Zdaniem Wróblewskiego, amerykańskie media nie zauważają problemów społecznych w tym regionie USA. "Miasto gniewu" porusza ten istotny temat i to także przekonało akademików do zwrócenia uwagi na ten obraz - uważa krytyk.
- Według Wróblewskiego, tegoroczna edycja Oscarów charakteryzowała się bardzo wyrównanym poziomem obrazów ubiegających się o tytuł najlepszego filmu. Mieliśmy kilka równoważnych propozycji. Każdy z tych obrazów moglibyśmy określić jako zasługujący na tę nagrodę - ocenił krytyk.
Podkreślił, że bardzo go ucieszył Oscar za reżyserię dla Anga Lee. - To pierwszy twórca azjatycki, który otrzymał Oscara dla najlepszego reżysera. Uważam, że tajwański filmowiec zasłużył na tę nagrodę już wcześniej, choćby filmem "Rozważna i romantyczna" - powiedział Wróblewski.
__Lee nagrodzono za "Tajemnicę Brokeback Mountain" - opowieść o homoseksualnej miłości dwóch współczesnych kowbojów. Filmowi towarzyszyła atmosfera skandalu, niektóre z amerykańskich kin (m.in. w stanie Utah) wycofały go z repertuaru, określając jako "niemoralny". Mimo kontrowersji obraz nagrodzono już kilkakrotnie, m.in. czterema Złotymi Globami w styczniu, a w ubiegłym roku - Złotymi Lwami w Wenecji.
Wróblewski ocenił, że "jedyny bezwzględnie zasłużony" Oscar powędrował w ręce Philipa Seymoura Hoffmana. W filmie biograficznym "Capote" w reżyserii Bennetta Millera Hoffman zagrał tytułową postać - amerykańskiego pisarza Trumana Capote. Pisarz wykorzystuje wyznania skazanego na karę śmierci mordercy do napisania książki, która staje się bestesellerem. To absolutnie wyróżniająca się kreacja Hoffmana - zaznaczył krytyk.