Różowy oczopląs
Pisanie o filmach przeznaczonych do najmłodszego widza to niewdzięczna robota. Jeśli ktoś nie lubi, gdy mówi mu się, co powinien oglądać, a czego nie, są to właśnie najmłodsze dzieciaki. Na nic troska o ich nasiąkające bezproduktywną popkulturą umysły – zawsze będzie się tym, kto miast odłożyć na bok metrykę, filmowe upodobania i wyrobiony gust, zasiadł do filmu na serio, a teraz się wymądrza.
08.12.2011 17:37
Ale to nie tak. W pociesznej naiwności, jaka zazwyczaj towarzyszy bajkom dla kilku- i kilkunastolatków, nie ma zazwyczaj nic złego. Dobra historia powinna być przede wszystkim prosta, przejrzysta i mądra. Tymczasem „Winx”, popularna seria o małych skrzydlatych czarodziejkach, to siedlisko lukru i próżności, która ani niczego nie uczy, ani tym bardziej nie zapewnie zbyt wygórowanych walorów rozrywkowych.
Karmienie córki podobną papką to dobry sposób na wychowanie własnej Paris Hilton lub Kim Kardashian – próżnej, pyskatej dziewuchy, przyzwyczajonej do pobłażliwości i dobrobytu. Wystarczy spojrzeć na bohaterkę „Magicznej przygody” – jej dzieciństwo polega na hasaniu po pięknym zamku, ujeżdżaniu konika i pogaduchach przez komórkę. Przynajmniej do czasu, gdy królestwo nawiedzą złowrogie wiedźmy.
Dzieciakom taka wizja wystarczy – jest dynamiczna i kolorowa, polukrowana stereotypami i łatwo przyswajalnymi schematami. Ale „Winx” to jednocześnie bajka pozbawiona cienia magii i polotu, no chyba, że ich ekwiwalentem są dziś po prostu kolor różowy, olbrzymie, wgapione w ekran oczyska i skrzące się niebotycznym bogactwem wnętrza. Disney i Pixar naprawdę się już przejadły?