Recenzja filmu "Gorący temat". Głośna afera seksualna w konserwatywnej stacji trafiła na ekrany
Temat molestowania seksualnego w amerykańskim show-biznesie, a w tle wielka polityka? Grząski grunt dla Hollywood. Z drugiej strony, kiedy jak nie teraz?
Branżą filmową nie "trzęsie" już Harvey Weinstein, a za sprawą ruchu #MeToo coraz więcej kobiet ma odwagę, by dochodzić sprawiedliwości. Podobieństw między skandalem, jaki wybuchł nie tak dawno w Fox News, a historią wpływowego amerykańskiego producenta jest co nie miara. Opowiada o niej "Gorący temat" Jaya Roacha, który właśnie wchodzi do amerykańskich kin.
ZOBACZ: zwiastun filmu "Gorący temat"
Wszystko rozegrało się w lipcu 2016 r. (niedługo przed wypłynięciem sprawy Weinsteina), kiedy jedna z czołowych postaci konserwatywnego kanału telewizyjnego Gretchen Carlson (na zdjęciu poniżej) oskarżyła legendę i szefa Fox News Rogera Ailesa (w filmie gra go niezrównany John Lithgow)
o molestowanie seksualne.
Kierując sprawę do sądu, kobieta przekonywała też, że została zdegradowana na skutek ignorowania niemoralnych propozycji przełożonego. A sprzeciwienie się Ailesowi równoznaczne było ze zdjęciem z najlepszego czasu antenowego. Co w praktyce oznaczało koniec marzeń o dużej telewizyjnej karierze. Mężczyzna przez lata decydował bowiem o wszystkim. Profilu stacji, formatach programów, do niego należało też ostatnie słowo w sprawach personalnych.
Pozycja ta nie bierze się z niczego, zwłaszcza gdy media łączy się z polityką. Ailes był doradcą amerykańskich prezydentów - Richarda Nixona, Ronalda Reagana i George’a Busha. Mówi się też, że odegrał niebagatelną rolę w sukcesie obecnej głowy państwa Donalda Trumpa. "Kapitał" ten Ailes wykorzystywał na każdym kroku w Fox News. Czy to w formie ofert seksu w zamian za awans, czy mobbingu i zastraszania swoich pracowników. Zresztą nie był w tym jedyny, podobnie zachowywali się jego podwładni. W końcu ryba psuje się od głowy.
O tych wydarzeniach ledwie kilka miesięcy temu opowiadał miniserial HBO "Na cały głos", gdzie w rolę Ailesa, znakomicie zresztą, wcielił się Russell Crowe. "Gorący temat" przyjmuje z kolei perspektywę kobiet.
Reżyser Jay Roach (do tej pory znany głównie z komedii niezbyt wysokich lotów) przygląda się zdarzeniom w Fox News z trzech punktów widzenia. Co ciekawe, na pierwszym planie jest tu nie Carlson (Nicole Kidman)
, od której wszystko się zaczęło, a inna gwiazda stacji – Megyn Kelly (Charlize Theron, również producentka filmu).
Już w pierwszych scenach widzimy jej medialne starcie z Donaldem Trumpem podczas konwencji Republikanów. Było ono zresztą jednym z punktów zapalnych całej sytuacji, a jednocześnie obrazowało relacje, jakie panowały w strukturach Fox News. Z kolei agresja i zawziętość z jaką Trump jeszcze tej samej nocy atakował w mediach społecznościowych swoją oponentkę, okaże się znakiem rozpoznawczym nie tylko jego podejścia do kobiet, ale i całej prezydentury.
Jedyną wymyśloną na potrzeby filmu postacią jest Kayla Pospisil. Spełnia ona tu rolę reprezentantki wszystkich młodych, marzących o telewizyjnej karierze kobiet, które przez lata przewinęły się przez gabinet Ailesa. I choć wcielająca się w tę rolę Margot Robbie talentem nie ustępuje specjalnie ani Theron, ani Kidman, nietrudno dostrzec, że jej bohaterka przy pozostałych wypada blado. Wszystkie trzy, co ciekawe, pojawiają się raptem w jednej scenie.
Kariera to w filmie Roacha słowo klucz, bo "Gorący temat" jest także opowieścią o daleko idących kompromisach, ale i ślepej lojalności, czego dowodem solidaryzujące się z Ailesem kobiety. Amerykański reżyser pokazuje też, jak potrafią być one, w dużo większym stopniu niż mężczyźni, wobec siebie bezwzględne.
Nie zbacza jednak ani na moment z głównego kursu, jakim jest zobrazowanie zdominowanej przez mężczyzn struktury i widocznego na każdym kroku seksizmu - od krótkich sukienek dziennikarek po przezroczyste stoły, by wyeksponowane były ich nogi.
Produkcji Jaya Roacha wprawdzie daleko do innego filmu podającego w wątpliwości amerykańskie standardy, jakim był świetny "Big Short" Adama McKaya, ale trudno odmówić jej solidności. Bez dwóch zdań takie kino, z uwagi na samą problematykę, jest dziś bardzo potrzebne. W skali globalnej co prawda pewnie wiele nie zmieni, ale kto wie, może komuś wśród publiczności doda odwagi.