''Rezerwat'': Sonia Bohosiewicz skończyła 39 lat
11.12.2014 | aktual.: 22.03.2017 11:49
Film „Bogowie” wciąż jest na tapecie, a Łukasz Palkowski zbiera – oczywiście zupełnie zasłużone – kolejne pochwały. Historia Zbigniewa Religii przeniesiona na ekran pomogła 38-letniemu reżyserowi wrócić do łask i podnieść się po komedii „Wojna żeńsko-męska”, którą krytyka bezlitośnie zmieszała z błotem, wieszcząc Palkowskiemu jeśli nie koniec kariery, to przynajmniej zepchnięcie na branżowy margines.
Film „Bogowie” wciąż jest na tapecie, a Łukasz Palkowski zbiera – oczywiście zupełnie zasłużone – kolejne pochwały. Historia Zbigniewa Religii przeniesiona na ekran pomogła 38-letniemu reżyserowi wrócić do łask i podnieść się po komedii „Wojna żeńsko-męska”, którą krytyka bezlitośnie zmieszała z błotem, wieszcząc Palkowskiemu jeśli nie koniec kariery, to przynajmniej zepchnięcie na branżowy margines.
Zawód publiczności był tym większy, że kilka lat wcześniej reżyser zaprezentował widzom doskonale napisany, zrealizowany i zagrany „Rezerwat”.
I, co istotne, to dzięki niemu świat usłyszał o nazywanej dziś jedną z najzdolniejszych polskich aktorek Soni Bohosiewicz, która 9 grudnia skończyła 39 lat.
Aktorskie objawienie
„Rezerwat” z 2007 roku nie był wcale debiutem Bohosiewicz. Wcześniej, po ukończeniu krakowskiej PWST, grywała w teatrze i sporadycznie pojawiała się przed kamerami.
Wystąpiła chociażby w „Spisie cudzołożnic” (po którym jej matka pytała niespokojnie: „Dziecko, jak ty zaczynasz rolą prostytutki, to na czym skończysz?”), „Show” czy „Zakochanym aniele”, ale dopiero dzięki roli fryzjerki Hanki zwróciła uwagę ludzi z branży i stała się artystką rozpoznawalną.
Potem posypały się nagrody i kolejne propozycje, aż wreszcie Bohosiewicz zamiast zamartwiać się bezrobociem, zaczęła się obawiać, że wpadnie w pracoholizm.
''Czy ja jestem gwiazdą?''
Mimo nagłej i niespodziewanej sławy, która przyszła wraz z premierą „Rezerwatu”, Bohosiewicz (na zdjęciu z aktorem Marcinem Kwaśnym i reżyserem Łukaszem Palkowskim) wielokrotnie podkreślała, że nie pozwoliła, aby sodówka uderzyła jej do głowy. I cieszy się, że ta popularność nie przyszła jednak wcześniej.
- Dzięki Bogu, że sukces przyszedł do mnie w wieku 32 lat, a nie 23 – mówiła w Zwierciadle.
**- Tuż po szkole łapie się wszystkie propozycje. Zwyczajnie człowiek się boi, że jak zrezygnuje, to już więcej nikt mu nic nie zaproponuje. Ja nie mam w sobie tej pazerności. Czekałam dziewięć lat, to mogę poczekać kilka następnych. Niech to będą choćby trzy filmy w karierze, ale wartościowe.
Zdecydowanie odrzucała też propozycje udziału w rozmaitych programach rozrywkowych „dla gwiazd”.
- Kompletnie mnie to zaskoczyło, bo czy ja jestem gwiazdą? - dodawała skromnie.
''Dziewczyna z plakatu''
Szybko poznała też tę ciemniejszą stronę sławy – fałszywych znajomych, niekiedy natarczywych fanów, którzy nie potrafili odróżnić aktorki od granej przez nią postaci, oraz brak czasu dla rodziny i przyjaciół.
- Uświadomiłam sobie, że muszę się lepiej zorganizować, bo łatwo zaniedbać relacje z przyjaciółmi, rodzicami, rodzeństwem. Oczywiście jest pokusa, żeby mieć wytłumaczenie: „Teraz nie mam czasu, bo dużo pracuję” - mówiła w Zwierciadle.
- Hanka wzbudza sympatię – mówiła o swojej postaci. - Kobiety chcą się z nią przyjaźnić, a faceci chętnie by widzieli taką babkę u swojego boku. I te emocje przelano na mnie. Już kilka razy słyszałam, że ktoś się we mnie zakochał, na co ja zawsze odpowiadam: „Przestań, ja nie jestem Hanką B., jestem Sonia B.”. Niebezpieczne jest również to, że można dać się zwieść pochlebstwom. Wielu ludziom chodzi o przebywanie z osobą, która jest na plakatach. Dziewczynie z plakatu dużo więcej się wybacza, trzy razy głośniej śmieje z jej żartów. A ja naprawdę nie jestem dziewczyną z plakatu.
''Pozuj, k...!''
Gdy stała się sławna, co nieuchronne, zainteresowały się nią też tabloidy, które chętnie wkroczyły z buciorami w jej życie prywatne i czyhały na najmniejszą wpadkę.
- Grzebią nam w śmietnikach, chcą wejść do sypialni – irytowała się na fotoreporterów w rozmowie z portalem iWoman. - To bardzo nieprzyjemna grupa, która niebywale się rozzuchwaliła. Niebywale. Jak stoję na ściance na premierze filmu, to już nikt do mnie nie mówi: „Pani Soniu, proszę spojrzeć w moją stronę”. W najlepszym razie krzyczą Sonia, tutaj! Jak mówię dziękuję i próbuję odejść, to słyszę” „Pozuj, k...! Jeszcze nie zrobiłem”.
Aktorka do zadań specjalnych
Co ważne, nie została zaszufladkowana – choć, trzeba przyznać, że sporo w tym jej zasługi, bo Bohosiewicz jest aktorką niezwykle „giętką”, potrafiącą się zmieniać w zależności od wymogów scenariusza. Ale najczęściej grywa postacie wyraziste, obdarzone mocnym charakterem, stanowcze i stawiające na swoim.
- Z uwagi na mój temperament tak postrzegają mnie reżyserzy – mówiła portalowi iWoman. - Ale faktycznie, takie role bardzo mi leżą. Lubię aktorstwo kreacyjne, postaci, które się zmieniają, są niejednoznaczne, wielowymiarowe. Takie, które stanowią dla aktora wyzwanie, dają dużo przestrzeni. To daje fun. Jestem taką aktorką od zadań specjalnych. Tak powiedział o mnie jeden z reżyserów i przyznam, że mile mnie to połechtało. Powiedział: „Nie wiesz, co zrobić z tą postacią, daj ją Soni, ona coś wymyśli”.
Rodzina jest najważniejsza
Jej największym problemem jest obecnie sprawiedliwe dzielenie czasu między życiem zawodowym a rodzinnym.
- Mój zawód mnie pochłania, często jestem nieobecna w domu* – wyznawała magazynowi _Party_. *- Bo nawet jeżeli pracuję nad filmem i przychodzę do domu spać, nie ma mnie w nim mentalnie, nie uczestniczę w życiu rodzinnym.
Podkreślała jednak, że czuje się spełnioną aktorką, żoną i matką. I zapewniała, że te dwie ostatnie „posady” są dla niej najistotniejsze, bo nie zamierza gonić za karierą.
- Ja w ogóle za niczym nie gonię – dodawała w Glamour. - Oprócz rodziny. O nią bardzo mocno zabiegam, dbam, o niej myślę i dla niej pracuję. To moje marzenie: szczęśliwa rodzina. Szalenie marzyłam, żeby ją mieć i ona jest dla mnie najważniejsza. (sm/gk)