Non stop action!

Właściwie, to nic tutaj się nie dzieje. Nic, poza akcją, akcją i akcją (wspominaliśmy już o AKCJI?). Przesadzonymi efektami specjalnymi, wybuchami, strzelaninami, nazbyt szybką jazdą samochodem i... zadziwiającym brakiem uszczerbków na garniturze głównego bohatera. Autko też niczego sobie, lakier po prostu bez zadrapania, a włoski, to nawet chyba się nawet naszemu bohaterowi nie przemieściły.

Non stop action!
Źródło zdjęć: © AKPA

27.05.2005 12:26

Tak w skrócie wygląda „Transporter”, a dokładniej główny bohater Frank Martin (Jason Statham)
. To on jest owym tytułowym „przewoźnikiem”, który tym razem ma robić za niańkę. Na pozór prosta robota (pewien wrestlingowiec, Hulk Hogan już próbował i jakoś wyszło), czyli pilnowanie małego, nadzwyczaj spokojnego i inteligentnego malca, którego matka (Amber Valletta) bardzo przypada naszemu herosowi do gustu, to dla byłego agenta nuda. Dopóty, dopóki nie pozna bliżej rodzinnych mechanizmów, niezbyt miłego ojca rodziny i... sympatyczny, mały Jack nagle nie zniknie mu z oczu. Chłopiec, któremu obiecał, że zawsze przy nim będzie...

Ale porwanie to dopiero początek. Potem będzie strzelająca piękność, trucizna, żądania i wiele, wiele przeróżnych wypadków.

Tak w WIELKIM skrócie prezentuje się fabuła drugiej części „Transportera”. Filmu, który może nie zachwyca i nie rzuca na kolana, miejscami raczej… śmieszy i zadziwia opanowaniem scenariusza przez głównego bohatera, gdy innym chyba go kompletnie nie udostępniono – niemniej jednak intryguje.

Jest na pewno obrazem widowiskowym, przy którym nie można się nudzić. Zabarwionym dyskretną nutką tej zawsze niemożliwej do spełnieniami miłości – bo przecież tacy faceci nie powinni mieć rodzin – oraz wszelakiego nieprawdopodobieństwa. Irytujący w tej doskonałości Franka, który nie pozwala sobie jak James Bond, na najmniejszy pyłek na garniturze, fascynujący w żarze Miami.

„Transporter 2”, to czysta rozrywka, szczyt popisów akrobatycznych, efektów specjalnych i wygibasów kaskaderów. Szybki ubaw, jazda bez trzymanki. Rzeczywiście nie wiadomo kiedy mija czas. Tylko czy taki permanentny przesadyzm jest w stanie wszystkich przykuć do telewizora?

Reżyser, Louis Letterier, który ma wyreżyserować nowego „Hulka” dobrze zgrał się ze scenariuszem Luca Bessona, którego pewnie przedstawiać nie trzeba, a który wcielił się tu też w rolę producenta. Nie można pominąć genialnych zdjęć i muzyki... a w ogóle, no po prostu można obejrzeć!!!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)