Nina Andrycz długo milczała o pierwszej aborcji. Na łożu śmierci żałowała młodzieńczej decyzji
18.12.2017 09:47
Życie Niny Andrycz - wybitnej aktorki, "kobiety wyzwolonej" i skandalistki - było nader burzliwe i obfitowało w liczne romanse, czego artystka nigdy nie ukrywała. Opowiadała też otwarcie, że będąc żoną premiera Józefa Cyrankiewicza, zdecydowała się na dwie aborcje.
Aktorka skrywała jednak tajemnice, które dopiero po jej śmierci ujrzały światło dzienne. Tak było na przykład z datą jej urodzin, która do dziś budzi kontrowersje.
Ale, jak się okazuje, Andrycz miała też inny sekret, który wyjawiła w jednej ze swoich książek. Chodzi o niechcianą ciążę, w którą zaszła pod koniec 1937 r. Wtedy dwudziestoparolatka zdecydowała się na pierwszą aborcję. I choć twierdziła, że nigdy nie chciała mieć dzieci, na łożu śmierci wyznała, że żałuje podjętej niegdyś decyzji.
Aktorka nie rodzi dzieci, tylko role
Śmiała się, że Cyrankiewicz "zmusił" ją do ślubu, mimo że ona wcale nie zamierzała zakładać rodziny. Nie chciała zostać matką, uważała, że się do tego zupełnie nie nadaje, pragnęła całkowicie poświęcić się karierze.
- Kiedy jest się naprawdę gwiazdą, to nie rodzi się dzieci. Rodzi się role – powtarzała.
Gdy była żoną Cyrankiewicza, dwukrotnie zaszła w ciąże – i dwukrotnie zdecydowała się na aborcję.
- Jak za drugim razem szłam na zabieg, moja mama się popłakała. Tłumaczyła mi: "Nie rób tego drugi raz. Z pierwszym zabiegiem się pogodził, ale drugiego ci nie daruje, bo pokazujesz, że ci na nim nie zależy" – wspominała Andrycz w "Vivie".
Rozpad związku
I faktycznie, niedługo potem jej małżeństwo z Cyrankiewiczem dobiegło końca.
- Oczekiwał przecież żony oddanej, która po zajściu w ciążę urodzi chociaż jedno dziecko, on bardzo tego pragnął, ale ja już wtedy kochałam swoją pracę bardziej niż małżeństwo – tłumaczyła. - Kiedy zrozumiał, że nie urodzę, zaczął popijać. Gdybym urodziła, nasze małżeństwo przetrwałoby
do grobowej deski.
Podkreślała jednak, że zupełnie nie żałowała tej decyzji.
- Byłam namawiana przez męża, by zwolnić tempo, by urodzić dziecko. Ładnie bym teraz wyglądała! Gdybym urodziła, broń Boże, chłopaka, dziś byłby synem komucha – cytuje jej słowa "Na żywo".
Skrywana tajemnica
Jak się jednak okazuje, Andrycz najprawdopodobniej po raz pierwszy zaszła w ciążę jako młoda dziewczyna. W swojej książce "My - rozdwojeni", zawierającej wątki autobiograficzne, aktorka pisała:
- Pod koniec stycznia 1938 r. lekarz skonstatował ciążę.
Według niej ojcem był Dymitr Dymek, jej dawny kolega z klasy maturalnej.
Ciąża im obojgu była nie na rękę - nie kochali się; on twierdził, że nie nadaje się na ojca, ona zaś chciała grać, macierzyństwo zupełnie jej nie interesowało. W 1938 r. zdecydowała się więc na pierwszą aborcję.
- Wyłożyłam pieniądze. Musiałam jeszcze podpisać oświadczenie, iż "w śmierci mojej nikogo nie winię" – wspominała.
Na łożu śmierci
W wywiadach stale podkreślała, że nie boi się samotności; podawała też przykłady wyjątkowo nieudanych relacji matek z córkami, wspominając chociażby Marlenę Dietrich.
Ale aborcje mocno przeżywała; napisała nawet wiersz dla swojej nienarodzonej córki. Po latach zaś nie kryła, że żałowała swojej decyzji. Kiedy leżała w szpitalu i obserwowała pacjentkę, którą opiekowały się jej dzieci, wyznała swojej przyjaciółce, że bardzo chciałaby mieć córkę.
Andrycz zmarła 31 stycznia 2014 r. Jednak zanim odeszła, zapragnęła "pojednać się z Bogiem" i poprosiła o spotkanie z księdzem. Wtedy też podjęła decyzję, że cały swój spadek – który wynosi ponoć około 100 tys. zł – przeznaczy na cele charytatywne. Postanowiła, że odda pieniądze Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, która działa na rzecz chorych dzieci.