Najbardziej skuteczna misja ratunkowa w dziejach amerykańskiej armii
Film mówi o pięciu dniach ze stycznia 1945 roku. Pięciu dniach... wieczności. Akcja rozgrywa się pomiędzy 27, a 30 stycznia 1945 roku na wyspie na Filipinach okupowanych przez Japończyków. Wobec ofensywy wojsk amerykańskich i kolejnych niepowodzeń cesarskiej armii padają rozkazy o likwidacji japońskich obozów jenieckich. Żołnierze są paleni żywcem i rozstrzeliwani. To jedna z mroczniejszych kart współczesnej historii.
19.02.2007 17:22
Bestialska eksterminacja bezbronnych jeńców amerykańskich przez "bohaterskich" żołnierzy wywodzących się z narodu o wspaniałych tysiącletnich tradycjach. Co ciekawe, postępowanie Japończyków nie było w ich mniemaniu uważane za zło - żołnierzy, którzy poddawali się w walce i trafiali do niewoli uznawali oni za podludzi niewartych istnienia. Osoby godne pogardy i poniżenia.
I tak ich traktowali. W naszym kręgu kulturowym wiedza o zbrodniach Japończyków jest delikatnie mówiąc nikła. A nie ustępowały one w niczym czynom nazistów.
I to właśnie uświadomienie sobie losu wielu amerykańskich jeńców, losu Filipińczyków i innych podbitych przez żołnierzy wielkiego cesarza narodów jest chyba największą zaletą tego filmu. Nie jest nią niestety jego jakość. Film opowiada o udanej próbie uwolnienia 511 jeńców wojennych z obozu w Cabanatuan. Jeńców, którzy skazani byli na eksterminację. Schorowanych, wycieńczonych, niedożywionych, upokorzonych. Dla których szykowano już doły w ziemi i beczki z paliwem.
Przeciwko dobrze uzbrojonym i fanatycznym w walce Japończykom staje 120 żołnierzy alianckich wspomaganych przez partyzantów filipińskich. W brawurowej akcji wyzwalają jeńców, ponosząc przy tym znikome straty własne. Film sam w sobie jest… niestety kolejną produkcją o charakterze wybitnie propagandowym. Ku pokrzepieniu serc?! Być może. A zatem jest pełen wad dotykających tego rodzaju twórczości.
Nagminne są przerysowania, patos, sztuczność. Sceny nadmiernie dramatyczne w swej wymowie i sceny nadmiernie łzawe. Rozbudowany tkliwy wątek romansowy i historie trudnych męskich przyjaźni. Główni aktorzy, z nielicznymi wyjątkami, grają bardzo słabo. Dużej lepiej spisują się ci z drugiego planu. Na uwagę zasługują role Jamesa Franco (kapitan Robert Prince) i Ceasara Montano (kapitan Payota). Benjamin Bratt jako podpułkownik Mucci jest nieprzekonywający. Podobnie Joseph Fiennes jako major Daniel Prince.
Mało jest w tym filmie obrazów zasługujących na uwagę. Należą do nich sceny przygotowania się i ataku na obóz jeniecki. Nieźle została w nich oddana atmosfera powoli płynących minut, czasu rozciągającego się w nieskończoność. Wrażenie też robi scena czołgania się w świetle dnia po odkrytym terenie. Zrozumiała głównie przez tych co sami kiedyś próbowali czołgać się z pełnym ekwipunkiem (a więc nie przez wielu znanych, wybitnych wielbicieli wojska, którzy jakimś dziwnym trafem nigdy w nim nie służyli).
Niestety film jako całość jest słaby. Nie oddaje atmosfery tych strasznych czasów. Szkoda. Wydaje się, że kolejny raz zmarnowano niezłą okazję pokazania ciekawego i pouczającego kawałka najnowszej historii.