Na pewno być może
"Zawsze tylko ty" to najświeższe (no, może nie najświeższe - film miał swą premierę na festiwalu w Berlinie, w lutym 2009) potwierdzenie, że Renee Zellwege najlepiej czuje się w realiach pierwszej połowy XX wieku. Przynajmniej na ekranie. Po latach dwudziestych ("Chicago"), trzydziestych ("Człowiek ringu" i "Miłosne gierki") i sześćdziesiątych ("Do diabła z miłością"), przyszła pora na pięćdziesiąte, czyli okres tworzący wspaniałe perspektywy fabularne. To właśnie wtedy większość pieprznych niuansów społeczno-obyczajowych podlegała cenzurze, to właśnie wtedy nie kręciło się filmów o prowokujących burzliwe dyskusje tematach tabu: homoseksualizmie, segregacji reasowej, upadającym micie amerykańskiego snu.
27.09.2010 22:48
Niestety Richard Loncraine nie decyduje się na owego potencjału wykorzystanie - swym filmem nie ma zamiaru stawać ramię w ramię z "Drogą do szczęścia" czy "Daleko od nieba". Scenerię i zagadnienia sprzed półwiecza wykorzystuje on raczej do konstrukcji mniej i bardziej niewybrednych gagów. Dość powiedzieć, że większość z nich bazuje na micie zniewieściałego geja... Właściwą bohaterką jego filmu jest jednak Ann Deveraux (Zellweger), kobieta w średnim wieku, która porzuca niewiernego męża (Kevin Bacon) i zabiera dwóch synów w podróż w nieznane. A zatem wszystko jasne - nic ponad zabawowe kino drogi od Loncraine'a nie otrzymamy.
Co ciekawe, historia jest ponoć prawdziwa. Oparta ma być na młodzieńczych wspomnieniach aktora George'a Hamiltona, ale jak to w Hollywood bywa, do końca nie wiadomo gdzie kończy się prawda, a zaczynają mitomańskie brednie. Zwłaszcza, że "Zawsze tylko ty" ogląda się jak jedną z przestarzałych przygodowych historyjek sprzed półwiecza. Wszystko jest tu grzeczne i układne, często przetkane nieporadnymi eufemizmami. Bo choć wydymająca swe pulchne policzki i małe usteczka Ann omyłkowo trafia do aresztu za prostytucję, zostaje okradziona przez autostopowiczów, zakochuje się w niezrównoważonym psychicznie kobieciarzu, to zawsze spada na cztery łapy. Na rozterki i dramaty z prawdziwego zdarzenia nie ma tu miejsca, choć zaangażowana w swą rolę Zellweger zdradza zgoła inne chęci.