Powiedz mi co widzisz, a ja powiem Ci kim jesteś
Hiszpańska "Agora" to najbardziej bezpośrednia ze wszystkich superprodukcji, które w ostatnich latach określano mianem "kontrowersyjnych", "bluźnierczych" i "antyreligijnych". Zapomnijmy o "Kodzie Da Vinci", "Mgle" czy "Aniołach i Demonach"; Alejandro Amenabar nie traci czasu na zbędną metaforykę, otwarcie prowokując do buntu przeciw utartym archetypom współczesnej kultury. Akcję swego filmu umiejscawia w Aleksandrii IV wieku naszej ery, w sercu zdarzeń, które doprowadziły do upadku grecko-rzymskiej cywilizacji, a główną bohaterką czyni Hypatię, męczeńską pra-feminę, której filozofia wykraczała daleko poza ówczesne standardy.
14.04.2010 17:29
Ale kreśląc obraz chrześcijaństwa jako religii stojącej krwią, zabobonem i bezmyślną polityką, Amenabar nie tylko niczego nie demaskuje, ale wręcz ulega tendencji, jaką cechują się adaptacje klakierskich bestsellerów Dana Browna. Odbiorca zostaje postawiony przed gotową tezą, a ta jest tyleż śmiała, co łatwo przyswajalna w swym jednowymiarowym zacięciu. Chyba, że spojrzymy na całość z nieco innej perspektywy.
"Agora" to bodajże pierwsza wysokobudżetowa produkcja, która obok wzbudzania skrajnych reakcji, skłania też do merytorycznej dyskusji z wiarą i jej społecznym postrzeganiem. Owszem, Amenabar posługuje się prostą retoryką i nie unika subiektywnych osądów, ale nie wydaje się, by jego film powstał ku zadowoleniu ateistów, gnostyków i wojujących feministek. Umiejscowienie akcji w Aleksandrii jest oczywiście nieprzypadkowe, jednak autor znacznie bardziej zainteresowany jest wykraczaniem poza tę konkretną czasoprzestrzeń i kreśleniem paraboli do burzliwej teraźniejszości, trawionej społeczno-ekonomiczną depresją i militarną ekspansją państw-potęg. Teraźniejszości, w której religia wciąż jeszcze plącze się z polityką i w tej toksycznej reakcji rodzi zbrodniczy fundamentalizm.
"Agorę" łatwo okleić szkodliwymi sloganami, sprowadzając jej wymowę do ślepego negowania idei wiary. Amenabar nawołuje co prawda do korzystania z siły rozumu, ale niekoniecznie w kontekście religii samej w sobie. Filozofia Hypatii to przecież przykład osiągnięcia harmonii absolutnej, tolerancji względem poglądów sprzecznych z własnymi, a nawet próby ich zrozumienia. Jeśli przeszczepić ją na grunt współczesny, "Agora" nie tyle opowiada o niechlubnych korzeniach chrześcijaństwa, co o bezsilnej umysłowej wyższości nad władzą, której niechęć wobec autonomii jednostki wpisana jest w każdą bez wyjątku społeczność.
Ale to tylko część prawdy, jedna z wielu perspektyw "Agory", której warstwy fabularne sprytnie nakładają się na siebie. Każdy dostrzeże tu to, co tak naprawdę dostrzec chce, podlegając tym samym mimowolnemu samookreśleniu. Jedni podniosą lament, że Amenabar obraża ich uczucia religijne, inni doszukają się potwierdzenia wyższości rozumu nad wiarą, jeszcze inni oba te zjawiska będą dyskutować. Na Hypatię będzie się spoglądać z podziwem, ze zrozumieniem, ale też z odrazą, podczas gdy sam film rozpatrywany będzie jako prawda objawiona, prowokacyjna herezja lub po prostu polemika z kulturowymi przyzwyczajeniami. I tylko jedno w tym mętliku nie ulega wątpliwości: Amenabar jest przebiegły. Swoim filmem mówi wprost: "Powiedz mi co widzisz, a ja powiem Ci kim jesteś".