''Szatan z 7‑ej klasy'': Bujny życiorys Macieja Damięckiego
14.11.2014 | aktual.: 22.03.2017 19:21
Media, ku irytacji Macieja Damięckiego, zamiast na osiągnięciach zawodowych, znacznie bardziej interesują się ich życiem prywatnym... I trudno im się dziwić.
Pochodzi z aktorskiego klanu, który obecny jest w branży już od czterech pokoleń. Aktorką i reżyserką, choć bez odpowiedniego wykształcenia, była jego babcia Alina Górska; na scenie występowali jego rodzice, Dobiesław i Irena Damięccy, niezwykle ceniona w światku artystycznym para. Gra on sam i jego brat Damian, prawdziwą karierę robią też jego dzieci, Matylda i Mateusz.
I tylko żona Macieja Damięckiego jest, jak sam żartuje, „normalna”, bo trzyma się z dala od kamer – choć przecież nawet ona zaliczyła swój filmowy epizod.
Rodzina Damięckich nie zdominowała jednak polskiej branży filmowej. Każdy z członków tego licznego klanu znalazł sobie własną niszę, dzięki której może się realizować artystycznie. Robią zaś, faktycznie, niemało, jednak media, ku irytacji Macieja Damięckiego, zamiast na osiągnięciach zawodowych, znacznie bardziej interesują się ich życiem prywatnym... I trudno im się dziwić.
Wychował się w teatrze
Maciej Damięcki urodził się 11 stycznia 1944 roku w Podszkodziu, bo tam właśnie, niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego, ukrywali się jego rodzice, których oskarżono o zabicie Igo Syma, kolaboranta współpracującego z Gestapo (więcej tutaj).
Wraz ze swoim starszym o trzy lata bratem Damianem towarzyszył rodzicom w trasie i, jak sam twierdził, praktycznie „wychował się w teatrach”, podpatrując aktorów i poznając swój przyszły zawód od podszewki.
Nie po znajomości
Na ekranie zadebiutował – wraz z bratem – wcześnie, bo już w 1956 roku, jako Franek w „Tajemnicy dzikiego szybu”.
Film w reżyserii Wadima Berestowskiego oparto na popularnej powieści młodzieżowej Edmunda Niziurskiego „Księga urwisów”. Jak twierdził Damięcki, przesłuchanie wygrali uczciwie, nie powołując się na swoje koneksje.
- Niektórzy trochę kręcili nosem, że pewnie zaangażowano nas, dzieci, do tego filmu z racji nazwiska, choć po prostu wygraliśmy zdjęcia próbne. Ja w czołówce filmu wystąpiłem pod nazwiskiem panieńskim mojej matki, jako Mateusz Górski, żeby nie doszukiwano się w nas braterskiego podobieństwa, jako że w filmie nie graliśmy braci – mówił w wywiadzie dla portalu pisarze.pl. - To była wspaniała przygoda. Grałem zresztą jeszcze w kilku filmach dla dzieci, m.in. w "Szatanie z 7-ej klasy".
Nieprzychylna publika
Nic dziwnego, że po maturze Maciej, od najmłodszych lat chłonący artystyczną atmosferę, zdecydował się na pójść w ślady rodziców.
Dyplom w warszawskiej PWST otrzymał w 1966 roku i zaraz potem zadebiutował na scenie. Czas dzielił między film, telewizję (młodsi widzowie pokochali go za udział w programie „Pora na Telesfora”) i Teatr Dramatyczny. I choć sam przyznawał, że wielkich i pamiętnych ról na scenie nie zagrał, teatr wciąż jest mu bardzo bliski, bo tam właśnie ma największy kontakt z publicznością.
Z tą sympatią publiczności faktycznie bywało różnie...
Ostracyzm społeczny
O tym, jak nieprzyjazne może być środowisko artystyczne Damięcki dowiedział się po swoim ślubie. Jego pierwszą żoną została koleżanka po fachu, Anita Dymszówna, córka znanego aktora Adolfa Dymszy.
Starzejący się Dymsza ciężko chorował, więc rodzina zdecydowała o umieszczeniu go w ośrodku, gdzie mógłby otrzymać specjalistyczną pomoc. Gdy aktor zmarł w 1975 roku, rozpętało się prawdziwe piekło…
Dymszównę i Damięckiego oskarżano o totalny brak uczuć, aktorkę napiętnowano za „oddanie rodzica do przytułku”, znajomi się od nich odwrócili. Dymszówna pocieszenia szukała w alkoholu, rozpadło się jej małżeństwo, a ona sama zaszyła się na uboczu, zrywając kontakt ze wszystkimi.
Zmarła w zapomnieniu. Damięcki ożenił się po raz drugi, z menadżerką Joanną (na zdjęciu), i to u jej boku znalazł szczęście.
TW ''Bliźniak''
Rok 2007 był dla Damięckich wyjątkowo trudny – w marcu Dziennik ujawnił, że aktor współpracował z SB jako TW „Bliźniak”.
Dziennikarze gazety odkryli, że Maciej Damięcki przez 16 lat donosił na swoich znajomych z branży. Z oficerami wywiadu miał spotkać się 76 razy; za swoje informacje nie brał pieniędzy. Współpracę zerwał zaś dopiero w 1989 roku. Zapytany, czy to prawda, Damięcki zaprzeczył; dopiero gdy pokazano mu podpisane przez niego zobowiązanie, przyznał:
Jak opowiadał, zobowiązanie podpisał, by odzyskać prawo jazdy, gdy złapano go za kierownicą pod wpływem alkoholu. W rozmowie z telewizją TVN24, dodawał jednak, że nie spotykał się tak często z oficerami SB i nie donosił na kolegów.
Walka o zdrowie
Potem przyszły też problemy zdrowotne. Damięcki początkowo ignorował złe samopoczucie, ale wreszcie zdecydował się na wizytę u specjalisty.
- Ja namówiłam Macieja* – mówiła w _Super Expressie_ jego żona. *- Chociaż nie było u niego żadnych objawów, powiedziałam mu: ja co roku robię cytologię, to ty też idź i się przebadaj.
Diagnoza była przerażająca – rak prostaty.
- To był bardzo malusieńki guz, ale dzięki tym badaniom został wykryty tak wcześnie – mówił Damięcki, któremu udało się pokonać nowotwór. Od tamtej pory jest mocno zaangażowany w akcje społeczne; wziął też udział w kampanii "Prostata na lata", namawiając wszystkich do regularnych badań.
- Apeluję, żeby mężczyźni badali się pod kątem raka prostaty. To jest w Polsce tak wstydliwy temat, że nikt nie chce o tym mówić – komentował. - Dziękuję żonie, że mnie namówiła na te badania. Mężczyźni nie powinni czekać, aż pojawią się niepokojące objawy, bo wtedy może być już za późno nawet na operację... (sm/gk)