Mój najlepszy przyjaciel (Mon meilleur ami)
"Mój najlepszy przyjaciel" to przykład doskonałego kina rozrywkowego - pozwala miło spędzić czas, dostarcza rozrywki i poruszający morał.
28.10.2007 03:16
Bohaterem nowego obrazu Patrice'a Laconte jest wyrafinowany marszand François Coste. Właściwie ma wszystko: pieniądze, wspaniałe mieszkanie, piękną kobietę, która wpatrzona w niego jak w obraz jest w stanie przybiec na każde skinienie. Jedyne czego mu brakuje to prawdziwy przyjaciel. Nie mogąc w to uwierzyć, zakłada się ze swoją wspólniczką, iż w ciągu kilku dni będzie w stanie przedstawić jej swojego wiernego druha. Nagrodą jest wspaniała, unikatowa, antyczna waza i... symbol wiecznej przyjaźni.
Laconte już wcześniej dał się poznać jako mistrz obserwacji ludzkich charakterów. Autor "Męża fryzjerki", "Dziewczyny na moście" i "Bliskich nieznajomych" po raz kolejny z precyzją dawkuje widzowi wzruszenie, humor i lekcję. "Mój najlepszy przyjaciel" to bowiem nie tylko komedia charakterów, ale przede wszystkim wnikliwa analiza egoizmu. François Coste, po mistrzowsku zagrany przez Daniela Auteuila, to przykład mężczyzny, którego ze światem zewnętrznym łączą jedynie relacje materialne. Zderzony z ludzką inkarnacją życzliwości, otwartości i koleżeństwa w postaci taksówkarza Bruna Bouleya (w tej roli równie świetny Dany Boon), musi na nowo - niczym kaleka - nauczyć się współżyć z innymi. Przy tym wszystkim film Laconte'a nie jest nudnym wykładem na temat, jak szybko stać się lepszym. To sprawnie nakręcony obraz, doskonale zmontowany i sfotografowany, tak, iż akcja warto płynie, a widz z równym zdziwieniem, co Coste, przyjmuje kolejne zwroty w pozbawionym empatii świecie kupca dzieł sztuki.
"Mój najlepszy przyjaciel" jest tak wspaniałym filmem, że chce się... jak najszybciej wyjść z kina i spotkać z najbliższymi, aby już więcej nie marnować czasu na nieważne czynności.