Trwa ładowanie...
d1uy2yi
03-06-2008 19:49

Mydlana opera z epoki Tudorów

d1uy2yi
d1uy2yi

Chyba każdy słyszał o Annie Boleyn. Druga żona angielskiego króla Henryka VIII, oskarżona o małżeńską zdradę i kazirodcze stosunki z bratem, zginęła na szafocie. Jej córka Elżbieta z czasem została władczynią Anglii. Mało kto jednak wie, że Anna miała starszą siostrę Marię, która też była kochanką Henryka VIII, a nawet urodziła mu podobno dwoje dzieci.

Właśnie siostry Boleyn są tytułowymi kochanicami. Ich filmowe relacje to nieustająca rywalizacja przede wszystkim o względy Henryka VIII (Eric Bana)
, ale tym samym o wpływy i władzę. Marii (Scarlett Johansson) wystarcza bycie kochanką króla. Anna (Natalie Portman)
chce więcej. Jak wiadomo z lekcji historii ślub Henryka z Anną został poprzedzony rozłamem Anglii z Kościołem rzymskokatolickim i ustanowieniem kościoła anglikańskiego.

Na podstawie „Kochanic królaJustina Chadwicka można wywnioskować, że pomysł ten podsunęła Henrykowi Anna, a króla tak zżerały żądze, że gotów był na wszystko, by je zaspokoić. Sprowadzenie jednego z najważniejszych etapów historii Anglii i Europy do erotycznych gierek dworskich to mocne naciągnięcie. Za decyzją Henryka VIII o rozłamie stały ważniejsze powody niż tylko chęć zaciągnięcia Anny do królewskiej alkowy.

Oczywiście można ten nonszalancki stosunek do historii usprawiedliwić konwencją. „Kochanice króla“ to kostiumowy melodramat. Tylko, że konwencja też została przez Chadwicka zmarnowana. Miłosny trójkąt kojarzy się z emocjami i namiętnościami. Tymczasem w filmie Chadwicka jest ich jak na lekarstwo.

d1uy2yi

Wydarzenia i relacje między bohaterami zostały pokazane na chybcika, bez najmniejszej nawet próby psychologicznego pogłębienia i rozwinięcia. Nie przekonują ani metamorfoza Anny, ani dylematy Marii, ani rozterki Henryka.

Film przypomina mydlaną operę. W podobnej konwencji został zagrany. Troje odtwórców głównych ról (skądinąd niezłych aktorów) swój występ w filmie ograniczyło do znaczącego chmurzenia brwi, przybierania malowniczych póz i snucia się po ekranie. Natalie Portman próbuje jeszcze coś wycisnąć z roli (zwłaszcza w końcówce, kiedy jej bohaterka walczy o życie), ale z marnym skutkiem. Scenariusz nie dał głównym aktorom żadnych szans. Tym bardziej to dziwne, że jego autorem jest Peter Morgan, scenarzysta „Królowej“.

Bardziej łaskawy był dla odtwórców ról drugoplanowych. Najciekawszym wątkiem filmu jest dramat lady Boleyn, matki sióstr, która przeczuwa, że związek z królem dla ich córek skończy się tragicznie. Lady Boleyn jest też jedyną postacią z krwi i kości, w czym ogromna zasługa jak zwykle świetnej aktorki Kristin Scott-Thomas.

Na plus „Kochanic króla“ zaliczyć można także stronę wizualną – piękne plenery (zdjęcia kręcono m. in. w malowniczych zakątkach hrabstwa Kent) i kostiumy. Ale i tu efekt końcowy został zepsuty przez zapędy reżysera, który raz po raz serwuje nam serię efekciarskich ujęć. A to chmury złowrogo przesuwają się po niebie, a to ktoś na koniu galopuje przez las. Do fabuły nic to wnosi, klimatu też nie buduje. Za to potęguje wrażenie, że Chadwick kompletnie nie miał pomysłu na ten miłosny trójkąt.

d1uy2yi
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1uy2yi