Walka dobra ze złem

Nastoletni Will dowiaduje się, że tylko on może powstrzymać siły Ciemności przed całkowitym zniszczeniem naszego świata. Musi jednak odnaleźć tzw. znaki, dzięki którym Ciemność zostanie pokonana, a Jasność zwycięży. Ma na to niecały tydzień.

27.03.2009 09:43

„Ciemność rusza do boju“ Davida L. Cunninghama to ekranizacja sagi Susan Cooper. Książkowy cykl był bestsellerem w krajach anglosaskich. Cooper swoje powieści osadziła mocno w angielskich realiach. Pełno w nich odwołań do arturiańskich legend. Filmowa wersja wybrała bardziej uniwersalną konwencję. Chodziło oczywiście o pozyskanie widza, który książek Cooper nie zna, a królem Arturem i jego światem się nie interesuje.

W efekcie wyszło całkiem sprawnie zrobione, choć niewykraczające poza gatunkową przeciętność, widowisko fantasy. Drugoplanowe role przypadły angielskiej obsadzie, a to zawsze jest gwarantem dobrej aktorskiej roboty. Christopher Eccleston, który potrafi budzić niepokój samym tylko spojrzeniem, stanął po stronie złych mocy. Dobra bronią m. in. Ian McShane (serial „Deadwood“) i James Cosmo („Troja“).

Główny ciężar spoczął oczywiście na barkach odtwórcy roli Willa - kilkunastoletniego Kanadyjczyka, Alexandra Ludwiga. I trzeba przyznać, że ten młodziutki aktor nieźle poradził sobie z rolą. Jest wiarygodny, dość naturalny i budzi sympatię.

W warstwie czysto wizualnej wyraźnie widać wpływy filmowego cyklu o Harrym Potterze, a zwłaszcza filmowego „Władcy Pierścieni“. Podobne operowanie czernią, podobne mroczne klimaty. Nawet podobna technika filmowania – kiedy bohater Ecclestona jedzie konno, stylizowany jest na Nazgula z filmów Petera Jacksona.

Do takich wzorców oczywiście trudno mieć zastrzeżenia. Jednak za dużo w filmie Cunninghama efekciarstwa, a efekty specjalne zbyt często biorą górę nad samą intrygą.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)