"Predator": Będziesz bawić się jak prosię [RECENZJA BLU‑RAY]
Jakub Zagalski z WP pisze, że "Predator" Shane'a Blacka ma wszystko, czego brakuje "Legionowi samobójców". Pełna zgoda. Powiem więcej: tak powinien wyglądać każdy akcyjniak dla dorosłych.
Dla większości Black to przede wszystkim reżyser trzeciego "Iron Mana" i "Nice Guys". Jednak, kiedy przyjrzeć się jego filmografii, okaże się, że facet najlepsze rzeczy wysmażył w latach 80. i 90. Ba! nadawał ton kinu tamtych lat.
"Zabójcza broń", "Długi pocałunek na dobranoc", "Ostatni skaut", "Predator" (tak, tak zagrał tam Hawkinsa, który non stop nawija o waginie swojej dziewczyny), "Bohater ostatniej akcji" czy cudowni "Łowcy potworów" – horrorowa odpowiedź na "Goonies". Czego się nie tknął, zamieniał w filmowe złoto. Tak jest też w przypadku "Predatora". Choć niektórzy będą kręcić nosem. I mają do tego pełne prawo.
Black nie bawi się bowiem w wyważanie drzwi. Od 1987 r. powstały cztery filmy (w tym dwa spin-offy) oraz komiksy, które drobiazgowo nakreśliły uniwersum mieszkańców planety Yautja Prime. O drapieżcach wiemy więc wszystko – znamy ich historię, kulturę i zwyczaje. Co począć z takim fantem?
Black wraz ze swoim kumplem Fredem Dekkerem (reżyserem wspomnianych "Łowców potworów") ponownie połączyli siły i stworzyli coś, w czym czują się najlepiej: komedię akcji w duchu lat 80. Z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Dlatego wszyscy szukający suspensu odejdą z kwitkiem. Nowy "Predator" wprawdzie nawiązuje do kultowej jedynki, jednak dryfuje w stronę mocno przegiętego pastiszu. Pastiszu, w którym dozwolone jest absolutnie wszystko.
Jest wulgarnie, pretekstowo, bardzo krwawo (kategoria R to nie wabik bez pokrycia) i nie zawsze z sensem. Ale w parze z bezkompromisowością idą rewelacyjnie napisani bohaterowie (ze świecą dziś takich szukać) i pełne humoru dialogi w głównej mierze opierające się na przekozackich one-linerach. Jeśli przystaniecie na takie warunki Shane'a Blacka, będziecie, jakby ujął to Kapuściński, bawić się jak prosię.
Jeśli chcecie zapoznać recenzję Kuby Zagalskiego, to kliknijcie TUTAJ. Za to poniżej możecie przeczytać, co jeszcze znalazło się na płycie Blu-ray.
Wydanie Blu-ray:
"Predator" przemknął dość szybko i nie spotkał się ze zbytnią życzliwością publiki. Dość powiedzieć, że od finansowej katastrofy uratowały go rynki zagraniczne. Dlatego warto mieć nadzieję, iż film zyska większy szacunek na rynku kina domowego. Zwłaszcza, że wydanie Blu-ray kryje kilka niezły kąsków.
Po pierwsze sceny usunięte. Warto, zwłaszcza, że argumentem często podnoszonym w recenzjach, były fabularne dziury. Sceny, które wypadły w montażu, w większości je zasypują. Pozostaje więc pytanie, dlaczego wyleciały.
Po drugie trzy obszerne materiały dotyczące produkcji: "A Touch of Black" (10 min), "Predator Evolution" (20 min) i "The Takedown Team" (16 min).
Pierwszy to gruntowne spojrzenie na dorobek Blacka w kontekście najnowszego filmu – od epizodu na planie "Predatora" z 1987 r., przez słynne scenariusze (m.in. "Zabójcza broń") po reżyserię (m.in. "Kiss Kiss Bang Bang").
Drugi, moim zdaniem najlepszy, to spojrzenie za kulisy tworzenia efektów specjalnych. Napiszę krótko – to porno dla fanów animatroniki, lateksowych odlewów i kaskaderki.
Trzeci to z kolei omówienie budowania postaci i kreślenia fenomenalnej chemii między "oddziałem samobójców".
We wszystkich powyższych znajdziecie mnóstwo informacji, wywiadów i nigdy wcześniej niepublikowanych nagrań. Oraz humoru.
A poza tym? Galeria z furą zdjęć, pakiet zwiastunów i 10-minutowy "Predator Catch Up", czyli streszczenie poprzednich trzech filmów.
Podsumowując: palce lizać.