Rozpętał awanturę i wyrzucił ją z łóżka. Początek znajomości Artura Barcisia i Beaty nie był obiecujący
13.08.2017 11:05
Aktor obchodzi właśnie 61. urodziny. Zdecydowanie ma co świętować, obecnie jest spełniony zawodowo i prywatnie. W młodości nikt jednak nie wróżył mu wielkiej kariery. Przez długie lata walczył z kompleksami. Uważał, że jest „mały, brzydki i chudy”. w W dodatku pochodził z biednej, wiejskiej rodziny i wydawało mu się, że niewiele w życiu osiągnie.
Był zdolny, ale nie wierzył w swoje umiejętności. Zresztą wszyscy wokół traktowali go jak kogoś gorszego, a koledzy w szkole wykorzystywali swoją przewagę fizyczną i jako nastolatek często zbierał cięgi.
Dopiero na studiach mógł rozwinąć skrzydła. W walce z niską samooceną wydatnie zaś pomogła mu znajomość z Beatą, która wkrótce potem została jego żoną. Dziś są jednym z małżeństw stawianych w branży za wzór.
Artur Barciś twierdzi, że zakochał się w Beacie od pierwszego wejrzenia, ale początek ich znajomości nie był obiecujący – aktor rozpętał awanturę i wyrzucił swoją przyszłą partnerkę z łóżka...
Zakompleksiony dzieciak
Urodził się w Kokawie, małej wsi w powiecie częstochowskim. Był dzieckiem strasznie zakompleksionym. Czuł się gorszy od innych i był pewien, że jako chłopak z prowincji niewiele w życiu osiągnie.
- Kompleksy były moim największym problemem – wyjawiał Barciś w "Gali". - Miałem niskie poczucie własnej wartości jako mężczyzna, a może nawet jako człowiek. I to moje pochodzenie, i ten mój wygląd nie sprawiały, że jako młody facet byłem szczęśliwy czy choćby zadowolony.
''Pasałem krowy''
– W związku z moim pochodzeniem czułem się w pewien sposób niedokształcony. Wychowałem się na wsi, gdzie pasałem krowy. Pamiętam, że na wakacje przyjeżdżała do nas moja kuzynka z Warszawy. Asia była dla mnie punktem odniesienia. U niej zobaczyłem pierwsze dżinsy i to od niej dowiedziałem się o istnieniu czegoś takiego jak frytki – wspominał w "Show". - Kiedy odwiedziłem kuzynkę w Warszawie, chłonąłem wszystko jak gąbka. Dla mnie Warszawa była Nowym Jorkiem.
Zresztą już od najmłodszych lat towarzyszyło mu poczucie wyobcowania; rówieśnicy traktowali go z góry, a ponieważ był zbyt mały i słaby, by mógł się bronić, często stawał się kozłem ofiarnym. Ale to właśnie sprawiło, że został aktorem – szukał czegoś, w czym nie miałby sobie równych. I odkrył, że kiedy wychodził na scenę, jego szkolni oprawcy tracili rezon.
Miał być cukiernikiem
Ojciec nalegał, by jego syn został cukiernikiem. Argumentował, że to pewniejszy zawód, ale Barciś był zdeterminowany. Zdecydował się zdawać do łódzkiej filmówki, bo usłyszał, że przyjmują tam ludzi „nietypowych”, a wykładowcy nie zwracają uwagi na wygląd egzaminowanych.
Ale i tam nie było mu łatwo. Opowiadał później, że w sekretariacie wzięto go za dziewczynę, a kiedy stanął przed komisją, nikt nawet na niego nie spojrzał. Dopiero kiedy się odezwał, zwrócił na siebie uwagę nauczycieli. I spodobał im się na tyle, że dostał się na uczelnię za pierwszym razem... w dodatku zajmując drugie miejsce na liście przyjętych.
- Niestety, na studiach miałem straszne kompleksy. Że jestem gorszy, że mniej wiem od innych – mówił w "Show". Ale z czasem zaczął akceptować swój wygląd. Dojrzał, trochę przytył, stał się bardziej męski. Zorientował się, że ma całkiem spore powodzenie u dziewcząt, które zachwycały się jego inteligencją i niesamowitym poczuciem humoru. Przyszłość nie rysowała się już w takich czarnych barwach. Sukcesy zawodowe coraz bardziej go ośmielały.
- Zagrałem u Jerzego Hoffmana w "Znachorze”, pojawiłem się na dużym ekranie i zobaczyło mnie kilka milionów ludzi. Powoli naprawdę zacząłem wierzyć w to, że jestem coś wart – dodawał.
''Wyrzuciłem ją z łóżka''
Nigdy nie żałował, że wybrał zawód aktora. Zresztą na planie filmowym spotkał swoją przyszłą żonę. Jednak ich znajomość rozpoczęła się od awantury.
- Zostałem zakwaterowany nie w budynku, gdzie mieszkała cała ekipa, tylko w jakimś domku letniskowym z wybitą szybą w oknie, a do tego 10 km od planu – wspominał w wywiadzie dla "Vivy!". - Wróciłem do hotelu, wparowałem do pokoju Patrycji, drugiego reżysera, i powiedziałem stanowczo, że nie będę nocował w tak okropnym miejscu. A Patrycja: „To gdzie chcesz spać?”. Ja na to: „A choćby u was, jest jedno wolne łóżko”.
Tyle że na tym drugim łóżku spała właśnie Beata.
- Moja żona do dzisiaj nie może mi wybaczyć, że wyrzuciłem ją z łóżka – dodawał ze śmiechem.
Spóźniona na randkę
W Beacie zakochał się od pierwszego wejrzenia i po powrocie do Warszawy zaprosił ją na randkę. Ale nie wszystko poszło tak, jak zaplanował.
- Spóźniła się 40 min – opowiadał w "Gali". - Czekałem na deszczu przed Teatrem Narodowym. Wiele razy postanawiałem iść, ale coś mnie powstrzymywało i mokłem dalej. Przez te 40 min wyobrażałem sobie, dlaczego Beata nie przyszła, ale na ostatnim miejscu było, że ona mnie lekceważy, kpi ze mnie, ma mnie gdzieś. Przychodziły mi do głowy różne powody: że rodzice jej nie puścili, niespodziewanie przyjechała ciotka... Ale ten prawdziwy wcale nie przyszedł mi do głowy.
Okazało się bowiem, że Beata nie wiedziała, w co się ubrać. Barciś wspaniałomyślnie wybaczył jej to spóźnienie i jeszcze na tym samym spotkaniu poprosił ją o rękę.
Przepis na związek
- Podrywałem moją żonę dość bezczelnie: oświadczyłem się jej na pierwszej randce – wyznawał w wywiadzie dla portalu "Milion kobiet". - Od razu wiedziałem, że chcę z nią spędzić resztę życia. Zgodziła się, jednak to był żart z jej strony. Nie przyjęła mojej propozycji serio, chociaż taka była. Czekałem aż 2 lata, zanim powiedziała "tak".
Jednak warto było czekać. Dziś uchodzą za jedno z najszczęśliwszych małżeństw w branży. Poważne kryzysy ich omijają, a z drobnymi radzą sobie doskonale.
- Kocham Beatę nawet mocniej, dojrzalej niż te 30 lat temu – zdradzał Barciś w "Vivie!" przepis na sukces w związku. - A oprócz tego bardzo się lubimy. Myślę, że to ogromnie ważne w związku. Współczuję ludziom, którzy mówią, że nie mogą już na siebie patrzeć, a muszą ze sobą żyć pod jednym dachem.