Michał Jaskulski: po pogromie Żydzi zdali sobie sprawę, że Polska nie może być ich domem. Rozmawiamy z reżyserem "Przy Planty 7/9"
- W Polsce nigdy nie przepracowaliśmy tego, czym czas powojenny i wojna były nie dla Polaków, Żydów, szubrawców czy bohaterów, ale po prostu dla ludzi. Historia Kielc, którą przekazujemy publiczności, stawia w centrum człowieka, jego cierpienie. Przejście tej drogi powoduje, że nie chce się uczestniczyć w dyskusji o przeszłość polsko-żydowską w tej formie, którą wszyscy znamy - mówi Michał Jaskulski, reżyser filmu "Przy Planty 7/9", który wchodzi do kin 8 grudnia.
Łukasz Knap: Temat pogromu kieleckiego wciąż budzi kontrowersje. Czy warto było rozdrapywać stare rany?
Michał Jaskulski: Gdy zaczęliśmy zdjęcia do filmu, okazało się, że w Kielcach po sześćdziesięciu latach od pogromu, temat ten wywołuje bardzo intensywne, złe emocje. Szukaliśmy w tym temacie światła i tym światłem po trzech latach pracy nad dokumentem okazał się Bogdan Białek.
Niedawno zdałem sobie sprawę, że nasz film tak naprawdę opowiada o poszukiwaniu bliskości między poranionymi ludźmi. Widzowie na wszystkich pokazach, w których uczestniczyłem, reagują tak samo. Różnie nazywają to, co zobaczyli, ale zwykle są poruszeni i wstrząśnięci, nie do końca potrafią poradzić sobie emocjonalnie z tym, co zobaczyli na ekranie. Nasz film zaczyna się od przemocy, wrzasków i nienawiści, ale na końcu jest bliskość – na ekranie i w sercach widowni, która zaczyna zadawać sobie pytania o własne postawy.
Dlaczego pogrom kielecki w ogóle się wydarzył?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna. Na podłoże pogromu składał się stan społeczeństwa polskiego po II wojnie światowej, relacje polsko-żydowskie przed wojną, religia i wiele innych czynników, które pokrótce nie sposób opisać. Najlepiej na to pytanie odpowie najnowsza praca pani Joanny Tokarskiej-Bakir o społecznym podłożu pogromu, która zostanie opublikowana w marcu przyszłego roku. Pogrom zaczął się od fałszywej pogłoski o tym, że Żydzi porwali polskie dziecko, by utoczyć mu krew na macę. Na tę wieść kielczanie ruszyli pod Komitet Żydowski, który znajdował się przy ulicy Planty 7/9. Nie ma wątpliwości, że w pogromie uczestniczyli żołnierze, milicja i zwykli mieszkańcy Kielc. Wydarzenia miały przełomowy charakter, ponieważ po pogromie Żydzi zdali sobie sprawę, że Polska nie może już być ich domem.
Jak kielczanie zareagowali, gdy dowiedzieli się, że chcecie nakręcić film o pogromie?
Na początku nikt nie chciał z nami rozmawiać na ten temat. Nigdy nie zostaliśmy potraktowani z wrogością, ale długo czekaliśmy na zaufanie ludzi. Dopiero kiedy pokazaliśmy skończony film kieleckiej publiczności w 70. rocznicę pogromu, kielczanie powiedzieli nam, że dzięki temu, co obejrzeli, historia pogromu nie jest już dla nich beznadziejna.
Skąd ta nadzieja?
Z tego, co dzieje się między bohaterami filmu. Kiedy Bogdan Białek zaczął w Kielcach publicznie mówić o pogromie kieleckim, otworzyła się puszka Pandory. Białka okrzyknięto prowokatorem. Ujawniały się latami utrwalane teorie spiskowe otaczające pogrom, a stosunek do pamięci o pogromie wiązał się z różnie wyrażaną agresją. Nieustająca cierpliwość i troska jaką Bogdan otoczył zarówno Polaków i Żydów, doprowadziła do wyjątkowego zbliżenia. Stworzenia więzi między ocalałymi z pogromu, rodzinami ofiar i potomkami sprawców.
Dialogu nie udało się budować przy okazji premier takich filmów jak “Pokłosie” czy “Ida”. Myśli pan, że polskie społeczeństwo dojrzewa do szczerej rozmowy o stosunkach polsko-żydowskich?
Myślę, że nigdy nie byliśmy gotowi na tę rozmowę, a przy obecnych nastrojach społecznych, może być jeszcze trudniej. Więc tym bardziej trzeba ją prowadzić. Oba wspomniane filmy pokazują rzeczy, których nie chcemy wiedzieć, widzieć, zaakceptować albo po prostu w nie uwierzyć. Im bardziej nie radzimy sobie z tymi problemami, tym bardziej krzyczymy. Różnica w naszym filmie polega na tym, że nie musisz sobie radzić z własnym krzykiem samodzielnie. Masz bohatera, który pomoże ci przez dziewięćdziesiąt minut przejść drogę od złości, wyparcia, do wyciszenia, bezpieczeństwa. Dopiero w tej ciszy może zacząć się dialog. Bogdan Białek stał się głównym bohaterem naszego filmu, gdy powiedział, że ma ogromne pokłady współczucia nie tylko dla Żydów i tego co się stało z nimi w czasie i po wojnie, ale także dla Polaków, nawet dla sprawców pogromu. W Polsce nigdy nie przepracowaliśmy tego, czym czas powojenny i wojna były nie dla Polaków, Żydów, szubrawców czy bohaterów, ale po prostu dla ludzi. Historia Kielc, którą z Larrym Loewingerem, moim współreżyserem przeżyliśmy i którą przekazujemy publiczności, stawia w centrum człowieka, jego cierpienie. Przejście tej drogi powoduje, że nie chce się uczestniczyć w dyskusji o przeszłość polsko-żydowską, w tej formie, którą wszyscy znamy.
Minęło półtora roku od pierwszych pokazów “Przy Planty 7/9”. Czy coś według pana od tamtego czasu zmieniło się w relacjach polsko-żydowskich?
Nie należy się spodziewać, że jeden film coś nagle diametralnie zmieni, zwłaszcza że jak dotąd był prezentowany wyłącznie w ramach pokazów specjalnych i festiwalowych. Ale wiem, że wszędzie gdzie się pojawia, otwiera na siebie Polaków i Żydów, choć i dla jednych i dla drugich jest bolesny. Ludzie często po projekcji mają łzy w oczach i trudno im mówić. Ci którzy mówią, twierdzą, że czują się innymi ludźmi lub zaczynają opowiadać o sobie lub rozpoczynają rozmowy ze swoimi dziadkami na tematy, których wcześniej unikali. Kilka dni temu „Przy Planty 7/9” zostało pokazane w Instytucie Yad Vashem edukatorom i przewodnikom izraelskim, którzy przyjeżdżają z młodzieżą do Polski. Po projekcji nasz bohater usłyszał od nich: Bogdan, chcę aby moi studenci oglądali ten film. Chcę ich przywozić do Kielc. Chcę, żebyś nauczył izraelską młodzież, co mogą robić, żeby spokojnie mogli patrzeć w lustro.” Myślę, że szeroka dyskusja o tym wszystkim, co niesie ze sobą kielecka historia, jeszcze przed nami. I to nie tylko w Polsce.
Rozmawiał Łukasz Knap