Trwa ładowanie...
d11z99w
15-04-2010 16:02

Okruchy życia smutnego komika

d11z99w
d11z99w

Pomysł, by nakręcić gorzką komedię o umierającym komiku, wydawał się być rewelacyjny. Optymizmem napawał też fakt, że za jego realizację zabrali się chyba najzdolniejsi obecnie komicy w Stanach. Komu mogło się powieść to karkołomne zadanie jeżeli nie Juddowi Apatowowi i jego ekipie - specjalistom od prześmiesznych, ale i gorzko prawdziwych komedii obyczajowych. Niestety, gdzieś po drodze coś poszło nie tak. W efekcie zamiast odświeżającej tragikomedii, otrzymaliśmy dziwnego potworka. Połączenie komedii dla nastolatków w najgorszym wydaniu z naciąganym dramatem rodzinnym rodem ze stacji Movie24.

George'a Simmonsa, legendarnego komika, dowiadującego się o śmiertelnej chorobie gra Adam Sandler. Aktor może i utalentowany, ale bardzo nieumiejętnie kreujący swój wizerunek. Opierający karierę na głupich filmach i głupich dowcipach. Szkoda, bo Sandler pokazał kilka razy, że grać potrafi i radzi sobie w rolach nieco bardziej wymagających ("Dwóch gniewnych ludzi", "Lewy sercowy"). Pokazuje to zresztą kilka razy i w "Funny People", bo George, to postać, w której jest dużo potencjału. To samotna gwiazda amerykańskiej komedii. Egoista i despota, który wszystkich odtrąca. Dlatego, gdy dowiaduje się o chorobie postanawia zatrudnić asystenta. Po prostu, by mieć z kim pogadać. Wybór pada na Irę granego przez Setha Rogena. Rogen to z kolei szybko wschodząca gwiazda nowej szkoły amerykańskiej komedii. Członek ekipy Apatowa, która wraz z "Wpadką" i "Supersamcem" zadziwiła krytyków i pokazała, że można jeszcze kręcić dobre komedie o czymś. Sporo Rogena jest w młodym Irze - marzącym o wielkiej karierze utalentowanym
komiku, któremu nie bardzo wychodzi. Praca dla George'a ma być jego wielką szansą.

Film zaczyna się naprawdę nieźle. Apatow umiejętnie buduje dramaturgię. Sandler radzi sobie ze smutno-śmiesznym rozdarciem swojego bohatera. Rogen jest jak zwykle rozkosznie nieporadny. A w tle sprawnie sekundują im wulgarni i niezwykle śmieszni przyjaciele Iry - grani przez Jasona Schwartzmana, Jonaha Hilla i Aziza Ansari młodzi komicy, którzy marzą o karierze w Hollywood, lecz póki co muszą dorabiać jako opowiadacze dowcipów. To właśnie to bardzo amerykańskie tło, wydaje się być najciekawsze. Apatow, Sandler, Rogen i Hill zapraszają nas na zaplecze. Pokazują amerykański przemysł kabaretowy od podszewki. Trochę się żalą (patrzcie jak trudno nam było na początku), dużo się śmieją z samych siebie (genialny jest zwłaszcza tekst Sandlera, który pyta, jakim cudem komicy mają zdobywać dziewczyny, jeżeli wciąż mówią o waleniu konia i pierdzeniu), bywa, że są sentymentalni. I gdyby… …cały film utrzymany był w tym tonie, byłaby to najprawdopodobniej najbardziej udana komedia w karierze Apatowa. Dlaczego więc nie
jest?

Gdzieś w okolicach sześćdziesiątej minuty ze scenariuszem dzieje się coś złego. Historia, która do tej pory śmieszyła, ale i smuciła, nagle staje się nieznośnie banalną opowieścią o godzeniu się ze sobą i otoczeniem. Przez moment śmierdzi nawet komedią familijną z jednoznacznym morałem. George przeprasza wszystkich, godzi się z rodziną, zaprasza przyjaciół. Jest łzawo i banalnie. Lecz film nie kończy się tutaj, dalej jest gorzej. Na scenę wchodzi bowiem dawna miłość George'a - Laura (Leslie Mann). I nagle komedia o umieraniu, staje się bardzo kiepskim dramatem rodzinnym. Wraz z Laurą pojawiają się jej dzieci i mąż (całkiem niezły Eric Bana)
i tematy takie jak wierność, rozwód, rodzina, powinność. Opowiedziane to jest bez sensu i dramaturgii. I tylko zdziwiony widz zastanawia się, co się stało z tak dobrze zapowiadającą się historią o umieraniu. Ostatecznym ciosem jest scena bójki, w której wszyscy wszystko sobie tłumaczą, wszyscy wszystkich biją, wszyscy płaczą, a widz zastanawia się, czy może już wyjść.

d11z99w

Wciąż myślę, że Judd Apatow i jego koledzy, to najzdolniejsi komicy w Ameryce od wielu, wielu lat. I wciąż mam nadzieję, że po chudych latach, podczas których rządziły kolejne części "American Pie" i "Scary Movie", nadszedł czas na lata tłuste, naznaczone filmami takimi jak "Wpadka" czy "Supersamiec". Dlatego "Funny People" traktuję jako incydentalną porażkę. Błąd w sztuce. Próbę schwycenia zbyt wielu tematów na raz. I czekam na następny film Apatowa, by mnie w tym przekonaniu utwierdził.

d11z99w
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d11z99w