Najszerszy kark Danii o problemach z kobietami
07.09.2012 | aktual.: 22.03.2017 20:40
Stalowy miś
Film "Misiaczek", który wygrał 5. edycję festiwalu Off Plus Camera w Krakowie i za który reżyser Mads Matthiesen odebrał Krakowską Nagrodę Filmową w wysokości 100 000 dolarów oraz 1 miliona złotych w formie grantu od PISF nareszcie doczekał się oficjalnej premiery w polskich kinach.
Ta niecodzienna historia z bardzo niecodziennym głównym bohaterem ma spore szanse na podbicie serc polskich widowni. Koniecznie zapoznajcie się z naszą recenzją filmu.
Głównym bohaterem filmu jest 38-letni kulturysta Dennis (grany z genialnym wyczuciem przez aktora amatora, króla bodybuildingu Kima Kolda). Mógłby mieć kobiet na pęczki: niski głos, męska twarz, ramiona pokryte tatuażami, mięśnie jak stąd do Portoryko. Jest jednak pewien szkopuł. Dennis nie jest mistrzem flirtu i choć dobiega czterdziestki, wciąż mieszka z nadopiekuńczą matką.
Zamiast szukać tej jedynej, spędza długie godziny na siłowni, wyciskając niewiarygodne ciężary. Dlaczego? Bo biedaka zjada nieśmiałość i niepewność. Dennis to chłop ze stali, ale serduszko ma z cukru. Majestatyczne ciało to zbroja, w której skrywa kompleksy.
Przywieźć sobie żonę...
Nieśmiałość to nie jedyny problem Dennisa. Jego relacja z matką daleka jest od partnerskiego układu dwójki dorosłych ludzi.
Zaborcza mamunia traktuje go jak niewyrośniętego siusiumajtka. Chce mieć Dennisa tylko dla siebie, dlatego perfidnie utrudnia mu kontakty ze światem, uniemożliwia zachowanie jakiejkolwiek intymności.
Dennis się nie denerwuje, nie buntuje, ale coraz bardziej zasklepia w swojej skorupie. Wreszcie, namówiony przez wujka, który z Tajlandii "przywiózł sobie" żonę, decyduje się na wyjazd do Azji. Liczy, że z dala od opresyjnej matki i szarej codzienności uda mu się znaleźć miłość.
Utalentowany czempion kulturystyki
„Misiaczek” powstał na kanwie krótkiego filmu, który reżyser Mads Matthiesen zrealizował kilka lat wcześniej.
Po długich castingach udało mu się znaleźć czempiona kulturystyki, Kima Kolda.Dziś przyznaje, że bez niego film pełnometrażowy nigdy by nie powstał.
Kold nie tylko miał idealną fizjonomię, ale przede wszystkim ogromny talent. Stworzona przez niego postać zainspirowała reżysera na tyle, że zapragnął poświęcić jej więcej czasu i uwagi.
Siła ukryta w obsadzie
Scenariusz „Misiaczka” został skonstruowany według klasycznych zasad, stopniowo buduje się w nim dramaturgię.
Kamera jest raczej przezroczysta, manipulacje kolorystyczne kończą się na większej niż zwykle dawce szarości, która dodaje obrazowi nieco melancholijnego charakteru.
Tajemnica i największa siła filmu kryje się w obsadzie. Na ekranie pojawiają się niemal sami amatorzy, jedyną zawodową aktorką jest wcielająca się w rolę matki Elsebeth Steenthoft.
Ta proporcja pozwala poszczególnym wykonaniom utrzymać naturalność i prawdę. Matthiesen podkreśla, że praca z naturszczykami daje mu poczucie bycia bliżej życia, dlatego konsekwentnie kontynuuje taką strategię.
Matthiesen miał ogromne szczęście...
"Misiaczek" to wzruszająca opowieść o nietypowym outsiderze, ale też diagnoza współczesnych wizerunków męskości i narastającej obsesji na punkcie "perfekcyjnego" ciała.
Matthiesen miał ogromne szczęście, ze trafił na Kolda – a Kold, że trafił na Matthiesena. Razem tworzą pełny zrozumienia, odwagi i wyczucia duet. Ten „Misiaczek” nie jest z pluszu, ale i tak ma w sobie ogromnie dużo ciepła.