Nic dziwnego, że Marek Perepeczko został Janosikiem. Zobaczcie zdjęcia z siłowni
18.11.2017 | aktual.: 18.11.2017 13:52
W ostatnich latach swojej kariery był panem ze sporą nadwagą, który z trudem próbował odnaleźć się w branży filmowej. Patrząc na niego, aż trudno było uwierzyć, że w młodości uchodził za jednego z najprzystojniejszych, charyzmatycznych aktorów obdarzonych imponującą muskulaturą. A jednak.
Mężczyźni zazdrościli mu formy, panie marzyły, by spojrzał na nie łaskawszym okiem. On zaś chętnie mobilizował kolegów do ćwiczeń, propagując zdrowy styl życia. Jeśli zaś chodzi o kobiety - choć wiedział, jakie robi na nich wrażenie, do końca życia w jego sercu było miejsce tylko dla jednej, poznanej w dziekanacie na studiach dziewczyny.
W listopada, 12 lattemu odszedł Marek Perepeczko. Nic dziwnego, że to właśnie on został Janosikiem - zobaczcie prywatne zdjęcia aktora wykonane podczas ćwiczeń na siłowni.
''Od wszystkich dostawałem w kość''
Perepeczko sportem interesował się od dziecka, choć zaczął niejako z musu, namówiony przez ojca, który martwił się, że jego syn wyrośnie na słabeusza.
- W młodości byłem chuderlawym chłopakiem. Od wszystkich dostawałem w kość. Wmawiano mi, że jestem chory na serce. Ojciec zaprowadził mnie do warszawskiego klubu wioślarskiego "Wisła”.
Rodzic chciał, bym nabrał tężyzny fizycznej - opowiadał w wywiadzie opublikowanym na portalu JWIP.pl. - Godziny spędzone na Wiśle pamiętam do dziś. Wtedy zacząłem biegać i okazało się, że choroba serca jakość minęła. Biegałem dwa razy w tygodniu po kilkanaście kilometrów. Dla 15-latka był to spory wysiłek.
Sportowa przygoda
Potem Perepeczko zainteresował się koszykówką - i okazało się, że i w tej dyscyplinie odnosi prawdziwe sukcesy.
- Andrzej Pstrokoński, znany kibicom sportowym koszykarz, wciągnął mnie do drużyny juniorów "Legii”. Miałem 16 lat. Musiałem być niezły, awansowałem niebawem do kadry juniorów Warszawy, a potem od trenera Witolda Zagórskiego otrzymałem nominacje na reprezentanta kraju w kategorii juniorów - wspominał.
Z gry zrezygnował, gdy przyjęto go na studia.
- Tę miłą przygodę "popsuł” zdany egzamin do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Rozstałem się z koszykówką. Zacząłem inną przygodę - mówił i dodawał, że nieco żałuje tego wyboru. - Może należało tę koszykarską przygodę pociągnąć dłużej - kwitował ze smutkiem.
''Ty, ile masz w baniaku?''
Już podczas egzaminu na uczelnię Perepeczko zrobił ogromne wrażenie na kolegach.
- Ostatnią eliminacją był sprawdzian gimnastyczny. Rozbieramy się do majtek, obok efeby, smukli chłopcy i Perep - kulturysta. Pierwsza nasza rozmowa: "Ty, ile masz w baniaku?” - wspominał w "Tygodniku Płockim" Marek Mokrowiecki.
Nic dziwnego, że samym swoim wyglądem mobilizował kolegów do ćwiczeń i dbania o formę.
- W tamtych czasach popularne były wśród młodzieży zakłady: kto najlepiej tańczy i kto najlepiej bije. Marek, ksywka Perypek, świetnie tańczył, a już sam widok jego zapaśniczej postury odstraszał. Nie pił i nie palił przez długie lata, co w naszej kompanii było nienormalne - opowiadał o koledze Stefan Friedman.
Trudne warunki
I choć nikt nie kwestionował talentu Perepeczki, z powodu trudnego charakteru szybko wyleciał z uczelni. Przez jakiś czas myślał o karierze nauczycielskiej, ale wreszcie wrócił do PWST. Studia ukończył w 1965 r.
To, co mogło stać się jego niewątpliwym atutem - imponujący wzrost, postura sportowca i męska uroda - okazało się jednak dla Perepeczki pewną przeszkodą. Filmowcy nie mieli na niego pomysłu, nie potrafili wykorzystać jego potencjału.
- Te moje 190 cm jest niekiedy trudno wykorzystać na scenie - mówił w wywiadzie opublikowanym na portalu JWIP.pl. - Gdybym był bardziej przewidujący, zostałbym piłkarzem.
Przyznawał też, że często bywał szufladkowany.
- Sylwetka determinuje, zwłaszcza w zawodzie aktorskim. Miałem kilka razy w życiu rozweselające dowody uznania w stylu "nie spodziewaliśmy się tego po panu” - śmiał się.
Uzależniony od sportu
Przez lata Perepeczko (na zdjęciu z żoną, Agnieszką) dbał o dobrą formę.
- Uprawianie sportu, ćwiczeń fizycznych, przynajmniej w moim przypadku, jest niezbędne jak mycie zębów, stanowi odskocznię, dla higieny psychicznej i fizycznej - mówił i zapewniał, że nawet kiedy wyjeżdża na plan filmowy, nie rezygnuje z codziennych ćwiczeń.
Nic dziwnego, że dla przystojnego i wysportowanego mężczyzny panie traciły głowy.
- Miał nietypowy sposób na kobiety. Obrzydzał im siebie, mówiąc: "Jestem bardzo brzydki, bardzo głupi i bardzo niezdolny". A potem zaczynał roztaczać czar - wspominała Joanna Szczepkowska.
I choć mógł mieć każdą, Perepeczko serce oddał poznanej w dziekanacie na uczelni Agnieszce Fitkau.
Utrata kondycji
Jak to możliwe, że aktor, który tak kochał sport i przez tyle lat dbał o kondycję, nagle stracił formę i przytył?
Powodów było kilka. Po roli w "Janosiku” został zaszufladkowany i nie mógł znaleźć pracy. W latach 80., kiedy Fitkau wyjechała do Australii, do brata, Perepeczko postanowił do niej dołączyć. Został tam cztery lata - i przyznawał, że bardzo żałował tej decyzji. Po powrocie do Polski nie potrafił się odnaleźć. Zaczął się izolować od ludzi. Jadł coraz więcej i wkrótce przestał przypominać barczystego Janosika.
Gdy Fitkau-Perepeczko wróciła z zagranicy, z przerażeniem odnotowała, że jej mąż ma 40 kilogramów nadwagi. Namawiała go do ćwiczeń, a on obiecywał wrócić do formy. Słowa jednak nie dotrzymał.
- Zwyciężał ten jego męski egoizm - mówiła. - Przecież mógł się odchudzić, chodzić do klubu sportowego, tym bardziej, że był sportowcem i miał w jednym palcu wszystkie dyscypliny. Ale nie chciał.
- Ta nadwaga mnie kiedyś zabije - zażartował Perepeczko w jednym z ostatnich wywiadów, dodając: - To wielkie szczęście, że nikt nie będzie po mnie płakał.
Zmarł kilka dni później, na atak serca. Miał 63 lata. W listopadzie mija 12 rocznica śmierci aktora.