Nie tak wyglądało polskie ''jumanie'' w Niemczech w latach 90.

Nie tak wyglądało polskie ''jumanie'' w Niemczech w latach 90.
Źródło zdjęć: © Bartosz Mrozowski

16.08.2012 | aktual.: 22.03.2017 10:32

Najbardziej w „Yumie” Piotra Mularuka irytuje mnie nonszalancja, z jaką twórcy traktują tzw. realia. Chociaż może to nie nonszalancja, a brak staranności albo ignorancja?

Film "Yuma" przywraca popularnej polszczyźnie pojęcie „jumania” - czyli zakrojonemu na niewielką skalę zjawisku szabrowania po zachodniej stronie granicy, z czego w latach dziewięćdziesiątych "zasłynęło" wielu naszych rodaków.

Większość z nas pamięta te czasy doskonale. Pamięta je również nasz felietonista **, który nie może się nadziwić temu, jak twórcy "Yumy" zaniedbali dochowania realiów tamtych barwnych czasów w swoim filmie.

Najbardziej w „Yumie*Piotra Mularuka irytuje mnie nonszalancja, z jaką twórcy traktują tzw. realia. Chociaż może to nie nonszalancja, a brak staranności albo ignorancja? Jak zwał, tak zwał, w każdym razie podczas seansu co chwila zgrzytałem zębami, zwłaszcza, że film rozgrywa się w nie tak znowu odległych historycznie czasach, które ja dobrze pamiętam, a i reżyser (rocznik’ 66) powinien.*

1 / 8

Gdzie się podziały Wojska Ochrony Pogranicza?

Obraz
© Kino Świat

Rzecz zaczyna się w roku’87. Uciekinier z NRD przekracza nielegalnie Odrę (tylko dlaczego ona taka wąska?). Strzelają do niego, on zaś sobie odpoczywa pod drzewkiem na otwartej polanie (gdzie się podziały Wojska Ochrony Pogranicza?). W kolejnych scenach widzimy, jak główny bohater filmu, Zyga organizuje z kolegami „przemyt” owego uciekiniera do „Ambasady Republiki Federalnej Niemiec”. Do jakiej znowu ambasady? Ambasady były, są i pewnie jeszcze długo będą w stolicy kraju, a nasi dzielni bohaterowie dojeżdżają ze zbiegiem najwyżej do Zielonej Góry. Niemiec mówi zresztą po niemiecku ze dwa słowa, za to – nie wiedzieć dlaczego – dobrze porozumiewa się po polsku. Nic dziwnego, skoro gra go polski aktor. To i tak drobiazg w porównaniu z upiornym rosyjskim Tomasza Kota grającego żołnierza Armii Czerwonej, zarazem (no, oczywiście) mafiosa i alfonsa.

2 / 8

Pusty pociąg PKP

Obraz
© Bartosz Mrozowski

Idźmy dalej – Zyga na swą pierwszą „jumę” jedzie pociągiem. Pociąg przyjeżdża pusty (na peronie też brak pasażerów). Pociągi PKP nigdy nie jeździły puste. A już zwłaszcza na przełomie lat 80. i 90. nie jeździły puste. A już te do Niemiec były nieodmiennie napakowane po dach ludźmi wiozącymi rozmaite towary na handel. W przedziałach rozgrywały się sceny dantejskie, szczególnie podczas wsiadania i kontroli granicznych. Służę kilkoma jędrnymi anegdotami.

3 / 8

Rozumiem, że budżet był skromny...

Obraz
© Bartosz Mrozowski

Frankfurt nad Odrą, do którego bohater się udaje, prezentuje się na ekranie niczym Frankfurt nad Menem, choć jest tuż po zjednoczeniu (a może jeszcze przed? jakoś trudno ustalić w filmie konkretne daty), gdy zachodnie marki dopiero zaczynały swoją działalność we wschodnich landach. Na przejściach granicznych między Polską a Niemcami stał wówczas bardzo długi sznur samochodów. Czekało się po kilka, kilkanaście godzin zanim pozwolono przejechać na drugą stronę szlabanu. W filmie zaś posterunek wygląda, jakby trwała w nim permanentna sjesta. Nasi bohaterowie nie muszą nawet omijać po znajomości kolejki, bo żadnej kolejki nie ma. Rozumiem, że budżet był skromny i nie starczyło na wynajęcie większej liczby aut do robienia tła, ale jednak można to było jakoś inaczej upozorować.

4 / 8

Wszystkiego po trochu

Obraz
© Bartosz Mrozowski

Umowność w „Yumie” posunięta została do granic amatorskiego teatrzyku (inscenizacja wielu scen jest na podobnym poziomie). Skoro już bierzemy w cudzysłów, to prosiłbym chociaż konsekwentnie. Tymczasem Mularuk nie bardzo może się zdecydować, w jakiej konwencji ma być utrzymane jego dzieło. Ani więc nie jest to soczysty, realistyczny obraz czasów transformacji, ani wielowymiarowy portret psychologiczny młodego człowieka wchodzącego w dorosłość, ani emocjonująca sensacja, ani zabawna komedia obyczajowa, ani analiza socjologiczna polskiej mentalności i naszych stosunków z Niemcami. Film próbuje być tym wszystkim po trochu.

5 / 8

Dziki Zachód... Polski

Obraz
© Bartosz Mrozowski

Sporo znajdziemy też tutaj nawiązań do westernu– od dwuznacznego tytułu począwszy („juma”, czyli szaber w Niemczech, ale też „15.10 do Yumy”) - co wydaje mi się ciekawym i uzasadnionym pomysłem, bo dziki kapitalizm początku lat 90., bo Dziki Zachód Polski, bo walka dobrych Polaków ze złymi Szwabami, bo nawet nasz rodzimy eastern „Prawo i pięść”, który także rozgrywał się na ziemiach odzyskanych… Jednak te odniesienia wprowadzane są do filmu tyleż natrętnie, co niezręcznie, niczym gagi na szkolnej akademii. Jakimże kowbojem miałby być Zyga w wykonaniu, snującego się bezradnie po ekranie i strojącego miny, Jakuba Gierszała? Niemrawy, pocerowany scenariusz, brak tempa i napięcia, tudzież puszczone samopas aktorstwo nie pozwalają znaczeniom wybrzmieć.

6 / 8

Zraniona męskość domagała się zemsty

Obraz
© Bartosz Mrozowski

Najbardziej pobudzające wydały mi się w filmie relacje między Zygą a kumplem Rysiem, z którym połączyła bohatera „straszna” tajemnica. Nie uiścili prostytutce zapłaty za usługi seksualne, więc demoniczny Kot nakazał im zrobić sobie nawzajem laskę. Przez tę traumę Rysio poszedł do szkoły policyjnej, a gdy wrócił, wydał wojnę dawnemu przyjacielowi. Zraniona męskość domagała się zemsty.

7 / 8

Duży potencjał i...

Obraz
© Bartosz Mrozowski

Yuma” mogłaby wprowadzić genderowe spojrzenie na wzorce płciowe, jakie wzięły górę w początkach wolnej Polski. Sprawdziłoby się to także w westernowym kontekście – raz, że mamy tutaj energiczną ciocię-burdelmamę, która kręci interesem (kłaniają się silne kobiety w typie Marleny Dietrich wykorzystujące swą seksualność do kierowania facetami), dwa, że przecież nie wypada, by kowboj robił laskę, choć po „Tajemnicy Brokeback Mountain” i to tabu zostało nadwyrężone. Niestety, Mularuk nie wie, jak -nomen omen - pociągnąć te i inne wątki. Taka jest cała „Yuma”: duża potencja, mizerny efekt.

8 / 8

Alternatywna recenzja

Obraz
© Bartosz Mrozowski

Wszystkich, którzy po lekturze tekstu Bartosza Żurawieckiego chcieliby zapoznać z inną recenzją filmu zapraszamy do przeczytania opinii naszej recenzentki.

A jak wam podobała się "Yuma"? Czekamy na komentarze.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (39)