W krainie złudzeń i botoksu

David Cronenberg, bezkompromisowy i wyrazisty twórca znany z takich filmów jak „Mucha” czy „Niebezpieczna metoda” zabiera nas tym razem do Hollywood. Ale nie będzie to przyjemna podróż. „Mapy gwiazd” to gorzka i ostra jak brzytwa satyra na życie gwiazd w Fabryce Snów.

03.11.2014 13:04

Havana Segrand (kapitalna Julianne Moore, nagrodzona za tę rolę w Cannes) to przekwitająca diva kina. Dręczona kompleksem sławnej matki-aktorki kwestionuje swój talent. Klucz do sukcesu widzi w urodzie i seksapilu, dlatego za wszelką cenę nie chce wypuścić z rąk przemijającej młodości. W wyniku zbiegu okoliczności jej asystentką zostaje tajemnicza dziewczyna Agatha (Mia Wasikowska), odrzucona przez rodzinę piromanka-outsiderka z blizną. Limuzyną po Los Angeles wozi je Jerome (Robert Pattinson)
, szofer aspirujący do bycia aktorem. Wpływ na ich życie ma też prominentny doradca personalny, guru Havany i ojciec Agathy, dr Stafford Weiss (John Cusack), i trzynastoletni Benji, dziecięca gwiazda, która leczy się z uzależnienia.

Od razu widać, że Cronenberg nie pała zbyt wielką sympatią do Hollywood i stylu życia gwiazd mieszkających w Los Angeles. Reżyser przejaskrawił całą opowieść do granic możliwości, ale o dziwo, nie czuć tego wcale podczas seansu. Być może dlatego, że, karmieni jesteśmy codziennie kolorowymi okładkami brukowców, z których wręcz wylewają się historie o botoksie, silikonach i operacjach plastycznych, więc na pewnym poziomie to co u Cronenberga jest złośliwą metaforą, wcale tak naprawdę nie jest dalekie od rzeczywistości? Żyjemy w tandetnych i pustych czasach i to w dużej mierze pokazują nam „Mapy gwiazd”.

Jaskrawe kolory, sterylne przestrzenie i bohaterowie niczym z koszmaru. Pod względem kompozycji wizualnej, film ten jest konsekwentnie zbudowany, a tło akcji idealnie współgra z jego bohaterami. Gorzej jest już w przypadku scenariusza, który bywa dość chaotyczny, nie do końca umiejętnie składa się w całość. Cronenberg miał ambicje stworzenia swojej wersji genialnego „Gracza” Roberta Altmana, stworzenia kalejdoskopu różnorodnych postaci, których losy spinałyby się w końcu w jedną wielką historię, ale jednak mu się to nie udało. W dodatku, żadna z mini-historii opowiadanych w filmie, nie jest jakoś specjalnie zajmująca ani oryginalna. Wątek Agathy jest dość tajemniczy na smym początku (tym bardziej, że dziewczyna ma zabliźnione pół twarzy), ale z czasem traci swój urok. Postać Havany granej przez Julianne Moore jest najbardziej reprezentywny, choćby tylko przez jej fenomenalną rolę (spore szanse na nominację do Oscara), ale czysto fabularnie jest to zbieranina najbardziej oczywistych i wyświechtanych schematów
o gwiazdach Hollywood zapożyczonych z okładek brukowców.

„Mapy gwiazd” są trochę śmieszne, trochę straszne na swój sposób. Oglądając ten film ma się wrażenie jakby to był zły sen bądź narkotykowa halucynacja. I zapewne taki był zamysł Cronenberga. On dobrze wie jak skonfudować i zaniepokoić widza. Już dawno nie udawało mu się tego osiągnąć w taki sposób. Nie jest to wprawdzie dzieło, które można zaliczyć do najbardziej udanych w jego filmografii. Nie jest to zresztą ten sam Cronenberg, którego niektórzy z widzów znają i uwielbiają z takich filmów jak „Mucha”, „Videodrome” czy „Nagi Lunch”, bo już od ponad dekady robi on zupełnie inne filmy (choć śladowe części jego stylistyki ciągle są widoczne w kolejnych produkcjach). Tym niemniej, „Mapy gwiazd” to i tak jego najbardziej udany film od czasów „Wschodnich obietnic” z 2007 roku. Nie jest to wprawdzie wielki powrót na szczyt, ale jego najnowsza produkcja zapewne znajdzie sobie niemałe grono fanów.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)