Największe wpadki w historii Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni

Największe wpadki w historii Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
Źródło zdjęć: © East News

17.09.2018 | aktual.: 18.09.2018 12:04

Wystartował 43. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Święto polskiego kina to nie tylko dziesiątki godzin premierowych filmów, to również bogate życie towarzyskie, hektolitry alkoholu i skandale, które przez lata obrosły legendą. Polskie lwy od ponad czterech dekad dostarczają niezwykłych emocji. Przypominamy wam najgłośniejsze skandale i największe wpadki.

1 / 7

Polityczny nokaut

Obraz
© East News

Pierwsza edycja festiwalu odbyła się w 1974 r. Środowisko artystyczne prowadziło wówczas otwartą wojnę z dygnitarzami, ci za wszelką cenę próbowali wprowadzać cenzurę i narzucali "poprawne zasady". Często dochodziło do tarć, w szczególności kiedy na pierwszym planie pojawiał się alkohol.

Do zabawnej sytuacji doszło w 1978 r. Podczas jednej z imprez w hotelu Novotel obecny był urzędnik z Wydziału Kultury KC. Najwyraźniej dał się ponieść artystycznej i zakrapianej atmosferze, ponieważ próbując utrzymać równowagę, wielokrotnie zawieszał się na szyi Janusza Kondratiuka. Reżyser na początku ignorował zachowanie delikwenta, jednak chwilę później znokautował go. Kiedy mężczyzna zaczął się odgrażać, że zniszczy jego karierę, Kondratiuk bez chwili namysłu posłał w jego kierunku kolejny cios. O dziwo "partyjniak" nie dotrzymał słowa, a reżyser z dumą mógł powtarzać, że nie ma na niego mocnych.

2 / 7

Brzęk kieliszków

Obraz
© ONS.pl

Wbrew pozorom atmosfery festiwalu nie budowały długo wyczekiwane premiery, ale spotkania środowisk twórczych przy kieliszku wódki. Najsłynniejszym miejscem, które umożliwiało przeniesienie się do innego wymiaru, było Piekiełko w Hotelu Gdynia. W latach 80. i 90. było to jedyne miejsce podczas trwania festiwalu, w którym dziennikarze wyłączali dyktafony, fotoreporterzy chowali aparaty, a aktorzy, reżyserzy i członkowie ekip filmowych opowiadali historie, które stawały się anegdotami. Możemy tylko się domyślać, że panująca tam atmosfera była dość swobodna.

Sam Filip Bajon twierdził, że "najbardziej lubi z przyjaciółmi chodzić do Piekiełka i spędzać tam czas aż do świtu". Jednocześnie dodał, że nawet ceny alkoholu nikogo nie odstraszały. Zresztą, będąc przy pieniądzach, nie sposób wspomnieć, że w Gdyni ulatniały się szybciej niż wódka z butelek.

"Punktem honoru jest przepicie nagrody z kolegami w barze" - wspominał Radosław Piwowarski.

3 / 7

Picie z polotem

Obraz
© ONS.pl

Popijawy kończyły się niekiedy epicko lub po prostu bezmyślnie. Tak było w przypadku Andrzeja Seweryna i Wojciecha Pszoniaka, którzy pewnego poranka, wychodząc z Piekiełka, wpadli na dość osobliwy pomysł. Będąc w stanie mocno wskazującym, postanowili rzucić sobie wyzwanie. Chcieli przekonać się, który z nich szybciej przepłynie Zatokę Gdańską. Śmiało można powiedzieć, że ich życie uratował Jacek Fedorowicz, który zupełnie przypadkowo pojawiając się w pobliżu, powstrzymał ich przed wejściem do wody.

4 / 7

Zimny prysznic

Obraz
© Agencja Gazeta | Jakub Orzechowski

Jednak Festiwal Filmowy w Gdyni to przede wszystkim święto polskiego kina, a przynajmniej tak powinno być. Niestety, w 1996 r. poziom prezentowanych filmów nie był zbyt wysoki. Choć do walki o Złote Lwy wystartowało 19 filmów, żaden z nich nie otrzymał nagrody. Mimo ogromnej krytyki, jury broniło swojej decyzji.

"Złote Lwy to wysoko postawiona poprzeczka i trzeba sobie na nie zapracować" – mówił wówczas Stanisław Różewicz.
Decyzja była niezrozumiała dla filmowców.

"Jeżeli sami się nie nagrodzimy, to nikt nas nie nagrodzi" – krzyczał ze sceny Juliusz Machulski, dodając, że w polskiej kinematografii dzieje się źle, a filmowcy nie mają szacunku dla swojej pracy.

"Koledzy wyszli przed szereg, generalnie niczego nie osiągając (...) Było to pogrożenie palcem, tylko nie wiadomo komu i w jaką stronę. Zanegowano zasadę konkurencji" - wtórował mu Filip Bajon.

5 / 7

Niezrozumiała decyzja

Obraz
© East News

Również decyzja jury w 1997 r. była niezrozumiała i szeroko komentowana. Cezary Pazura, który przyjechał do Gdyni z czterema filmami, które dziś są klasykami ("Kiler", "Sztos", "Sara", "Szczęśliwego Nowego Jorku"), był murowanym kandydatem do nagrody dla najlepszego aktora. Byli o tym przekonani dziennikarze, koledzy po fachu i widzowie. Zresztą Pazura był wówczas jedną z największych gwiazd. Wszystko łączyło się w idealną całość. Niestety, Złotego Lwa za rolę w "Bandycie" zgarnął niemiecki aktor Til Schweiger.

Co ciekawe, aktor nie odebrał nagrody. Ba, część twórców żartowała, że być może nawet nie wie o tym, że otrzymał właśnie najważniejszą polską nagrodę filmową. Juliusz Machulski nagrodzenie Niemca nazwał "kolejną humorystyczną decyzją jury w historii festiwalu". Również Cezary Pazura nie krył rozgoryczenia.

"Gratuluję panu Krzysztofowi Krauze, członkowi jury, który - nie wiedzieć czemu - uważał, że nawet jeśli nagroda mi się należy, to mi jej nie przyzna" – powiedział aktor.

Pikanterii dodawał też fakt, że jednym z producentów "Bandyty" był Lew Rywin, który przy okazji bycia prezesem Canal+, wsparł finansowo festiwal.

6 / 7

Pechowy Pazura

Obraz
© WP.PL

Śmiało można powiedzieć, że aktor jest jednym z największych pechowców w historii festiwalu. W 2002 r. film "E=mc2" w reżyserii Olafa Lubaszenki miał mieć swój premierowy pokaz. Niestety, organizatorzy pomylili taśmy. Cezary Pazura, grający rolę Ramzesa, nie krył złości. Ostentacyjnie opuścił salę kinową i bezskutecznie domagał się ponownej projekcji.

7 / 7

Prowadzić trzeba umieć

Obraz
© ONS.pl

O ile przez lata organizatorzy zaliczyli kilka wpadek, o tyle w 2006 r. podjęli dobrą, acz odważną decyzję. Anna Mucha podczas gali otwierającej festiwal pozwoliła sobie na kilka niewybrednych żartów pod adresem jury.

Opowiadając o filmie "Francuski numer", powiedziała: "Proszę nie mylić z francuskim numerkiem, po którym można się spodziewać o wiele więcej". Przy okazji innego filmu bez ogródek powiedziała, że jest nudny. "Już nie będę przynudzać, bo na tym filmie i tak pośniecie" – zapowiedziała seans.

Dodatkowo Mucha została skrytykowana za niestosowny ubiór. W dniu 5. rocznicy zamachu na World Trade Center pojawiła się na scenie w kusej sukience odkrywającej całe plecy. Zainterweniowała wówczas Dorota Stalińska, która w złości weszła na scenę i powiedziała, że zachowanie aktorki jest niestosowne.

Ostatecznie organizatorzy postanowili zakończyć współpracę z Muchą.

"Uznaliśmy, iż formuła prowadzenia, zaprezentowana przez panią Annę Muchę, nie pasuje do takiego wydarzenia, jakim jest festiwal. Prowadzący to osoba, która prezentuje twórców filmów i to oni są tutaj na pierwszym planie" - tłumaczył dyrektor artystyczny imprezy Mirosław Bork.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (251)