Sprawa z bajkowego „Archiwum X”
No to tak... Jeżeli wciąż żyjecie w świecie złudzeń, w którym wilki są „BE”, a małe dziewczynki w czerwonych czapkach, kapturkach czy coś tak „CACY”, no i zawsze dbają o swoje babcie nie bacząc na ciemności lasu; jeżeli nie zauważacie nonsensu wysyłania małolaty w mrok puszczy i to bez ochrony – to odpuście sobie tę opowieść. Żyjcie dalej w krainie złudzeń, gdzie kwiatki nie zostały skropione atomowym deszczykiem, a dobro zawsze zwycięża; gdzie nikt nie dba o ekologię, a wszelaka uprzejmość jest jak najbardziej oczekiwana. I drażnijcie wilki, w końcu urozmaicona dieta tych zagrożonych zwierząt, to podstawa!
14.12.2006 13:38
Ale jeżeli przynależycie do grupy, która dawno już zauważyła, iż czerwony kolor nie przypasowuje do grzecznego dziewczątka, a las nie jest dla dzieci... zapraszamy. Tylko tutaj wyjaśnimy wasze niepewności, wiążące się z TĄ babcią i TYM wilkiem, oraz osobnikiem, który wypatroszył biednego zwierzaka. Jeżeli wydaje się wam, że z tym wszystkim wiąże się coś więcej... cóż, macie rację. Oto w kolejnym odcinku z bajkowego „Archiwum X”, sprawa ciastek, babci i... Disney’a (czy ktoś gościa lustrował przed mrożeniem?)? Kolejne odarcie słodkiej, ckliwej opowiastki, z jej lukrowatej polewy. Kolejne odwirowanie mózgu z wpojonej nam niegdyś treści.
Ale zacznijmy od pewników!!! Czerwony Kapturek był kobietą. I to by było na tyle. Reszta, to farsa i wiele, wiele więcej. Zbiegowisko wszelakich przypadków, w których łapy, palce, ogony i uszy maczali: dziewczynka, staruszka, drwal, wilk... oraz masa innych, mniej lub bardziej człekokształtnych osobników. I choć właściwie wystarczyłoby powiedzieć nic poza tym, iż oto macie przed sobą na pozór rysunkową opowiastkę dla dzieci, ale właściwie, no wiecie – nie pokazujcie jej lepiej tym niepełnoletnim!
Zachowajcie dla siebie, by gdy zasną, w końcu dowiedzieć się, co kryło się w łóżku, po co były te wielkie oczy i łapy, czemu dziewczynki grasowały po lasach, a Baba Jaga na samym początku dała dyla. Aż się za miotłą kurzyło!
I to by było na tyle z wrażeń po obejrzeniu tego śledczego dokumentu. Dokumentu z nutką komizmu i dekadencji. Właściwie, to historii od początku rozkładającej na łopatki, ale trzeba nadmienić, iż głównie dzięki naszemu rodzimemu dubbingowi. Dubbingowi dzielnie, choć podobno pod srogą batutą damy i weteranki tej sztuki, czyli pani Miriam Aleksandrowicz. Tym razem, dobrała sobie do spółki Jolantę Fraszyńską, Jarosława Boberka, oraz niezrównanego, wspaniałego i nadmiernie wyrazistego Adama Ferency.
Cóż, to głównie dzięki nim, ich specyficznym głosom, ale przede wszystkim też dzięki świetnemu tłumaczeniu tzw. "śmiesznego cudzego" języka, na nasz, to właśnie ten film może stać się spokojnie konkurentem nawet samego "Shreka". „Serio Serio!” Traktującego wszystko z przymrużeniem oka, ale nie widza. Tego, biorą raczej aż nad podziw poważnie!