Strachy na lachy
Film zapowiada się ciekawie. Ale w miarę rozwoju akcji i im bliżej finału coraz bardziej rozczarowuje. To bolączka większości współczesnych horrorów – interesujący pomysł na intrygę nie zostaje w satysfakcjonujący sposób rozwinięty.
21.11.2007 11:58
Pokój nr. 1408 w jednym z nowojorskich hoteli cieszy się ponurą sławą – każdy, kto się wnim zatrzyma, ginie w makabrycznych okolicznościach. Mike Enslin, autor przewodników po nawiedzonych miejscach postanawia udowodnić, że historie na temat pokoju to tylko tzw. urban legends i nie zważając na ostrzeżenia dyrektora hotelu, postanawia spędzić w 1408 noc. No i się zaczyna!
Przyznacie, początek intrygujący. Kino grozy zazwyczaj stawia na zło spersonifikowane. W „1408“ zło jest bardziej abstarkcyjne, bo czarnym charakterem jest hotelowy, na pierwszy rzut oka bardzo zwyczajny, pokój. Łóżko, komoda, szafa, kilka krzeseł – czego się tu bać? Dopóki film porusza się w sferze niedomówień, póki najważniejszy jest sam klimat zagrożenia, film naprawdę wciąga. Tyle, że … miało być strasznie, a wyszło jak zwykle. W miarę rozwoju akcji reżyser Mikael Hafstrom zaczyna serwować oklepane horrorowe chwyty – atakujący znienacka facet z nożem, duchy, robaki, a w finale ogólna demolka.
„1408“ jest ekranizacją opowiadania Stephena Kinga. Pojawiają się w nim charakterystyczne dla całej twórczości pisarza wątki – walki z własnym strachem, słabościami i obsesjami. Na życiu Mike’a silne piętno odcisnęła rodzinna tragedia. Jego ostentacyjna niewiara w zjawiska paranormalne jest raczej pokrętną formą wypierania ze świadomości tej tragedii.
Jednak krótkie opowiadanie nie wystarczyło na kinową fabułę. Intryga, która świetnie sprawdziłaby się w filmie krótkometrażowym, tu sprawia wrażenie na siłę rozciąganej i trzeszczy w szwach.