Umowa z Bogiem

"Poważny człowiek" nie jest, jak chce tego wielu zachodnich krytyków i recenzentów, pierwszym realistycznym filmem braci Coen, ani tym bardziej minimalistyczną, stricte żydowską wersją "American Beauty". Przefiltrowane, wyblakłe przedmieścia Minnesoty lat sześćdziesiątych są tu raczej wybiórczą i mocno subiektywną emanacją wspomnień z dzieciństwa samych autorów, zamkniętą na realizm otaczającej ich rzeczywistości w stopniu podobnym, co czasoprzestrzeń "Bartona Finka" i "Big Lebowskiego". Wszystko wydaje się zresztą na miejscu, bo Larry Gopnik, tytułowy poważny człowiek, jest przecież swoistym uzupełnieniem tych dwóch postaci - protagonistą biernym, naznaczonym obłędnym irracjonalizmem przeznaczenia i niezdolnym do efektywnego przeciwdziałania.

08.06.2010 18:12

Intrygujący, mocno dwuznaczny prolog w języku jidisz (czy można zabić dybuka - duszę umarłego?) podpowiada, że bohater obciążony jest klątwą przodków, prześladowany podjętą przez nich decyzją. Pozorowany - bo niby wszystko jest tu szare i zwyczajne (a nie jest!) - realizm reszty opowieści jest tym samy przyczynkiem do zderzenia racjonalizmu i duchowości. W ułożony żywot Larry'ego, wykładowcy fizyki i praktykującego Żyda, wkrada się absurd takich rozmiarów, że ten nie potrafi ogarnąć go rozumem. Najlepszy przyjaciel sypia z jego żoną, usadzony na kolejny rok student szantażuje go łapówką, brat niemiłosiernie wykorzystuje ich relacje, a dzieci zwyczajnie ignorują. Dlaczego zdarzenia przyjmują taki, a nie inny obrót? Gdzie szukać uzasadnienia? Jakiego dokonać wyboru? Kolejni rabini nie podsuwają żadnej solucji. Czy Bóg mnie kocha? Dlaczego Bóg mnie nie kocha? Czy w ogóle istnieje?

Podszyty ironią paradoks jest tu częstym gościem: wspomniana próba zabicia dybuka, pozbawiona jednoznacznej (a raczej jakiejkolwiek) puenty anegdotka o zębach goja, szantaż łapówką, której nie było... Przewrotny żart kryje się nawet w niepozornej rozmowie telefonicznej, będącej typowo coenowskim kluczem do zrozumienia całości. Bohater przeprowadza ją z przedstawicielem firmy wysyłkowej Columbia Record Club, usilnie twierdzącym, że ten zamówił płytę "Abraxas" Santany. Słowo abraxas można tu odczytywać symbolicznie; zarówno jako umowną przyczynowość zdarzeń, jak i dość dosłownie, jako imię stwórcy. Czy zatem, mamrocząc bezsilnie do słuchawki "Przecież nic nie zrobiłem! Co takiego zrobiłem?", bohater polemizuje z Bogiem?

Dramat sponiewieranego Gopnika staje się niemal dramatem biblijnego Hioba, bezlitośnie doświadczanego przez kaprys siły wyższej, której pochodzenie w tym akurat przypadku nie jest wyraźnie sprecyzowane. Czy to złośliwy Bóg właśnie, czy raczej spiętrzona niegodziwość losu? A może sami Coenowie wystawiają na próbę swojego bohatera? W finałowej, absolutnie przepięknej scenie, siada on przed kartką papieru, nieświadomy znaczenia decyzji, jaką za chwilę podejmie. Czy sprzeniewierzy się własnym zasadom, zmieniając ocenę oblanego ucznia? Jeśli nie, zapewne zostanie wynagrodzony. Jeśli tak, stanie się bezużyteczny. Dla swego Boga, dla nas, dla Coenów.

Urwany w odpowiednim momencie finał sugeruje, że życie jest... pudełkiem. Ale nie czekoladek, a tym z naukowego eksperymentu Schrodingera, którym bohater posługuje się przy próbie zobrazowania swoim studentom jednego z matematycznych równań. Do momentu usunięcia wieczka, znajdujący się wewnątrz kot jest jednocześnie żywy i martwy. Jak to możliwe? Grunt to, jak sugeruje jeden z rozmówców Gopnika, "zaakceptować tajemnicę".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)