''Mój biegun'': Rodzina i emocje [recenzja]
"Mój biegun" oparto na prawdziwych wydarzeniach. O Jaśku Meli usłyszeć można było przy okazji jego rekordowego osiągnięcia w 2004 roku – jako piętnastoletni chłopiec wraz z polarnikiem Markiem Kamińskim zdobyli północny i południowy biegun Ziemi.
28.10.2013 | aktual.: 01.12.2017 15:58
Sukces ten zapoczątkował kolejne wyprawy Jana Meli. Obecnie prowadzi on fundację "Poza Horyzonty". "Mój biegun" to historia Jaśka oraz jego rodziny, przedstawione wydarzenia ukazują czas sprzed wielkiej wyprawy.
Nie będziemy oglądać przebiegu podróży czy nawet przygotowań: film przedstawia to, co było wcześniej, jest dramatem rodzinnym. Na skutek nieszczęśliwego wypadku ponosi śmierć dziecko, Piotrek – syn Uli i Bogdana, a brat dla Jaśka, Agaty i Doroty. Rodzina musi poradzić sobie ze stratą i poczuciem winy z powodu wypadku. Po kilku latach rodzinę dotyka kolejne nieszczęście: Jasiek zostaje porażony przez prąd, skutkuje to amputacją dwóch kończyn. Trauma związana ze śmiercią Piotrka stanowi połowę całej przedstawionej historii. A i później, gdy wypadkowi ulegnie Jasiek, pamięć o Piotrku nie zniknie z akcji filmu (tj. z życia rodziny), jest obecna, kiedy Jasiek cierpi po wypadku, przechodzi rehabilitację, a także gdy „walczy” z rygorystycznym, surowym ojcem, żądającym od syna męstwa i hardości.
Reżyser, Marcin Głowacki, debiutant w dziedzinie filmu fabularnego, do tej pory realizował seriale i programy telewizyjne. Producentką filmu jest Krystyna Lasoń, autorka fabuł kręconych w oparciu o prawdziwe historie („Laura”, „Cisza”, „Krzysztof”, „Bokser”, „Nad życie”, „Oszukane”), jej produktami są też telewizyjne seriale i programy dokumentalne (paradokumentalne), wszystkie pod sztandarem telewizji TVN. Spośród wymienionych filmów fabularnych producentki miałam okazję widzieć „Oszukane”, i porównując ten obraz do wczoraj obejrzanego, to tym razem efekt wyszedł dużo lepszy, przede wszystkim jest lepiej pod względem aktorskim i narracyjnym.
Chociaż i tak należy powiedzieć, że "Mój biegun" aktorsko niczym nas nie zaskoczy, żadna rola nie chwyci za serce: ani Maciej Musiał w roli Jaśka, ani Bartłomiej Topa jako ojciec, ani Magdalena Walach jak matka, o dalszoplanowych rolach nie wspominając. Nieskomplikowane dialogi, narracja, zdjęcia, montaż, muzyka nie odciągają naszej uwagi ani od fabuły, ani – przede wszystkim – od obrazu dzielnej rodziny i emocji związanych z tragicznymi wydarzeniami, na których reżyser oraz producentka skupili swoją uwagę. Najpierw skonfrontujemy się z emocjami rodziny wywołanymi śmiercią Piotrka, a po tej traumie przyjdzie czas, by poradzić sobie z tragicznymi skutkami wypadku Jaśka. Główny wątek to relacje ojca z dziećmi, bardzo dobry kontakt ojca z
córkami kontra poczucie winny i obwinianie Jaśka za śmierć młodszego brata; czułość i wesołość względem dziewczynek i surowość, oschłość w stosunku do syna. Do tego dochodzi wypadek Jaśka, po którym ojciec bardzo chce pomóc synowi, a ten potrzebuje go, jak nigdy dotąd. Jednak porozumienie nie będzie łatwe.
Reżyser ukierunkowuje naszą uwagę również na rolę matki i żony. Ciepła, troskliwa Ula próbuje łagodzić napięcia oraz konflikty. Szuka kompromisów, nazywa emocje po imieniu. Wielokrotnie znosi cierpkie i krzywdzące słowa męża, który nie może sobie poradzić z targającymi go poczuciem winy oraz złości. Mimo to wydaje mi się, że kobieta pozostaje na uboczu, podobnie jak jej córki, główna akcja toczyć się będzie wokół niezastąpionego ojca i jego relacji z synem. A być może postaci niekonfliktowe, spokojniejsze nie rzucają się tak bardzo w oczy?
Wyprawy Jaśka na bieguny oraz w jaki sposób podołał temu zadaniu film nie pokazuje. „Droga”, którą musiał przebyć chłopak, pozostaje w domyśle, dopowiadamy ją sobie, znając przecież osiągnięcia rzeczywistego Jaśka Meli (autentyczne zdjęcia z zakończenia wyprawy zobaczymy w filmie). W zasadzie mogłaby powstać kolejna część, pokazująca pracę nad sobą (nad psychiką i ciałem), która pozwoliła Jaśkowi osiągnąć niejeden sukces.
Reżyser koncentrując się całkowicie na emocjach w rodzinie, chce wzruszyć widza pokazywanymi tragediami, cierpieniem, emocjami, ale za to bez dokładniejszego wyjaśnienia, pozostawia takie kwestie, jak: zatrudnienie Uli i Bogdana, ucieczka z miejsca wypadku kolegi Jaśka, opieka nad córkami pod nieobecność rodziców, sytuacja bohatera w szkole (wiemy coś o tym z jego relacji), miejsce zamieszkania Bogdana, który wyprowadza się od rodziny, nie zobaczymy ojca Bogdana, o którym się wspomina, a wspomnienie to jest istotne. Takie informacje urzeczywistniłyby ten rodzinny dramat.
„Mój biegun” nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak ostatnio oglądane „Chce się żyć”. Wrażenie, jakie wywarł obraz Głowackiego, jest o połowę mniejsze niż po filmie Pieprzycy – chcąc zastosować porównanie. Chociaż pewnie łatwo oceniać „Mój biegun” nie będąc w skórze osoby, której dotknęły przedstawione problemy, bo być może film zawiera wystarczająco trafnie ukazany ładunek emocji podany w optymalnej formie, tak że poruszy i pokrzepi. Niestety obejrzany film specjalnie mnie nie poruszył ani też nie pokrzepił, choć sama historia Jana Meli bez wątpienia brzmi przerażająco i niesamowicie.
Ocena: 5/10
Ewelina Świeca
Polecamy w serwisie internetowym Film.org.pl:
Czarno na białym – Karnawał dusz