''Trędowata'': Niezwykłe kulisy filmu, który obejrzało 10 mln widzów
20.07.2015 | aktual.: 22.03.2017 08:43
Romans dla kucharek sprzed pół wieku, synonim tandety, symbol kiczu i bezguścia – w podobnie niewybrednych słowach krytycy oceniali „Trędowatą” Jerzego Hoffmana, ekranizację powieści Heleny Mniszkówny.
Romans dla kucharek sprzed pół wieku, synonim tandety, symbol kiczu i bezguścia – w podobnie niewybrednych słowach krytycy oceniali „Trędowatą” Jerzego Hoffmana, ekranizację powieści Heleny Mniszkówny.
Ale żadna, nawet najbardziej miażdżąca i okrutna recenzja, nie zdołała zniechęcić widzów, którzy tłumnie ustawili się przed kasami biletowymi w kinach.
– Kiedy w listopadzie 1976 roku film wszedł na ekrany, publiczność masowo wtargnęła do kin, natomiast krytyka nie posiadała się z oburzenia. Ale już Boy-Żeleński mawiał, że „krytyk i eunuch z jednej są parafii, obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi” - komentował to sam reżyser.
Miał powody do zadowolenia. Film obejrzało niemal 10 milionów widzów.
Problemy na planie
Historia miłosna, opowiadająca o zakazanym uczucia ordynata Waldemara Michorowskiego (Leszek Teleszyński) do guwernantki Stefanii Rudeckiej (Elżbieta Starostecka), zachwyciła i doprowadziła do płaczu całe tłumy.
Hoffman mógł wreszcie odetchnąć z ulgą, bo przygotowania do filmu okupione były prawdziwymi wyrzeczeniami.
Kolejni ludzie wycofywali się z projektu, zdjęciom towarzyszył prawdziwy pośpiech, zwierzęta były wyjątkowo nieposłuszne (wreszcie w jednej ze scen konia musiał zastąpić sam reżyser), a Elżbieta Starostecka, zbyt wczuwszy się w rolę, złamała sobie rękę.
Literatura dla kucharek
Problemy zaczęły się już na poziomie scenariusza.
Jego autor, Stanisław Dygat (na zdjęciu), oburzony poprawkami naniesionymi przez reżysera, wycofał się z projektu, w dodatku nakazał usunąć swoje nazwisko z czołówki i zrzekł się wszystkich korzyści finansowych.
– Jako prawdziwy intelektualista nie mógł poważnie potraktować powieści Mniszkówny, o której mówiono, że jest literaturą dla kucharek. Napisał więc pastisz, ale stwierdziłem, że nie ma powodów, by śmiać się z nieszczęśliwej miłości. Poza tym nie była to tylko opowieść o namiętnym uczuciu, ale też o wykluczeniu, braku tolerancji, hipokryzji wyższych sfer – cytuje reżysera magazyn „Tele Tydzień”.
Dentysta sadysta
Gdy już aktorzy zostali wybrani i Hoffman chciał rozpocząć zdjęcia, okazało się, że Elżbieta Starostecka „jest niedysponowana”. Aktorka przeszła zabieg dłutowania zębów i była tak spuchnięta, że prace nad filmem opóźniono o kilka tygodni. To dlatego reżyser naciskał później na ekipę, by się „sprężyła”.
– Zdjęcia realizowaliśmy w szybkim tempie, czuć było pewną dozę gorączkowości. Ten rodzaj pracy w zupełności mi jednak odpowiadał – wspominała aktorka.
Podobno na planie Starostecka była wyciszona, stała z boku i praktycznie z nikim nie rozmawiała. Jak głosi plotka – wszystko z powodu zazdrosnego męża, Włodzimierza Korcza, który nie pozwalał żonie integrować się z ekipą.
Listowne oświadczyny
Leszek Teleszyński po „Trędowatej” stał się prawdziwą gwiazdą. Otrzymywał tysiące listów od wielbicielek, a zakochane kobiety proponowały mu małżeństwo. Jak sam żartował, z żadnej oferty nie skorzystał, bo był na to zbyt nieśmiały.
Pracę na planie wspominał z sentymentem, choć nie ukrywał, że czasami było naprawdę ciężko.
- To było koszmarnie gorące lato. Wystarczyło zrobić kilka kroków, żeby pot zalewał nam oczy. Charakteryzatorki co chwilę podbiegały do nas, by usunąć nam go z czoła – cytuje słowa aktora magazyn „Retro”.
- Co gorsza, w trakcie zdjęć musieliśmy zamykać okna w pałacu, gdyż nie był on przez ekipę wynajęty w całości, a liczne wycieczki powodowały na dziedzińcu spory hałas.
Reżyser, który stał się koniem
Do filmu Teleszyński musiał również nauczyć się powozić zaprzęgiem i jeździć konno. Nie sprawiło mu to większych trudności – znacznie poważniejsze problemy miał reżyser z okiełznaniem ogierów, które nie chciały stać spokojnie i nieustannie wymykały się z kadru.
Kiedy próbowano sfilmować Teleszyńskiego siedzącego na koniu, a zwierzę spłoszyło się po raz kolejny, zniecierpliwiony reżyser kazał aktorowi zsiąść i po prostu wziął go na barana, zastępując niespokojnego wierzchowca.
- Jerzy Hoffman (na zdjęciu) zachowywał się przyzwoicie i nie wychodził z kadru– żartował później Teleszyński.
Często radzono sobie i bez zwierząt – podczas kręcenia sceny, kiedy Anna Dymna i Mariusz Dmochowski siedzą w karecie, powóz stał w miejscu. Członkowie ekipy trzęśli nim i machali gałęziami, by stworzyć wrażenie ruchu.
Zagipsowana trędowata
Elżbieta Starostecka wyznawała, że pod koniec zdjęć dała się nieco ponieść emocjom, co nie skończyło się dla niej dobrze. Kręcono wówczas scenę na balu, kiedy goście upokarzają guwernantkę, mówiąc, że jest dla nich jak trędowata.
– Nie potrafiłam zagrać tej sceny „na zimno”, bez emocji – cytuje aktorkę „Tele Tydzień”.
**- Stojąc pośrodku rozjuszonego, napierającego na mnie tłumu, będąc popychaną i znieważaną, byłam roztrzęsiona. Wybiegając z balu, w potworną ulewę pośliznęłam się i złamałam kość przedramienia. Na szczęście w jednej z kolejnych scen miałam wystąpić w kostiumie z dłuższym rękawem, a ekipa bardzo się starała, by nie uwiecznić w kadrze mojego gipsu. (sm/gk)