"Alcarràs". Panele fotowoltaiczne kontra rodzina. Niespodziewany triumfator festiwalu w Berlinie
Dyrektorzy festiwalu w Berlinie zapowiadali konkurs główny pełen kameralnych rodzinnych historii. Złoty Niedźwiedź powędrował do jednej z takich opowieści. "Alcarràs" Carli Simon pokazuje nam ostatnie rodzinne lato, gdzie pot ciężkiej pracy miesza się z dziecięcym uśmiechem beztroskiej zabawy. My już go widzieliśmy.
Alcarràs to mała hiszpańska wioska, która utrzymuje się przede wszystkim z rolnictwa. Rodzina Sole ma wielki i piękny sad, w którym rosną dorodne brzoskwinie. Niestety stabilne życie podporządkowane rytmowi natury zatrzęsie się w posadach, gdy syn właściciela podważy ich prawo do ziemi.
Ojciec wprawdzie podarował Sole pola uprawne w ramach podziękowania za ocalenie podczas wojny, ale chłopak ma własny pomysł na wykorzystanie rozległego terenu. Uważa bowiem, że najwyższy czas zamiast sadu postawić w tym miejscu panele fotowoltaiczne.
ZOBACZ TEŻ: "To tytaniczna praca". Twórcy "Sukienki" mówią o drodze do nominacji do Oscara
Carla Simon czerpie pełnymi garściami ze swoich doświadczeń, sugestywnie opowiadając o bogatym w zapachy i słońce katalońskim lecie. Zdjęcia Danieli Cajías pełne są barw, dzięki czemu soczyste obrazy można doświadczać niemalże fizycznie. Reżyserka tworzy sentymentalny film, który, choć otula ciepłem, niepozornie i subtelnie wprowadza polityczne niepokoje dręczące rolników.
Pośród rodzinnych spotkań i wspólnej pracy znajdują się protesty przeciwko zaniżaniu cen skupu owoców, wypieranie tradycji coraz bardziej zmechanizowaną pracą i wymiana natury na połacie paneli dostarczających energię. Piękny krajobraz wymiera, a nadchodzący postęp nadwątla rodzinne więzi.
W "Alcarràs" to familia jest najważniejsza, a reżyserka przez pryzmat poszczególnych członków rodziny przygląda się ostatniemu takiemu latu, w którym unosi się zapach brzoskwiń. Mała Iris beztrosko bawi się całymi dniami, dając popis nieograniczonej wyobraźni. To ona wprowadza do tego świata ogromne pokłady radości. Dziewczynka poddaje się energii płynącej ze świata, ale też z dużą dozą dziecięcej naiwności spogląda na życie dorosłych. Dzięki niej film Simon kipi od pozytywnych emocji, które z powodzeniem przykrywają kryzysy w relacjach poszczególnych członków rodziny.
Na ekranie tak naprawdę nic się nie dzieje, ale dla wprawnego obserwatora wyczuwalne są drobne napięcia i narastająca niepewność. Wszystko rozgrywa się między słowami. W przemilczeniach czy głośnych wybuchach. Świat, który do tej pory zamieszkiwali Sole, przestanie istnieć, a to oznacza koniec dzieciństwa i rodzinnej sielanki. Simon umiejętnie buduje emocjonalne aspekty swojej opowieści. Delikatnie kreśli konflikty i bezradność wobec nadchodzących zmian.
Jedni reagują gniewem, gdy inni stosują klasyczne wyparcie, prowadząc swoje życie, jakby czarne chmury nie zbierały się na horyzoncie. Cisco poddaje się temu, co ma nadejść, podczas gdy jego szwagier Quimet nieporadnie ostatkiem sił walczy o zachowanie statusu quo. Napięcie między członkami rodziny staje się coraz bardziej wyczuwalne. Rozłam na zwolenników i przeciwników nowych rozwiązań odbija się na dzieciach, przynosząc pierwsze poważne rozczarowania i zawody.
To dość przewrotne, że ekologiczne panele słoneczne stają się czarnym charakterem w tej opowieści. Nowoczesność kładzie się cieniem na krystalicznym rodzinnym obrazie, a zmiana wzbudza lęk, z którym trudno się oswoić. Simon jest subtelną reżyserką, która nie sili się na pokazywanie wielkich momentów czy podniosłych rozmów. Z czułością portretuje drobne gesty. Kiedy na ekranie pojawiają się małe załamania i zwątpienia, doświadczamy ich ze zdwojoną siłą.
"Alcarràs" to pochwała kameralnego kina, które wynika z głębi serca i doświadczeń twórcy. Osobista opowieść o drobnych tęsknotach, codzienności i miłości do natury. Historia, za którą chce się podążać, nawet jeśli nie jest pisana na wielki komercyjny sukces. Jury wybrało serce i duszę zamknięte w słodkich sadach katalońskiego Alcarràs.