"Śledztwo Spensera": jak mogli to przegapić? Błędy w nowym hicie Netfliksa
Humor, akcja i gwiazdorska obsada. "Śledztwo Spensera" z Markiem Wahlbergiem w roli głównej to świetne widowisko dla fanów niezobowiązującej rozrywki. Widać, że Netflix nie oszczędzał na produkcji, ale nawet doświadczeni filmowcy popełnili sporo pomyłek.
"Śledztwo Spensera" ("Spenser Confidential") zagościło na Netfliksie 6 marca i jest kolejnym przykładem na to, że Netflix potrafi wyprodukować prawdziwie kinowe widowiska bez wchodzenia na wielki ekran. Duet reżysersko-aktorski Peter Berg i Mark Wahlberg po raz piąty spotkali się na planie ("Ocalony", "Dzień patriotów", "Żywioł. Deepwater Horizon", "Eskorta") i zrobili to, co potrafią najlepiej. W tym przypadku wyszło im komediowe kino akcji z imponującymi scenami walki, wybuchami i strzelaninami.
Każda scena walki, w której Mark Wahlberg (Spenser) zazwyczaj stawiał czoła przeważającym siłom wroga, była pieczołowicie zaplanowana. I choć do choreografii nie można mieć żadnego zarzutu, to nie trzeba być Sherlockiem, by zauważyć liczne niedociągnięcia i brak konsekwencji.
Weźmy pod lupę scenę w pubie dla gliniarzy. Spenser wchodzi do łazienki i wdaje się w bójkę z czterema policjantami. Początkowo świetnie mu idzie, ale w pewnym momencie jeden z napastników bierze Spensera za fraki i wrzuca do zamkniętej kabiny. Widać wyraźnie, że w drzwiach jest okienko z szybą, która spada na ziemię, gdy bohater ląduje w środku. W następnej scenie widać jednak, że szyba tkwi na swoim miejscu. Znak, że to ujęcie było kręcone wcześniej.
Więcej niedociągnięć da się zauważyć w widowiskowej scenie bójki w meksykańskiej restauracji. Spenser znowu musi się mierzyć z kilkoma oprychami, tym razem uzbrojonymi w maczety. Jeden z nich jest szczególnie niebezpieczny, bo choć kolega przez przypadek szlachtuje go maczetą, to ten sam gangster bierze udział w kolejnej bójce pod koniec filmu (pojawia się w innej bluzie).
Można to próbować wytłumaczyć, że po prostu zdążył dojść do siebie i zmienić bluzę. Ale nawet tuż po przyjęciu ciosu i zalaniu się krwią, ten sam przeciwnik z uśmiechem na ustach próbuje dowalić Spenserowi w barze. Widać go tuż przed wjechaniem samochodu obok innego zabijaki. Po zmianie ujęcia "nieśmiertelny" znika jednak bez śladu z pola bitwy.
To samo stało się wcześniej z oprychem w niebieskiej bluzie, którego Spenser nokautuje i rzuca na ladę. Przeciwnik leży w tym samym miejscu, gdy były policjant rozprawia się z jego kolegą (tym, który rozbija głową lodówkę). Ale gdy kamera zmienia położenie, na ladzie nie ma już śladu przeciwnika.
Takie pomyłki łatwo przeoczyć, gdy akcja pędzi jak szalona. Ale ich istnienia nie można zaprzeczyć. Oglądaliście "Śledztwo Spensera"? Dostrzegliście jeszcze jakieś potknięcia filmowców?