Urzekające piękno prostej opowieści
Zachęcony dwoma, trzema opisami gdzieś napotkanymi postanowiłem dotrzeć do tego filmu przed jego premierą. Chciałem go poznać i o nim napisać. Chciałem podzielić się moimi odczuciami i cieszę się, iż tak się stało, gdyż obraz ten urzekł mnie swoją naturalnością, lekkością, ale przede wszystkim głębią uczuciową, która jest tu tak ogromna jest bliski, bardzo bliski ocean.
04.12.2006 18:08
Jakże głęboka siła emocjonalna drzemie w tradycji, tej przekazywanej od wieków z dziada na ojca, z ojca na syna, z ust do ust. Tradycja to świętość, to religia, to wszystko, czym dana społeczność żyje i co ma dla niej swoisty sens istnienia. Bez tradycji nic się nie liczy, a ci co jej nie szanują , nie przekazują dalej - tracą honor i dobre imię.
I bez względu na to, dokąd dotrzecie miejcie na uwadze szacunek dla tradycji społeczności, narodu, który będzie Was gościł. Oglądając ten film warto pomyśleć podobnie poznając niesamowitą siłę kultury ludów pierwotnych Nowej Zelandii. Siłę, która podarowana jest jedynie wybranemu, lecz czy ważna jest jego płeć? W tym przypadku - tak, tu urodzić się pierworodnym chłopcem, to czuć się wybranym, jednak daleka jeszcze droga do pełni szczęścia.
W małej nadbrzeżnej wiosce zamieszkuje plemię Maori pochodzące od przodka imieniem Paikea, Jeźdźcy Wielorybów. W każdym pokoleniu, jest męski spadkobierca tytułu wodza. Czas próby nadchodzi, gdy... rodzą się bliźniaki i jeden z nich umiera (chłopiec). Koro, obecny przywódca, nie jest w stanie zaakceptować swojej wnuczki, Pai, jako przyszłego przywódcy.
To swoiste zmaganie charakterów, osobowości, postaci małej dziewczynki i jej kochanego dziadka jest napędem tej szczególnej opowieści. I choć nie ma w niej wyszukanej historii, nie wydano milionów dolarów na efekty specjalne, popisy kaskaderów, wszystko to się nie liczy. Nie jest ważne, liczy się tu i teraz, liczy się poszukiwanie następcy, przyszłego wodza plemienia Maori, który naprawdę jest wybrany. Problem w tym, iż powinien być to chłopiec, a nie dziewczynka.
Poznając wiele filmów w ciągu miesiąca i pisząc o nich czasem czuję się zmęczony, gdy przychodzi mi oglądać tak różnorodne filmy. Wynika to przede wszystkim z faktu, iż trafiam co pewien czas na tytuły, które nie tylko są niskich lotów, ale i poznanie ich, dodatkowo wyczerpuje. Lekarstwem na takie przypadłości mogłaby być przerwa w oglądaniu na jakiś czas, u mnie to odpada z wielu względów. Odpowiednim jednak lekarstwem dla duszy spragnionej ciekawych, wzruszających przeżyć, są właśnie takie filmy, jak „Whale Rider”.
Scena z wielorybami, dla tych, którzy nie wstydzą się łez sprawi, iż drgnie coś w głębi duszy, serce zacznie inaczej bić, a oczy w pewnym momencie będą wilgotne. Dzięki temu nastąpi jednak wasze szczególne oczyszczenie. Ta jedna, długa i piękna scena, będzie kulminacją tego wszystkiego, co działo się wcześniej i co nie było bez znaczenia dla losów Pai. Będzie to niewątpliwie jedno z ciekawszych doznań będących Waszym udziałem, a także jeden z tych filmów, który powinien na długo zaistnieć w świadomości widzów tej jesieni.