Spór o film o aborcji. Reżyser usłyszał od Strajku Kobiet: "Wypierd..."
Chciał przysłużyć się walce o wolny wybór dla kobiet, zrobił więc film "O tym się nie mówi". Od Strajku Kobiet usłyszał jednak: "Wypier…!". Film Marka Osiecimskiego nie miał jeszcze premiery, a już wywołał złość działaczek ruchu proaborcyjnego.
Ta historia brzmi paradoksalnie. Niezależny reżyser Marek Osiecimski nakręcił film, w którym dał możliwość wypowiedzi kobietom, które po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, zakazującego aborcji ze względu na ciężkie uszkodzenie płodu, przeżywają w Polsce piekło. Osiecimski chciał nagłośnić ich tragiczną sytuację, pokazać, jakie męki przeżywają po wyroku Julii Przyłębskiej.
Tymczasem działaczki Strajku Kobiet piszą do Osiecimskiego i osób, które z nim współpracowały: "Wstydźcie się! Wypie…jcie!". Ich zdaniem film jest "propagandą antyaborcyjną", która stawia reżysera oraz wypowiadających się w dokumencie lekarzy w jednym rzędzie z prawicą i Kościołem.
Co się więc stało?
Film powstawał ze zbiórki publicznej. W sumie udało się zebrać 100 tysięcy złotych. Pieniądze zbierała Fundacja Damy Radę, której szefową jest Anita Czarniecka. Prapremiera ma odbyć się w tę sobotę w czasie Kongresu Kobiet we Wrocławiu. Pozostali widzowie zobaczą film 22 października, w rocznicę orzeczenia TK w sprawie aborcji. Wtedy dokument trafi na YouTube.
W filmie wypowiadają się kobiety, które noszą, nosiły, bądź urodziły ciężko uszkodzone płody. Jedna z bohaterek opowiada o cierpieniu, jakie ją spotyka: - To są tak poważne uszkodzenia, że praktycznie od narodzin oznaczają jeden wielki ból dla dziecka. Człowiek ma wrażenie, że odchodzi od zmysłów. Dzieci patrzą, jak ich matka się odbija od ściany do ściany i nie wiedzą, o co chodzi.
Inna z kobiet mówi, że usunęła taką ciążę w Holandii i dzięki temu nie spotkał jej los Izy z Pszczyny, która zmarła w szpitalu nie doczekawszy pomocy ginekologów. Kolejna opowiada, że urodziła martwy płód, który pielęgniarki włożyły do słoika.
W filmie wypowiadają się lekarze: dr Anna Parzyńska, dr Maciej Socha, dr Aleksandra Krasowska i dr Maciej Jędrzejko.
Strajk Kobiet: "Gratulujemy manipulacji, podłości i cynizmu!"
Film nie miał jeszcze oficjalnej premiery. Tymczasem działaczki Strajku Kobiet oraz Aborcyjnego Dream Teamu zorganizowały przeciw niemu kampanię: to komunikat prasowy, negatywna recenzja i wywiad w "Gazecie Wyborczej" oraz aktywność w mediach społecznościowych. Feministki głośno ostrzegają przed tym dokumentem. Piszą, że twórcy oraz wypowiadający się w filmie lekarze są fałszywymi "sojusznikami kobiet". Mało tego, uważają, że twórcy filmu wyłudzili od naiwnych osób środki finansowe, nie informując ich, że będzie to "produkcja antyaborcyjnej propagandy". Zdaniem Strajku Kobiet twórcy najpierw zbierali pieniądze na protestach, a potem zrobili film szkodzący ich sprawie i cofający ich walkę.
Jakie konkretne zarzuty stawiają filmowi działaczki? Ich zdaniem:
Film opowiada się za szkodliwym dla kobiet kompromisem aborcyjnym z 1993 roku;
Film podaje kłamliwą tezę, jakoby na lekarzy, po wyroku TK, czekał prokurator za dokonanie aborcji; film pokazuje, że lekarze żyją w ciągłym strachu, że to oni – a nie kobiety – są największymi ofiarami orzeczenia Przyłębskiej;
Film stygmatyzuje aborcję, podając, jakoby kobiety po jej wykonaniu miały wpadać w "syndrom poaborcyjny";
Film ukrywa istnienie samopomocy aborcyjnej, czyli organizacji, które pomogą kobietom w potrzebie;
Film kłamie, że przerywanie własnej ciąży jest w Polsce nielegalne, podczas, gdy jest legalne;
Film skupia się na 2 proc. wszystkich aborcji, pokazuje skrajne przypadki, podczas, gdy większość aborcji wykonywanych jest na zdrowych ciążach.
Marta Lempart ze Strajku Kobiet w "Wyborczej": - Żaden lekarz nie został w Polsce skazany za aborcję. Kłopoty mają aktywistki i zwykłe osoby pomagające w aborcjach. A lekarze za każdy razem pompują ten mit, robią z siebie ofiary, większe niż osoby, które tracą zdrowie i życie w wyniku ich tchórzostwa i braku profesjonalizmu, bronią kolegów, którzy mają krew na rękach.
Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu w "Wyborczej: - Odbieram ten film jako fałszowanie rzeczywistości. Film ma nas utwierdzać w przekonaniu, że do wyroku pseudotrybunału w 2020 r. wszystko było dobrze. A przecież to nieprawda (…) Ten film jest groźny, bo kobiety nie dowiedzą się z niego, że mogą wyjechać za granicę, że są organizacje pomocowe, które pomogą w opłaceniu wyjazdu i zorganizowaniu bezpiecznej aborcji. Nie dowiedzą się, że aborcja na własnej ciąży jest legalna. Wręcz przeciwnie - dowiadują się, że to, co zrobią ze swoją ciążą, jest nielegalne.
Aktywistki przypominają, że dziś w Polsce aż 70 proc. społeczeństwa popiera dostęp do legalnej aborcji, a film ich zdaniem, cofa ruch kobiecy w walce o legalizację aborcji.
Osiecimski: wylała się na nas lawina pomyj
Reżyser filmu, Marek Osiecimski, który widział zarzuty wobec swojego filmu zarówno w komunikatach prasowych; w "Gazecie Wyborczej" oraz na forum Strajku Kobiet na Facebooku, jest zdziwiony i zszokowany taką reakcją.
- Film nie miał jeszcze oficjalnej premiery – mówi. – Pokazywałem go bohaterkom mojego filmu, kobietom, które w nim wystąpiły. Nie czują się zmanipulowane. Chwaliły ten film. Są zdziwione tak ostrą krytyką.
Osiecimski dodaje, że nie uważa lekarzy występujących w filmie za tchórzy:
– Lekarze też są ofiarami zaostrzenia ustawy przez TK. Oni naprawdę chcieliby pomóc, ale nie mogą, bo im prawo wiąże ręce. Widzę, że są odważni. Poświęcają swój wolny czas, żeby walczyć o prawo kobiet do aborcji.
Osiecimski mówi, że czuje, że działaczki Strajku Kobiet oglądały inny film, bądź w ogóle go nie oglądały:
- To są argumenty o innym filmie. W moim filmie nie ma słowa o ustawie z 1993 roku. Nikt nie mówi o biednych lekarzach. Skupiam się na traumie kobiet, które są zmuszane w Polsce nosić i rodzić zdeformowane płody. Osoby, które film widziały mówią, że to mi się udało.
Reżyser nie rozumie też dlaczego zamiast debaty, pojawił się w mediach atak na niego, zbiórkę i film:
- Działaczki podeszły do filmu bardzo emocjonalnie. W prywatnych telefonach do nas pojawiła się nie tyle krytyka, ile furia i jad. Szkoda, bo liczyłem na dyskusję i dialog. Wylewa się na nas lawina pomyj na forum Strajku Kobiet, choć znakomita większość komentujących filmu jeszcze nie widziała, bo nie mogła. Na razie był tylko pokaz wewnętrzny i jeden pokaz w Nowej Soli.
Jak reżyser odnosi się do zarzutów, że twórcy "wyłudzili środki finansowe" od patronów filmu?
Osiecimski: - Wobec zarzutów OSK dotyczących zbiórki pieniędzy podjęliśmy już kroki prawne. Zbiórka nigdy nie była prowadzona na ulicy, od początku korzystaliśmy z jednej z platform crowdfundingowych, na których pomysł na film i cały projekt został dokładnie opisany. Do tej pory można zapoznać się z celami zbiórki, bo ona trwa. Zapraszam na stronę otymsieniemowi.pl. Pieniądze na film zostały zebrane, film został zrobiony, teraz chcemy go promować jeżdżąc po kraju i poszerzając wiedzę o sytuacji kobiet. Projekcjom mają towarzyszyć spotkania m.in. z lekarzami i prawnikami, tak, żeby informacje o prawach kobiet dotarły tam, gdzie często nie mają szans się pojawić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prof. Magdalena Środa: polecam ten film
Etyczka i feministka prof. Magdalena Środa film widziała i jest orędowniczką pokazu w czasie Kongresu Kobiet we Wrocławiu.
Środa: - Widziałam film. Uważam, że merytorycznie jest dobry. To film z ważnym społecznym i moralnym przekazem. Pokazuje wstrząsające relacje tego, co się dzieje w Polsce. Są w nim świadectwa kobiet, które przeszły przez traumatyczną ciążę zakończoną albo śmiercią dziecka albo zagraniczną aborcją płodów niezdolnych do życia. Zmusza je do tego państwo polskie. Jest tam również dwóch lekarzy, którzy opowiadają o deformacjach płodu.
Czy Środa zgadza się z ostrą reakcją Strajku Kobiet?
- Rozumiem reakcję Marty Lempart – mówi etyczka. – Ona ma słuszne zarzuty wobec środowiska lekarskiego, które zachowuje się oportunistycznie i nie protestuje. Lekarze mogliby na pewno zrobić w Polsce dużo więcej dla poprawy sytuacji kobiet i opowiedzieć się politycznie za ich prawem do aborcji. Lekarze wiedzą, że tzw. kompromis aborcyjny z 1993 roku to nie był żaden kompromis, tylko ukłon w kierunku Kościoła.
Zwiastun filmu "O tym się nie mówi"
Mimo to prof. Środa film poleca: - Film zrobił na mnie wrażenie. Uważnie go obejrzałam. Polecam go. Pokażemy go na Kongresie Kobiet. Są u nas kobiety o różnych poglądach, są ateistki, katoliczki, kobiety o myśleniu centrowym, lewicowym i prawicowym. Właśnie dlatego ten kongres jest interesujący, bo to nie jest zjazd PiS, gdzie wszyscy się zgadzają z prezesem. Czekam na dyskusję wokół filmu. Moja rada: proszę obejrzeć film i ocenić go samemu.
Pokaz filmu: Wrocław, sobota, 8.10, Kongres Kobiet, Sala Kinowa nr 1 Hala Stulecia, w godz. 16-17.30 pokaz i dyskusja.
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski