Pozytywnie naładowani czeskim humorem

Aby dane dzieło, czy to literackie, muzyczne czy też filmowe, mogło zasłużyć na miano sztuki, musi zawierać w sobie wartości artystyczne i estetyczne. Te pierwsze pobudzają do refleksji, niosą z sobą pewną uniwersalną prawdę. Z kolei wartości estetyczne mają karmić nasze zmysły. Film Jana Svĕráka, „Akumulator1”, jest wypadkową owych wartości – wizualnie zniewalający, a przy tym ukazujący pewne ponadczasowe prawdy. Nie musimy uważnie śledzić fabuły, aby zachwycić się tym obrazem. Możemy wręcz dać się wywieść na filmowe manowce.

17.11.2010 14:19

Nawet jeśli nie zrozumiemy niektórych ekscentrycznych zachowań bohaterów, to z przyjemnością będziemy oglądać nasycone barwami i ruchem sceny. To kolejny film kinematografii czeskiej po obejrzeniu którego, mamy ochotę nie zastanawiać się nad absurdami życia, lecz w nie wskoczyć i dać się porwać biegowi wydarzeń, jakkolwiek byłyby one kuriozalne.

Życie jest pełne nieoczekiwanych i zaskakujących zbiegów okoliczności, zwyczajnych, drobnych szaleństw codziennego dnia. „Akumulator1” utwierdzi nas w przekonaniu, że nie należy brać ich zbyt poważnie. Dlaczego poza tym warto sięgnąć po ten film? Kto kocha kinematografię czeską, tego przekona samo nazwisko reżysera. Przypomnijmy, że Svĕrák ma w swoim dorobku takie filmy jak „Szkoła podstawowa”, „Kola” czy „Butelki zwrotne”. A fraza umieszczona na pudełku DVD (w której nie ma cienia przesady): „(…) doda wszystkim wyczerpanym brakującej im energii” - powinna zachęcić nie tylko miłośników dobrego kina.

Intryguje już pierwszy kadr. Główny bohater zapytuje nas: „chcecie wiedzieć co mi się przytrafiło?”. I sam sobie odpowiada: tak, chcecie. A żeby monolog Oldy stał się jeszcze bardziej intrygujący i zachęcający do wciągnięcia się w opowiadaną historię, kończy się tak oto: „otaczają nas i siedzą w nas tysiące tajemnic”.

Olda jest geodetą. Dopada go choroba, której lekarze nie potrafią nazwać. Pewnego dnia po udzieleniu wywiadu telewizyjnego, traci przytomność. W szpitalu jednak okazuje się, że jest zdrowy. A choroba wobec której lekarze są bezsilni, to zupełna utrata energii. Nietypowe schorzenie potrafi zdiagnozować jedynie Fišárek, który sam siebie określa mianem przedstawiciela medycyny naturalnej. Jak przeciwdziałać postępującej tajemniczej chorobie? „Nie odpoczywaj. To najgorsza rzecz ze wszystkich” – te słowa stanowią punkt wyjścia terapii prowadzonej przez Fišárka.

Wszystko ma swoją energię – każdy kamień, każde drzewo i oczywiście każdy człowiek. Bohaterowie filmu szukają sposobu zregenerowania ludzkich ubytków energii. Amator medycyny naturalnej proponuje swojemu podopiecznemu sport, kontakt z naturą, zmysłową fizyczną miłość oraz... obcowanie ze sztuką. Jednak życie Oldy zmienia się dopiero, gdy poznaje piękną panią stomatolog. Lekiem na całe zło po raz kolejny okazuje się miłość. Banalne? Być może. Ale to dzięki niej odzyskuje utraconą radość życia. Ponadto staje do walki z tytułowym Akumulatorem1, który wysysa energię także z innych ofiar telewizji.

W meandrach czeskiego filmu można się niekiedy zagubić. Ale jest to zawsze bardzo miłe błądzenie. Po odnalezieniu się i wyjściu z kinowego labiryntu ukrytych znaczeń i odwołań, zostają w pamięci poszczególne obrazy. Gdy bohater traci przytomność, trafiamy do wnętrza jego organizmu i obserwujemy spowolnioną pracę serca. Potem kamera zabiera nas do środka tętnic i żył, które również działają w jakby wolniejszym tempie. Równie zachwycająca jest scena w której ślimaki próbują przedrzeć się na drugą stronę ruchliwej drogi. W napięciu oglądamy zbliżające się do nich auto.

Dzięki wyrwom w szosie, Oldzie nie udaje się zapanować nad kierownicą i samochód skręca w przeciwną do ślimaków stronę, tym samym ratując im życie. Kamera zagląda wszędzie, obserwuje nawet pająka wyplatającego sieć. Z kolei scenarzysta snujący osnowę filmu, prowadzi nas do nierealnych przestrzeni z pogranicza jawy i snu, przypominających jakąś zakurzoną rekwizytornię, w której postaci z westernów przechadzają się tuż obok wraku Titanica.

W czeluściach owego dziwnego miejsca spoczywają ciała tych, którym telewizja odebrała życiową energię. Intelektualną i duchową ucztę dopełnia muzyka Verdiego oraz cytaty z takich kinowych klasyków jak np. „Taksówkarz”.

Miejmy się na baczności, kiedy po raz kolejny zapragniemy obejrzeć telewizję. Trzeba przecież żyć - jak mówi Olda w ostatnim kadrze. A życia nie znajdziemy przed ekranem telewizora, który już niejednego pozbawił energii. Może szukanie intelektualnych potyczek warto rozpocząć od czeskiego filmu.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)