Przedstawienie
Chyba nie takiego powrotu oczekiwaliśmy od Lukasa Moodyssona. Autor "Fucking Amal" i "Lilja 4-ever" po kilku latach przerwy zrealizował film, którym… zerwał z dotychczasowym emploi. Zakładając rzecz jasna, że było ono w jakikolwiek sposób skrystalizowane. Dwa wymienione filmy dzieli wszak od "Kontenera" czy "Dziury w sercu" bardzo wiele, tak merytorycznie, jak i realizatorsko.
18.01.2011 10:10
Ale "Mamut" to dla Moodyssona zupełnie nowa poetyka. Zdecydowanie bardziej przystępna, pompatyczna, skierowana do szerszego grona odbiorców. Wygląda to wprawdzie kusząco – w rolach głównych gwiazdy kina niezależnego: Michelle Williams i Gael Garcia Bernal, tematyka aktualna, atmosfera absorbująca – ale jednak całość rozbija się o zaskakującą powierzchowność.
Film obliczony jest na prosty efekt. Moodysson mówi o rzeczach ważnych – samotności w świecie przechodzącym do komputera, klasowym i kulturowym rozwarstwieniu, braku podstawowego porozumienia – a jednak pozwala, by estetyka kadru przytłoczyła wszystko, barwiąc całość sztuczną empatią. Tu nie ma szczerości. Jest tylko zrealizowana za 10 milionów widokówka, którą mógłby podpisać pierwszy lepszy "wielki" spod znaku Paulo Coelho.
Moodysson chciałby zmienić świat. Mówi nam to swoim nowym filmem. Szkoda tylko, że na słowach kończy. Gdy kurtyna w końcu opada, pozostajemy ze wszystkimi problemami świata. Większość, da się w taki czy inny sposób rozwiązać. Ale jego to nie interesuje. Jest dramat, jest przedstawienie.