Miłość z futbolem w tle

We współczesnych czasach trudno jest o prawdziwą rozrywkę, która przyniesie gwarantowaną satysfakcję. Każdy z nas jest inny i w inny sposób organizuje sobie czas wolny. Pomimo tej różnicy, znajdujemy jeden najważniejszy wspólny mianownik, jakim jest świetna zabawa dla duszy, ciała, a w szczególności rozumu. Relaks intelektualny, powszechnie nazywany „odchamieniem” jest potrzebny każdemu, a przybierane przez niego formy są bardzo urozmaicone.

12.11.2008 10:51

W większości przypadków mówi się o wizycie w teatrze, operze czy innym łyku prawdziwej kultury. Dla dużego grona ludzi tego typu zastrzykiem jest dobrze skrojony film, którego forma i treść nie ma zbytnio dużego znaczenia. Ważne, aby spełnił swoją funkcję i przyniósł zamierzony efekt.

George Clooney głównie kojarzony jest z roli doktora w popularnym na całym świecie serialu „Ostry dyżur”. Uważany jest za bardzo dobrego aktora, a od kilku lat zbiera pochlebstwa za swoje próby reżyserskie i scenariuszowe. Jego „Good Night and Good Luck” w 2006 roku otrzymał 6 nominacji do Oscara, w tym w najważniejszych kategoriach – najlepszy film i reżyser. Szkoda, że żadna z tych nominacji nie została uwieńczona złotą statuetką. Kiedyś z pewnością nadejdzie ten dzień, kiedy na półce Clooneya stanie ta najbardziej prestiżowa nagroda środowiska filmowego.

Zanim jednak do tego dojdzie poddajmy ocenie jego kolejny autorski film „Miłosne gierki”. Połączył w nim cztery funkcje reżysera, scenarzysty, aktora i producenta, tworząc komedię z ważnym dla amerykańskiego społeczeństwa, podłożem historycznym. W tym przypadku nie chodzi o działania wojenne czy fakty polityczne. Wątek historyczny nawiązuje do sytuacji kiedy stworzono zawodową ligę futbolu amerykańskiego.

Sportu wywodzącego się z rugby, który po pewnych modyfikacjach, stał się ich narodową dyscypliną, przyciągającą miliony zagorzałych fanów. W filmie rolę kobiecą zagrała jedna z najbardziej chimerycznych i trudnych w odbiorze aktorek współczesnego Hollywoodu, Renee Zellweger. Akcja filmu toczy się w latach dwudziestych ubiegłego wieku, okresu prohibicji, ciągłych zakazów i kontroli. Początki futbolu amerykańskiego były bardzo trudne. Kluby, jeden po drugim bankrutowały, a stworzenie profesjonalnej, zawodowej ligi było tylko marzeniem. Los większości podzieliła także drużyna Bulldogs, pod przewodnictwem Jimmy’go „Dodge’a” Connelly’ego (Clooney). Po jej rozpadzie zawodnicy musieli znaleźć sobie nowe źródło zarobku, podejmując pracę w kopalniach, hutach czy na roli.

Rozwiązanie drużyny wiązało się z powrotem do codzienności szarego życia. Kiedy wszyscy znaleźli swoje miejsce w szeregu, na horyzoncie pojawiła się… nadzieja powrotu na zieloną murawę boiska. Dodge chciał do tego wykorzystać wschodzącą gwiazdę Cartera Rutherforda, który przyciągał na mecze tysiące ludzi, przynosząc przy tym niewiarygodne korzyści finansowe. Pozyskaniem tego wybornego gracza chciał spopularyzować futbol i doprowadzić do wprowadzenia zawodowstwa.

Carter oprócz bycia świetnym sportowcem, uczestniczył w wojnie, w której za swoje bohaterskie wyczyny otrzymał największe wojskowe odznaczenie Medal Honoru. Niestety znaleźli się ludzie - reporterzy, którzy chcieli podważyć jego czyny i udowodnić, że jest tchórzem i zwykłym oszustem. Odnalezienie drogi do prawdy powierzono Lexi (Zellweger), dziennikarce jednego z popularnych amerykańskich brukowców. Będzie próbować wszelkich chwytów, głównie tych niedozwolonych, aby tylko dopiąć swego i opublikować demaskujący artykuł. A gra jest warta świeczki, bo w nagrodę czeka na nią stołek zastępcy redaktora naczelnego. Nie spodziewa się jednak, że na drodze reporterskiego śledztwa może stanąć wielkie uczucie, które spróbuje pokrzyżować jej plany.

Może Clonney uznawany jest za dobrego filmowca, jednak osobiście nie przepadam za jego osobą. Dlatego podszedłem z wielkim dystansem do „Miłosnych gierek” i chciałem jak najszybciej zakończyć ten mecz. Ku mojemu zdziwieniu spotkanie zakończyło się wielką wygraną, a nie jak zakładałem sromotną porażką. Film ten jest jedną z najlepszych komedii, jakie ostatnio miałem okazję oglądnąć. Widok ciamajdowatej drużyny futbolowej, tarzającej się w błocie, próbując jakimś sposobem zdobyć punkty w meczu powalił mnie na kolana. Wliczając jeszcze w ten obraz ich sportowy ubiór, którego element chroniący głowę przypominał dynię wykonaną ze skóry, można popłakać się ze śmiechu.

Nie znalazłem niczego co mogło wpłynąć negatywnie na moją opinie o tym filmie. Nawet aktorzy, których nie darzę jakąś wielką sympatią, otrzymują u mnie stanowcze pozytywy. Widzów jedynie może zniechęcić tło historii, jaką jest mało popularny w Polsce futbol amerykański. Na szczęście sport nie zdominował całego filmu, a sceny które ukazywały tę dyscyplinę są esencją dobrego i stonowanego humoru, który przypadnie każdemu do gustu.

„Miłosne gierki” nie były pokazywane w rodzimych kinach, a dystrybutor postanowił wydać film od razu na DVD, gdyż obawiał się, że nie zainteresuje polskiego widza. W moim mniemaniu mógł podjąć to ryzyko, które z pewnością by mu się opłacił. Jego i nasza strata, lecz co się odwlecze to nie uciecze i dzięki technologii cyfrowej możemy w zaciszu domowego ciepła zobaczyć to czego w kinie nie mieliśmy okazji.

„Miłosne gierki” będą idealnym lekarstwem na pogarszającą nasze samopoczucie, szarugę jesiennego dnia.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)