Porwali go w drodze do pracy. Piekło rodziny trwało 11 miesięcy
Ojciec porwany przez bojówkarzy w Kolumbii, 6 milionów dolarów okupu, negocjatorem 22-letni student Robert i paczki pieniędzy przewożone przez księdza. Historia jak z filmu? Lepiej! Miles Hargrove po 26 latach opowiada historię swojej rodziny.
23 września 1994 r. Thomas Hargrove próbował dostać się do pracy. Miał do wyboru dwie drogi. Jedną przez zakorkowane miasto. Drugą: dłuższą, ale z rozciągającym się za oknem auta krajobrazem. Wybrał tę drugą. To była jedna z ostatnich jego samodzielnych decyzji. Wkrótce Thomas trafił na blokadę. W kolumbijskim Cali, ogarniętym wojną narkotykowych karteli, blokady tworzone przez żołnierzy były normą. Tyle że tym razem Thomas trafił nie na żołnierzy na usługach władzy, a na nielegalne bojówki FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii). Decyzja o tym, którą drogę wybrać, przyniosła katastrofalne skutki.
Thomas został porwany przez bojówkarzy i wywieziony w górskie, niedostępne dla wojska tereny. Przez osiem dni jego rodzina nie miała pojęcia, co się dzieje i czy w ogóle żyje.
Zobacz: Najbardziej hardcorowa scena. Na sali zapadła głęboka cisza
6 mln dolarów za tatę
Thomas Hargrove jako naukowiec i dziennikarz pracował w różnych częściach świata, zajmując się kwestiami żywienia społeczeństwa i rolnictwem. Od 1991 r. razem z rodziną mieszkał w Kolumbii, gdzie pracował dla Międzynarodowego Centrum Rolnictwa Tropikalnego (w jęz. angielskim skrót tej organizacji to CIAT, co będzie dość kluczowe).
Hargrove, który wcześniej pracował w Wietnamie nad specjalną odmianą ryżu dla zniszczonego głodem i biedą społeczeństwa, był już narażony na porwania. Dowiedział się, że obserwowali go żołnierze Wietkongu i planowali jego porwanie, ale ostatecznie zrezygnowali z tego, bo wiedzieli, że jego praca służy wszystkim.
W Kolumbii Thomas nie miał już tyle szczęścia.
Porywacze zażądali od rodziny 6 mln dolarów. Na tym polegało "łowienie cudów". Bojówkarze porywali ludzi, żądali astronomicznych sum, a z takich przestępczych działań finansowali swoją wojnę z kolumbijskim rządem. W latach 90. w tamtej części świata operował kartel Pablo Escobara i kartel z Cali. Politycy Kolumbii i USA postanowili zakończyć ich złote żniwa. Co odbijało się na przypadkowych ludziach. Thomas był jedną z ofiar tej sytuacji.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Na początku porywacze byli przekonani, że "złowili" prawdziwy cud. Grubą rybę. Gdy zobaczyli jego legitymację z CIAT, byli przekonani, że pracuje dla… CIA. Ale Thomas nie miał nic wspólnego z tą agencją. Polityków i amerykańskiego rządu w ogóle w tej historii nie ma. O wielkiej ekipie funkcjonariuszy rodem z hollywoodzkiego filmu, którzy próbowaliby namierzyć porywaczy, też nie ma tu mowy.
Dowód życia
Mimo to "Łowców cudów" ogląda się jak prawdziwą superprodukcję. Może nawet lepiej? Na film składają się w 100 procentach archiwalne nagrania – głównie te, które przygotowywał sam Miles Hargrove. 22-latek chwycił za kamerę niemal od razu po tym, jak porwano jego ojca. Tak próbował przepracować w sobie tę sytuację, a z drugiej strony chciał posiadać materiał z życia rodziny, by móc później pokazać go ojcu.
Pierwszy "dowód życia" dostali dopiero po 21 dniach od porwania. Wtedy też można było zacząć negocjacje. Innego wyjścia nie mieli. Bojówkarze z FARC kontrolowali znaczną część Kolumbii, w tym wzgórza, gdzie przetrzymywali Thomasa. – Gdyby wysłano wojska z misją odbicia taty, szanse, że to się powiedzie, byłyby równe zeru – mówił Miles w jednym z wywiadów.
Porywacze chcieli rozmawiać z jakimś przyjacielem rodziny lub wyznaczoną przez nich osobą. Padło na… 22-letniego Roberta, kolegę Milesa, który znał lokalny dialekt, mówił biegle po hiszpańsku i nie było opcji, że zdradzi Hargrove’ów.
Negocjacje odbywały się średnio dwa razy w tygodniu, najczęściej pod wieczór. – Pamiętam, że raz miałem egzamin, który cały czas przekładano ze względu na jakieś problemy z pracownią komputerową na uczelni. Dosłownie musiałem wyjść z egzaminu i pewnie wypadłem na najgorszego chama w klasie, ale nie mogłem powiedzieć przecież wszystkim: "Słuchajcie, ale ja negocjuję z porywaczami" – wspominał Robert po latach.
Łowcy w potrzasku
Po pierwszych kilku tygodniach udało się wynegocjować, że rodzina zapłaci 200 tys. dolarów okupu. Zebrali pieniądze, choć do dziś – po 26 latach od porwania – nie mogą powiedzieć, jak udało się to zrobić.
Pieniądze zapakowane w drewniane palety, które wciśnięto w bagażniku samochodu, przewieziono do miejsca ustalonego z porywaczami. Ci dostali fortunę i zamilkli na 3 dni. Szybko wyjaśniło się dlaczego.
W tym samym czasie w telewizji informowano o zaostrzeniu wojny z kartelami. Bill Clinton i amerykańscy politycy chełpili się obławami na kolumbijskich bojówkarzy. Pojawiły się doniesienia o zamordowanych amerykańskich misjonarzach, których FARC przetrzymywał od pół roku.
- Nigdy nie zapomnę tych reportaży. To były najbardziej wstrząsające materiały, jakie widziałem w życiu. Bo wszyscy wiedzieliśmy, że jedną z tych ofiar mógł być tata – opisywał to Miles.
Rodzina zaprosiła do domu media. Dzieci i żona apelowały o to, by porywacze oddali Thomasa. Po kilku dniach negocjacje wznowiono. Bojówkarze kartelu byli w potrzasku. Chcieli jak najszybciej rozwiązać tę sprawę i dostać kolejne paczki pieniędzy. Ustalono, że rodzina przekaże im jeszcze nieco ponad 100 tys. dolarów w gotówce. Żeby to raz na zawsze zakończyć.
13 sierpnia 1995 r. katolicki ksiądz w towarzystwie kierowcy pojechał w umówione miejsce, by zostawić okup za Thomasa. Porywacze dostali pieniądze… i zapadła cisza. Przez 9 dni rodzina żyła jak w zawieszeniu. Porywacze urwali kontakt. Thomasa nigdzie nie było. Aż którejś nocy nagle, ni stąd, ni zowąd pojawił się w domu.
26 lat później
Thomas w kieszeniach i w pasku od spodni ukrył zapiski z 11 miesięcy życia w zamknięciu. O tym, co przeżył od momentu porwania, napisał w książce "Long March To Freedom".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Jego historią zainspirowali się twórcy hollywoodzkiego "Dowodu życia" z Davidem Morse’em, który zagrał inżyniera uprowadzonego przez rebeliantów. Meg Ryan, czyli jego filmowej żonie, pomagał negocjator Terry Thorne, w którego wcielił się Russell Crowe. I jak to w Hollywood bywa, historia musiała zejść na tory romansu między żoną a negocjatorem…
Oglądając teraz po latach "Dowód życia" i prawdziwą historię, łatwo dostrzec absurd filmowej opowieści. Rzeczywistość nie była tak melodramatyczna. W dokumencie Hargrove'a nie ma płaczu, czy wręcz teatralnego lamentu, nie ma tym bardziej erotycznych scen, które mają "ubarwić" nam seans. Jest za to ogromna, pozytywna energia rodziny, która chce mieć Thomasa znowu przy sobie.
Hargrove po powrocie do życia zaczął współpracować z amerykańskim rządem i doradzał ws. działalności karteli narkotykowych i kolumbijskich bojówek. Zmarł z powodu niewydolności serca w styczniu 2011 r. Jego żona odeszła w 2009 r. Miles natomiast zajął się tworzeniem filmów. Jest mężem i ojcem.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Najważniejsza produkcja to jego "Łowcy cudów". Dopiero teraz, po ponad 20 latach od porwania ojca, zmontował film z nagranych przez siebie materiałów wideo. – Starałem się, ale nie mogłem zapomnieć i przetrawić porwania ojca. Nie z tymi materiałami, które miałem w szafkach. Nie mógłbym spokojnie żyć, gdybym nie stworzył w końcu filmu o tym, co przeszła moja rodzina – mówi w wywiadach.
"Łowcy cudów" to piękny hołd złożony rodzinie, która wykazała się potężną odwagą, walcząc o Thomasa. To też przepiękny przykład na to, że filmy dokumentalne w 2020 r. dostarczają nam znacznie więcej emocji niż to, co pokazują twórcy filmów fabularnych. Tym bardziej że ci drudzy, nastawieni na zysk, przechowują swoje filmy w szufladach i czekają na otwarcie kin.
Film "Łowcy cudów" można było zobaczyć na festiwalu Watch Docs odbywającym się w tym roku online.