Potrafię zagrać wszystko!
Daniela Olbrychskiego spotkaliśmy na premierze filmu "To ja, złodziej", w którym gra niewielką rolę. Na konferencji prasowej pojawił się z nogą w gipsie. Dzięki kontuzji ma wiele czasu na oglądanie telewizji. Uwielbia polskie telenowele!
Mirosław Mikulski: Co się stało z pana nogą?
Daniel Olbrychski: Już ponad cztery miesiące jest w gipsie. To skutek moich zainteresowań końmi, cały czas nieomal wyczynowo uprawiam jeździectwo. Koń był źle podkuty i na śliskiej łące, w galopie, przewrócił się - przygniótł mi nogę i jeszcze parę metrów na niej pojechał. Noga została złamana w trzech miejscach. Jestem kilka miesięcy po operacji i w trakcie żmudnej rehabilitacji.
M.M.: Kiedy znowu wsiądzie pan na konia?
D.O.: Mógłbym już teraz, ale nie chcę ryzykować i kusić licho - spaść zawsze można. Poczekam jeszcze kilka tygodni na zdjęcie gipsu.
M.M.: Ostatnio nie mamy zbyt wielu okazji, aby oglądać pana na ekranie. Dlaczego skusił się pan na tak małą rolę w "To ja, złodziej" u Jacka Bromskiego?
D.O.: Z reżyserem łączą mnie związki nieomal rodzinne, bardzo się lubimy i wzajemnie szanujemy. Kiedyś byłem bardzo zajęty i odmówiłem mu dużej roli w bardzo dobrym filmie, czego teraz żałuję. Powiedziałem, że jak będzie miał dla mnie nawet epizod, to na pewno wystąpię - zagrałem już w dwóch czy trzech jego filmach. Może zagram coś większego, ale do dużej roli trzeba mieć dużo czasu i dużo energii. Ostatnio czas i energię znalazłem na rolę Gerwazego w "Panu Tadeuszu".
M.M.: A co z innymi propozycjami, dlaczego tak rzadko widujemy pana w polskich filmach?
D.O.: Nie mam dobrych propozycji i nikt nie pisze dla mnie ról. Może młodzi reżyserzy i scenarzyści boją się mnie, albo mnie nie znają. W pracy jestem bardzo wydajny i kooperatywny. Z drugiej strony, jak już dostaję jakiś scenariusz, to nie zawsze mi się podoba. Pracuję poza Polską - co roku dostaję dwie, trzy propozycje z zagranicy, z czego wybieram jedną. Na przykład ostatnio w rosyjskich filmach gram gangsterów.
M.M.: Gdyby mógł pan wybierać, jaką rolę chciałby pan zagrać?
D.O.: Nie chciałbym już powielać stereotypów z filmów Bromskiego, gdzie zawsze gram bogatego artystę lub człowieka sukcesu z dobrym samochodem. Wolałbym dostać do wykonania zadanie ambitniejsze, tak jak u Wajdy w "Panu Tadeuszu". Grałem tam łysego starca Gerwazego. Wcześniej pewnie nikomu nie przyszłoby do głowy, że to rola dla mnie, a jest to jedna z najważniejszych ról w moim życiu! Niespodzianki się zdarzają i z radością przyjmę następne. Bezczelnie powiem, że potrafię zagrać wszystko!
M.M.: Ubiegły rok był bardzo udany dla polskiego kina. "Pana Tadeusza" oraz "Ogniem i mieczem" obejrzało ponad 13 milionów widzów. Czy możliwe jest powtórzenie tego sukcesu?
D.O.: Na pewno duże szanse ma "Quo vadis". To fantastyczna powieść i porywająca historia, a Kawalerowicz jest we wspaniałej formie i skompletował świetną obsadę, ludzie przyjdą do kina z rozpędu. Ruszyło się też w filmach o skromniejszych budżetach, jest coraz więcej filmów, które ogląda ponad pół miliona osób. Nie tylko dlatego, że robimy coraz lepsze filmy, z tym nigdy nie było tak źle, zawsze kręciliśmy kilka dobrych i mądrych filmów. Ludzie zechcieli znowu chodzić do kina na polskie filmy, to fenomen socjologiczny.
M.M.: Czy kino europejskie ma szansę na to, aby rywalizować z Hollywood?
D.O.: To problem bardzo skomplikowany, śledzę to od dawna. Dystrybutorzy amerykańscy mają w rękach większość kin europejskich. Od lat fachowo i konsekwentnie promują własną produkcję. Tylko Francuzi potrafią we własnym kraju stawić czoło Ameryce. Jedyna nadzieja w tym, że widzowie zorientują się, że nie każdy film amerykański jest arcydziełem, a na niektóre nawet nie warto chodzić. Kiedyś, kiedy te filmy były obecne w Polsce w znikomych ilościach, szło się do kina, jak po świeże bułeczki. Teraz nastąpiło znużenie. Skoro "Ogniem i mieczem" i "Pan Tadeusz" przebiły "Titanica", to nie powinniśmy mieć kompleksów.
M.M.: W jakich nowych filmach będziemy mogli pana obejrzeć?
D.O.: Ostatnio zagrałem w dwóch filmach włoskich. Najwięcej radości dała mi rola pewnego wrednego Anglika, który ściga pirata Sandokana. Zdjęcia były kręcone na Cejlonie i nie chciałem ominąć tej przygody, zwłaszcza, że zapłacono mi za to dużo pieniędzy. Grałem po angielsku i w dobrej międzynarodowej obsadzie. Filmu jeszcze nie widziałem, ale mam nadzieję, że wypadłem dobrze. Czasami lubię się powygłupiać w takich filmach, zwłaszcza jeśli gram w wyśmienitym towarzystwie.
M.M.: A polskie filmy?
D.O.: Zagrałem epizody w "13 posterunku" oraz w "Na dobre i na złe". Mam nogę w gipsie, więc dużo czasu spędzam przed telewizorem, dzięki czemu doskonale orientuję się, co się dzieje w polskich serialach. Uwielbiam oglądać "Klan" oraz "Na dobre i na złe". A jak stracę "13 posterunek", to się źle czuję i nie mogę tego odżałować. Moją ulubioną młodą gwiazdą jest Małgosia Foremniak, to wspaniała aktorka.
13.07.2000 02:00