Jak powstawał scenariusz "Przeminęło z wiatrem" – banany, fistaszki i załamania nerwowe

"Przeminęło z wiatrem" to melodramat wszech czasów. Niezapomniane kreacje aktorskie, opowieść o sztuce przetrwania w latach powojennego kryzysu i wątek skomplikowanej miłości uczyniły tę epicką produkcję legendarną. Wszelkie sprawy zakulisowe, jak konflikty na planie filmowym, niezliczone notatki od tyranicznego producenta czy walki z cenzorami są nie mniej ciekawe, niż sama fabuła.

Kadr z filmu "Przeminęło z wiatrem"
Kadr z filmu "Przeminęło z wiatrem"
Źródło zdjęć: © AKPA

Szczególnie interesująca wydaje się historia powstania scenariusza "Przeminęło z wiatrem". Trzy genialne umysły, powieść Margaret Mitchell i presja czasu – czy w tydzień można stworzyć scenariusz na miarę Oscara?

Trzy genialne umysły

David O. Selznick był hollywoodzkim producentem żądnym sukcesu i zięciem Louisa B. Mayera – przekonanego o swojej wszechmocy szefa wytwórni MGM. David miał na koncie kilka artystycznych dokonań i nominacji do Oscara, między innymi za "Davida Copperfielda" i "Narodziny gwiazdy". Pragnąc niezależności, założył Selznick International Pictures. Zamierzał udowodnić całemu światu, że bez niczyjej łaski – a już na pewno bez łaski potężnego teścia – nie tylko sobie w show-biznesie poradzi, ale wręcz wprawi wszystkich w zachwyt i odmieni Hollywood na zawsze. W 1936 roku kupił prawa do ekranizacji powieści "Przeminęło z wiatrem", autorstwa praktycznie nieznanej autorki z Atlanty, niejakiej Margaret Mitchell. Współpracownicy odradzali mu inwestowanie w film o wojnie secesyjnej, ale David czuł, że historia Scarlett O’Hary to coś, co wyniesie go na szczyt.

Ekranizacja, "Przeminęło z wiatrem" od samego początku była monumentalnym przedsięwzięciem – największą i najdroższą produkcją w dziejach Hollywood. Zdjęcia rozpoczęły się zimą 1938 roku. Ledwo nakręcono pierwsze sceny, a David O. Selznick nagle zwolnił reżysera, George'a Cukora i wstrzymał produkcję. Wyglądało na to, że producent był, delikatnie mówiąc, rozczarowany tempem, wizją i metodami Cukora. Fakt, że George był jednym z najlepszych przyjaciół Selznicka, nie ułatwiał sprawy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Reżyser – zwolniony. I co dalej? Apodyktyczny, obsesyjno-kompulsyjny David wtrącał się w każdy aspekt produkcji: od drobnych rekwizytów przez reżyserię, po scenariusz. Zwolnił wielu scenarzystów, w tym F. Scotta Fitzgeralda, który po nieudanej współpracy z Selznickiem wpadł w alkoholizm i depresję. Producent próbował kolejne wersje scenariusza poprawiać na własną rękę. Nawet, gdy ruszyły zdjęcia, nie miał jeszcze dopracowanego materiału.

Ludzie do zadań specjalnych

Selznick potrzebował kogoś, kto sprawdzi się tam, gdzie Cukor nie sprostał. Zaangażował więc Victora Fleminga, wówczas zajętego pracą nad "Czarnoksiężnikiem z krainy Oz". Fleming zaczynał przygodę w Hollywood jako operator filmowy, a pierwsze próby reżyserskie podejmował jeszcze w czasach kina niemego, by w latach 30. zaprezentować pełnię swojego potencjału. David uważał go za "człowieka do zadań specjalnych" – twardego, efektywnego, utalentowanego. I absolutnie nieprzejmującego się poprawnością polityczną. Właśnie ktoś taki mógł udźwignąć "Przeminęło z wiatrem", spełnić oczekiwania wymagającego producenta, nie popadając przy tym w histerię.

Fleming z zasady nie owijał w bawełnę. Jako jedyny miał czelność powiedzieć Selznickowi, że scenariusz do niczego się nie nadawał. Producent był bliski ataku paniki. Nie stać go było na porażkę i nawet nie chodziło tu o kwestie finansowe. Aby odnieść sukces, nie mógł wstrzymywać zdjęć w nieskończoność, nie mógł też ich wznowić, mając marny scenariusz. Tylko jeden człowiek był w stanie mu pomóc – dawny przyjaciel, Ben Hecht. Nazywany "Szekspirem Hollywood", dziennikarz, dramaturg i wiecznie zajęty scenarzysta (specjalizujący się w thrillerach i zwariowanych komediach) pracował akurat nad filmem braci Marx, gdy bladym świtem, w niedzielę 20 lutego 1939 roku Selznick i Fleming przybyli, by poinformować go, że został wypożyczony z MGM i ma natychmiast jechać z nimi, by rozpocząć pracę nad "Przeminęło z wiatrem". Nie przewidzieli tylko jednego – że Ben Hecht nie przeczytał tego amerykańskiego bestsellera, a w dodatku nie gustował w takiej literaturze.

Banany i fistaszki

Zegar tykał. David umiał liczyć i miał świadomość, że każdy dzień wstrzymania zdjęć w oczekiwaniu na ostateczną wersję scenariusza kosztował go 50 tys. dolarów. Nie było czasu do stracenia. Hecht i Fleming, raz zwabieni do jego biura, nie mogli wyjść. Selznick zarządził burzę mózgów. Tymczasem Ben trwał przy swojej opinii: "z tego nie da się zrobić sensownego filmu". Był jeszcze jeden problem – niektóre wątki, motywy czy wyrażenia przedstawione przez Mitchell wydawały się Hechtowi rasistowskie, a zdaniem Selznicka oddawały ducha epoki. Starcie światopoglądowe nie sprzyjało kreatywnej współpracy.

Wciągająca relacja z tego nieprawdopodobnego procesu twórczego została opisana w artykule Gavina Lamberta, zamieszczonym na łamach "Atlantic Monthly" w marcu 1973 roku. Kilka szczegółów ujawniono także w "Ben Hecht: A Biography". Możemy przeczytać na przykład: "[Hecht] oznajmił, że nie czytał powieści, ale Selznick i reżyser Fleming nie mogli czekać, aż ją przeczyta. Odgrywali sceny oparte na oryginalnym scenariuszu Sidneya Howarda, a scenariusz ten musiał zostać w pośpiechu przeredagowany". Sam Hecht napisał: "Po odegraniu i przedyskutowaniu każdej sceny siadałem przy maszynie do pisania i poprawiałem ją. Selznick i Fleming, chętni do kontynuowania gry aktorskiej, ciągle mnie popędzali. Pracowaliśmy w ten sposób przez siedem dni, po osiemnaście do dwudziestu godzin dziennie. Selznick nie pozwolił nam jeść lunchu, argumentując, że jedzenie nas spowolni. Dostarczał banany i fistaszki....". David nie żałował sobie amfetaminy, ale kolegom nie proponował.

Czwartego dnia pracy Fleming doznał pęknięcia naczynia krwionośnego w oku. Dnia piątego Selznick zasłabł podczas jedzenia banana. Niemniej pod koniec tygodnia Hechtowi udało się poprawić całą pierwszą połowę scenariusza. David namawiał go, niemal błagał, by zabrał się za dalszy ciąg, ale Ben odpowiedział: "Za żadne pieniądze".

David O. Selznick słynął z perfekcjonizmu i despotycznej natury. Jedni uważali go za tyrana, inni za wariata. Tylko nieliczni rozumieli motywację. Biorąc pod uwagę osobowość Davida, można wierzyć słowom Bena Hechta, wspominającemu pracę nad "Przeminęło z wiatrem" jako doświadczenie wykańczające fizycznie i psychicznie, które całą trójkę doprowadziło na skraj załamania nerwowego.

Producent zapłacił Hechtowi 10 tys. dolarów (inne źródła podają 15 tys.) za szybką przeróbkę scenariusza Sidneya Howarda. Nazwisko Bena nie pojawia się w napisach czołowych, ani w żadnej oficjalnej dokumentacji, mimo że to on podrasował dialogi i zmienił struktury pamiętnych scen. Podczas 12 ceremonii wręczenia Oscarów, to Sidneya Howarda nagrodzono. Statuetki nie odebrał, ponieważ zginął tragicznie w sierpniu 1939 roku. Jak na ironię, scenariusz "Wichrowych wzgórz", autorstwa Bena Hechta i Charlesa MacArthura również był w tamtym roku nominowany... Ben odniósł zwycięstwo jako script doctor (doradca scenariuszowy), a nie scenarzysta, nad czym nieco ubolewał. Zresztą "Przeminęło z wiatrem" okazało się dziełem bezkonkurencyjnym, zgarniając w 1940 roku osiem Oscarów, także dla najlepszego filmu, plus dwie nagrody specjalne. Sukces produkcji to niewątpliwa zasługa trzech mężczyzn: zdeterminowanego Davida O.Selznicka, twardego i skutecznego w swych działaniach Victora Fleminga oraz Bena Hechta – cichego bohatera, który użyczył swojego geniuszu. Historię tygodnia stresującej pracy w czterech ścianach biura Selznicka przedstawił w swojej pełnej humoru sztuce "Księżyc i magnolie" Ron Hutchinson.

Źródło artykułu:Magda Kosinska-Krol
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)